Wiadomo, że żużel jest sportem ekstremalnym, gdzie ryzyko odniesienia kontuzji jest naprawdę ogromne. Zawodnicy są jednak coraz lepiej zabezpieczeni. Do obowiązkowych ubezpieczeń dorzucają dodatkowe polisy, które sprawiają, że są nieźle przygotowani na przeróżne losowe zdarzenia.
W polskim żużlu jest tak, że każdy zawodnik musi mieć obowiązkowe ubezpieczenie NNW. Inaczej nie otrzyma licencji. Koszt polisy wynosi od 1050 do 1700 złotych. Żużlowiec ubezpiecza się na kwotę 50, 100 lub 150 tysięcy złotych. W razie tzw. sportowej śmierci otrzymuje połowę sumy. W przypadku trwałego uszczerbku na zdrowiu w grę wchodzą procenty od kwoty ubezpieczenia.
Dawniej żużlowcy kupowali przede wszystkim najtańsze polisy. Jednak po wypadkach Darcy'ego Warda, Jarosława Hampela, Witalij Biełousowa i śmierci Krystiana Rempały zawodnicy biorą droższe ubezpieczenie, względnie zostają przy tych za 50 tysięcy, ale dokładają do tego indywidualne polisy. W tej chwili około 30 żużlowców PGE Ekstraligi i połowa stawki Grand Prix ma dodatkowe zabezpieczenie.
Żużlowcom mocno dał do myślenia przede wszystkim przykład Hampela. Zawodnik dzięki dodatkowej polisie, po dramatycznym wypadku w półfinale DPŚ w Gnieźnie w 2015 roku, nie musiał sobie zaprzątać głowy niczym poza dochodzeniem do sprawności. Nieoficjalnie mówi się, że sportowiec z ubezpieczenia na kwotę 70 tysięcy złotych miał dostać kilkaset tysięcy. Był doskonale zabezpieczony, bo dostawał określone świadczenia za każdą absencję w meczu spowodowaną kontuzją.
ZOBACZ WIDEO Dlaczego Sparta nie namówiła Sławomira Kryjoma? Menedżer podaje powód
Hampel był przezorny, więc inni poszli jego śladem i wzięli polisy gwarantujące wypłatę nawet miliona złotych za trwałą niezdolność do jazdy oraz do 35 tysięcy złotych za każdą meczową absencję i do 40 tysięcy złotych zwrotu kosztów leczenia.
Zawodnicy muszą mieć polisy na jazdę w Polsce, ale i też w ligach zagranicznych. Żużlowiec dostaje licencję za wykup ubezpieczenia na minimalną kwotę 76, ale coraz więcej płaci stawkę rzędu 104 euro, bo gwarantuje ona zwrot do 12 tysięcy euro za transport do kraju. Przy mniejszej stawce kwota zwrotu wynosi 5 tysięcy. Niektórzy dokładają do obowiązkowych polis dodatkowe za około 1200 złotych, bo gwarantują one do 60 tysięcy euro zwrotów kosztów leczenia za granicą. Przy obowiązkowych jest to 14 tysięcy euro.
Zwrot w zachowaniu żużlowców nastąpił po ubiegłorocznym wypadku Maksyma Drabika w lidze szwedzkiej. Betard Sparta Wrocław, klub Drabika, musiała zapłacić 12,5 tysiąca euro za przelot zawodnika samolotem sanitarnym do Polski. Polisa dawała Drabikowi do 5 tysięcy euro zwrotu za to świadczenie. Żużlowiec dostał też rachunek ze szwedzkiego szpitala. Na szczęście koszty wziął na siebie tamtejszy pracodawca zawodnika.
Oczywiście zdarzają się zawodnikom ubezpieczeniowe wpadki. Tak było z Wardem, który miał polisę na wszystko, tylko nie na żużel. Pomógł mu jednak Przemysław Termiński, właściciel Get Well Toruń, broker ubezpieczeniowy. Wykorzystał on swoje kontakty w Anglii i sprawił, że tamtejsza firma wypłaciła Darcy'emu świadczenie.
Zdaniem Krzysztofa Cegielskiego, przewodniczącego stowarzyszenia żużlowców Metanol, temat ubezpieczeń jest już całkiem nieźle poukładany. - Brakuje tylko obowiązkowego ubezpieczenia dla młodzieżowców od trwałej niezdolności - mówi Cegielski. - W zasadzie jest gotowy projekt, który czeka w PZM na wdrożenie. Jeśli on wejdzie w życie to zawodnik, którego spotka nieszczęście na początku kariery nie będzie musiał zbierać do kasku, bo za składkę nie większą jak dwa tysiące dostanie od stu do dwustu tysięcy na start w nowe życie.
A jeszcze na początku XXI wieku ubezpieczenia w żużlu wyglądały fatalnie. Wspomniany Cegielski miałby duże problemy, gdyby w 2003 roku nie miał polisy wykupionej w Anglii i Szwecji. W Polsce nie można było wówczas takiej kupić. Tymczasem Cegielski doznał wówczas poważnej kontuzji kręgosłupa. Zagraniczne ubezpieczenie dało mu komfort w leczeniu.