Tomasz Gollob już w dniu wypadku na crossie był operowany. Żużlowiec ma uszkodzony rdzeń kręgowy, a także szereg innych dolegliwości. Zawodnik MRGARDEN GKM-u Grudziądz nadal leży na OIOM-ie Wojskowego Szpitala w Bydgoszczy, ale ma być przeniesiony na oddział neurologiczny.
Od dnia wypadku pojawiło się wiele hipotez i teorii dotyczących tego, jak doszło do feralnego zdarzenia. Swoje zdanie na ten temat ma Wiesław Wiśniewski, który jechał zaraz za Gollobem i jako pierwszy udzielił mu pomocy. - Według mnie to był po prostu nieszczęśliwy wypadek. Tomek miał nowy motocykl, bo jechał na modelu z tego roku. Ten sprzęt nie mógł mieć przejechanych wiele motogodzin. To, że przyczyną wypadku był sprzęt, całkowicie wykluczam - mówi.
Wiśniewski nie zgadza się z sugestiami, jakoby z kierownicy motocykla 46-latka miała spaść gumowa manetka. - Będę szczery. Jak czytałem o tym, że jakaś guma leżała obok Tomka, to uznałem to za jakiś słaby żart. Trzeba sobie uzmysłowić jedno. Zawodnicy jako manetkę określają rolgaz. To jest element, którym zwiększa się obroty silnika. Można powiedzieć, że to jest guma na kierownicy - wyjaśnia zawodnik, który oglądał motocykl na spokojnie po całym zdarzeniu. - Naprawiam takie motocykle i od razu rzuciło mi się w oczy, że rzeczywiście ta guma była lekko zsunięta z kierownicy, na której były ślady kleju. Ta guma była jak najbardziej prawidłowo założona i przyklejona do kierownicy.
Czy wobec tego Gollob mógł ją na przykład ściągnąć podczas jazdy? - Nie ma takiej możliwości. Ta guma mogła się zsunąć tylko i wyłącznie po kontakcie kierownicy z ziemią. Może ona spaść tylko w przypadku, gdy ktoś zakłada ją bardzo niechlujnie i nie zachowuje czystości. To jednak nie dotyczy Tomka, bo jest stuprocentowym profesjonalistą. Gdyby Tomek poczuł, że guma jest luźna, to na pewno nie wyjechałby z parkingu. Całkowicie wykluczam taką opcję - wyjaśnia Wiśniewski.
ZOBACZ WIDEO "Panie Tomku kochany, my o panu pamiętamy". Dzieci składają życzenia Tomaszowi Gollobowi
Przyjacielowi Golloba wtóruje Władysław Knap. - Niby jest jakiś świadek, który widział, że obok Tomka leży rączka. To kompletna bzdura. Nie ma także czegoś takiego jak gumowa manetka, bo to jest po prostu rolgaz. Trzymam kciuki, żeby Tomek szybko doszedł do zdrowia. Jak już tak się stanie, to on te wszystkie głupie spekulacje utnie - mówi dyrektor zawodów w Chełmnie.
Wątpliwości dotyczyły też tego, z jaką prędkością jechał Gollob. Początkowo sądzono, iż stosunkowo wolno, bo pierwsze doniesienia mówiły o kraksie na okrążeniu rozpoznawczym. Oficjalne wyniki zawodów nie pozostawiają jednak żadnych wątpliwości - prędkość wychowanka Polonii Bydgoszcz musiała być spora.
- Średnia prędkość z najlepszego okrążenia Tomka to było 44,2 km/h - przyznaje Wiśniewski. - Jeśli jeździ się samochodem i przy przejechanych 500 kilometrach ma się średnią prędkość 50 km/h, to już widać, że na pewno nie jeździ się tylko po mieście. Jeżeli u Tomka było 44 kilometry na godzinę, to prędkość w miejscu wypadku mogła być nawet większa. Nie ma takiej możliwości, że ta prędkość wynosiła 5-10 km/h. Górka, o której mówimy, jest stroma i jest lekki problem, aby pod nią podejść pieszo. 5 km/h to prędkość chodu człowieka - komentuje.
- Kiedy w czasie zawodów pokazują zawodnikom, że zaczyna się okrążenie na czas, to oni jadą ile fabryka dała - mówi bez ogródek Knap, który nie zgadza się też z zarzutami odnośnie przygotowania toru. - W piątek i sobotę (dzień przed wypadkiem - przyp.red.) na torze była specjalna maszyna. Tomek przed startem sam mówił, że trasa to stół. Wszystko było perfekcyjnie. Z kolei Jacek Lonka powiedział, że na takim torze jeszcze w życiu nie jeździł. Od 25 lat jesteśmy coraz lepsi i mamy jeden z bezpieczniejszych torów w Polsce. Mieliśmy tutaj zawody cross country. Na 200 zawodników ani razu nie jechała karetka - oznajmia prezes Klubu Motorowego "Wisła".
Co w takim razie naprawdę wydarzyło się w Chełmnie? - Tomek mógł dostać motocyklem - przypuszcza Knap. - W motocrossie często jest tak, że motocykl po wypuszczeniu dogania człowieka i go uderza. Nie jestem w stanie powiedzieć, jak to wyglądało, ale to jest jedna z możliwości.
To zgadzałoby się ze słowami Wiśniewskiego, który uważnie oglądał sprzęt mistrza świata na żużlu z 2010 roku po wypadku. - Przód motocykla był skręcony, czyli koło nie było równolegle do błotnika. Oprócz tego był przestawiony tył motocykla. Głównie chodzi tutaj o mocowanie błotnika. To zdecydowanie świadczy o tym, że motocykl przynajmniej raz przekoziołkował - twierdzi.
Sprawą wypadku Golloba interesuje się Prokuratura Rejonowa w Chełmnie. Bada ona wszystkie okoliczności tego zdarzenia.