Nicki Pedersen: Kibice myślą, że mogą mnie wykończyć. To część gry

Drugie miejsce zajął Nicki Pedersen w rozegranym w niedzielę XIV Memoriale Edwarda Jancarza. Duńczyk zapewnia, że wpadł w odpowiedni rytm. Wróciła też jego zadziorność, o czym mogli się przekonać gorzowscy kibice.

Marcin Malinowski
Marcin Malinowski
Nicki Pedersen i Bartosz Zmarzlik WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Nicki Pedersen i Bartosz Zmarzlik

17 punktów zdobytych w siedmiu biegach w mocnej stawce mogą nastrajać pozytywnie. Czy można mówić o triumfalnym powrocie trzykrotnego mistrza świata? - Na pewno. Mam teraz ekwipunek, z którym mogę pracować. Robiliśmy sporo zmian i dobrze czułem ten sprzęt od Ryszarda Kowalskiego. Byłem usatysfakcjonowany - mówił po zawodach Nicki Pedersen.

Ciężka praca w zaciszu w okresie zimowym przynosi powoli efekty. Reprezentant Kraju Hamleta sporo pozmieniał, ale dzięki temu czuje się na siłach, by znów walczyć o najwyższe cele. - Poszliśmy do przodu z wieloma rzeczami w ustawieniach. Tory robią się coraz bardziej śliskie i potrzebujemy dobrego sprzętu na te warunki. Czuję, że nadal jestem zdolny, by zrobić swoją robotę i widzieliśmy to podczas tych zawodów. Stawka była bardzo silna, format Grand Prix i dostałem się do finału. Jestem szczęśliwy, bo jeśli tam się znajdziesz, to już wszystko się może wydarzyć. Drugie miejsce pokazuje, gdzie chcę być i jest dobrze. Jestem gotowy na Grand Prix i Ekstraligę - zadeklarował 40-latek.

Istotne w niedzielnym występie reprezentanta Danii jest to, że ani razu nie przyjechał na trzeciej lub czwartej pozycji. Za każdym razem albo wygrywał albo był drugi. - Była konsekwencja i o to nam chodziło. W ostatnich miesiącach zrobiliśmy mnóstwo testów i z jednych rozwiązań byliśmy zadowoleni, z innych nie. Po to są treningi. Powoli zaczynamy spotkania o stawkę i ze swoimi silnikami czuję się gotowy do walki - mówił urodzony w Odense zawodnik.

Początek tego roku nie wskazywał jednak na dobrą formę Duńczyka. Okazuje się, że potrzeba było czasu, by znaleźć odpowiednie ustawienia. - Trochę się męczyłem i nie byliśmy zadowoleni z silników i testowaliśmy nowe rzeczy, które były już lepsze. Trzeba było jednak próbować podczas sparingów. Teraz wracamy na odpowiednie tory i chcę by tak było przez cały sezon. W Zielonej Górze też pojechałem dobrze, teraz w Gorzowie z innym sprzętem. Wszystko zaczyna się układać tak, jak tego chcę - powiedział żużlowiec Fogo Unii Leszno.

ZOBACZ WIDEO Dlaczego Sparta nie namówiła Sławomira Kryjoma? Menedżer podaje powód

Podczas XIV Memoriału Edwarda Jancarza można było zobaczyć starego, dobrego Pedersena. Była prędkość, walka na torze, zadziorność i gwizdy kibiców. Walecznemu jeźdźcowi oberwało się od fanów za akcję z półfinału, z którego wykluczono miejscowego matadora, Bartosza Zmarzlika. Sympatycy gorzowianina nie byli zadowoleni z decyzji sędziego, ale powtórki pokazały, że arbiter miał rację.

- Wszyscy mogli zobaczyć te sytuację. Takie jest ściganie. Chciał wykorzystać okazję, by wyprzedzić mnie po wewnętrznej, ale na torze było ciasno. Zahaczył o moje przednie koło i został wykluczony. Dobrze, że była telewizja, to sędzia mógł spokojnie zobaczyć, co się tam stało - skomentował całe zajście poszkodowany.

Krótko po przerwaniu wyścigu wielokrotny medalista IMŚ pomachał palcem w kierunku wychowanka Stali Gorzów, gdy ten przejeżdżał obok. To szczególnie rozzłościło miejscowych kibiców. Kontrowersyjny zawodnik słysząc buczenie i gwizdy przyłożył jeszcze ręce do założonego na głowę kasku, jakby chciał zakomunikować, ze nie słyszy wydawanych przez fanów dźwięku. Cała sytuacja znalazła jednak spokojny koniec.

- Wiem, że fani nie byli zadowoleni. Bartek jest tutaj bohaterem. Jesteśmy jednak charakterni i lubię to. Chciałem awansować do finału i pozostałem skupiony. Porozmawiałem z nim i wszystko sobie wyjaśniliśmy. To wyścig i czasem coś pójdzie nie tak. Nie miał złych zamiarów. Wiedział, co źle zrobił. Jest coraz lepszym żużlowcem - komplementował rywala Pedersen.

Ludzie na trybunach nie dawali mu jednak spokoju i gwizdali także później. - To nie sprawia, że jestem zły, tylko się śmieję. To część gry. Kibice myślą, że mogą mnie wykończyć, ale to tylko czyni mnie silniejszym. Im więcej gwiżdżą tym lepiej mi idzie. Nie ma to na mnie żadnego wpływu. Gdy zakładam kask, to interesuje mnie tylko wyścig - skwitował w swoim stylu trzykrotny mistrz świata.

Najbliższe dni powinny zweryfikować, czy dobra jazda w gorzowskim memoriale to tylko pojedynczy wyskok. Żużlowiec jest jednak pewny siebie i wierzy w to, że będzie miał miejsce w składzie drużyny z Leszna podczas inauguracji PGE Ekstraligi w najbliższy weekend. - Mam teraz sprzęt i jestem bardzo głodny sukcesów. Czuję, że wracam do gry. Mamy bardzo silny zespół w tym roku. Cieszę się, że menedżerem jest Piotr Baron. To człowiek z ambicjami, który chce poprawiać wyniki, szczególnie przeciwko ekipie z Wrocławia - przyznał Duńczyk.

Zanim jednak liga, to leszczynian czeka rewanżowy sparing ze Stalą Gorzów. Czy we wtorek zobaczymy Nickiego Pedersena na Stadionie im. Alfreda Smoczyka. - Myślę, że tak. Wciąż mamy trochę rzeczy, które potrzebujemy przetestować. Jestem szczęśliwy, że mam sprzęt, na którym mogę się z powodzeniem ścigać w Ekstralidze. Czuję się gotowy - zakończył aktualny indywidualny mistrz Europy.

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy występ w Memoriale to pojedynczy wyskok Nickiego Pedersena czy powrót na zwycięskie tory?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×