Po kontuzji Doyle'a nie ma już śladu. "Ludzie wygadują różne bzdury"

Materiały prasowe / Na zdjęciu: zawodnicy Boll Team
Materiały prasowe / Na zdjęciu: zawodnicy Boll Team

Jason Doyle poprowadził w sobotni wieczór ekipę Boll Team do drugiego miejsca w pierwszej rundzie cyklu Speedway Best Pairs. Australijczyk wydaje się być w dobrej formie, a po poważnej kontuzji z sezonu 2016 nie ma śladu.

Przez trzy okrążenia finału pierwszej rundy cyklu Speedway Best Pairs wydawało się, że zakończy się ona zwycięstwem Boll Team. Niestety dla nich, drugi rok z rzędu stracili oni wygraną na ostatnim okrążeniu, tym razem na rzecz Fogo Power. Mimo wszystko, lider drużyny Jason Doyle miał wiele powodów do zadowolenia. - Nie wiem do końca co się stało w finale, było mnóstwo przetasowań. Tor zmieniał się bardzo w przeciągu zawodów. Arbiter trzymał nas długo pod taśmą, co nie jest zbyt dobre dla naszych rozgrzanych silników. To było piękne wydarzenie i jestem dumny, że mogę być częścią Boll Teamu. Mieliśmy znakomitą ekipę, która nas wspierała. Kolejne dwie rundy będą ciężkie, ale dysponujemy świetnymi ludźmi, stojącymi za nami. W Gnieźnie może być trudno, a w Niemczech może zdarzyć się wszystko, gdyż większość chłopaków nie zna tego toru zbyt dobrze - komentuje Australijczyk

W sezonie 2016, Doyle zanotował na Motoarenie bardzo groźny upadek, który zakończył się poważnym urazem. Zawodnik Ekantor.pl Falubazu Zielona Góra stracił wówczas szanse na zdobycie tytułu mistrza świata. Teraz wrócił na ten tor i z dorobkiem trzynastu punktów w fazie zasadniczej oraz trzema w dwóch ostatnich biegach udowodnił, że zostawił tamten koszmar daleko za sobą. - Wiedziałem, że nie mam żadnych problemów zdrowotnych. Pracowałem bardzo ciężko przez ostatnie pięć miesięcy, aby wrócić do normalności. Powrót do Torunia, gdzie miałem ten wypadek był swego rodzaju próbą charakteru. Chciałem zrobić dobry wynik i nie doznać szoku. Udało się i jestem bardzo szczęśliwy - przekonuje 31-latek.

Zimą dochodziły do nas różne wieści na temat powrotu do formy Doyle'a. Sobotnim występem, Australijczyk rozwiał jakiekolwiek wątpliwości i na dodatek uważa, że większość doniesień była wyssana z palca. - Ludzie wygadują różne bzdury. Niektórzy nie potrafią zrozumieć, iż nie musiałem wcale wracać, aby skorzystać z pomocy fizjoterapeuty z Zielonej Góry, skoro miałem znakomitego w Anglii. Po co pakować się w dodatkowe kłopoty, m.in. z samolotem, skoro zajmował się mną znakomity specjalista, na co dzień zajmujący się kontuzjami piłkarzy? To było bardzo ciężkie pięć miesięcy, ponieważ na to nie ma magicznej pigułki. Teraz jest już dobrze - podkreśla.

Kolejne rundy cyklu Speedway Best Pairs odbędą się w Gnieźnie (2 maja) oraz w Landshut (25 maja).

ZOBACZ WIDEO Nieprawdopodobny sezon Kamila Stocha. Spełnił trzy wielkie sportowe marzenia

Źródło artykułu: