Można domniemywać, że gdyby Grigorij Łaguta był w optymalnej formie to ROW Rybnik miałby po dwóch meczach dwa, a może nawet cztery punkty na koncie. Jednak Rosjanin jest zagubiony. Tuż przed startem ligi miał problem ze sprzęgłami, teraz zepsuły się silniki.
- Muszę o wszystkim zapomnieć i ze świeżą głową podejść do piątkowego meczu z GKM-em Grudziądz - mówił Łaguta po wtorkowej porażce ROW-u z Włókniarz Vitroszlif CrossFit Częstochowa. - W środę mamy w Rybniku trening, więc zrobię testy. W czwartek spróbuję kolejny silnik na Speedway Best Pairs. Liczę, że w piątek będzie dobrze - komentuje żużlowiec, ale jego mina zdradzała, że nie ma przekonania, że przełom jest blisko.
Łaguta ma prawdziwy mętlik w głowie. - W Gorzowie wyszedł mi Memoriał Edwarda Jancarza - zauważył. - Ten sam silnik wziąłem na mecz ligowy ze Stalą, ale on już nie jechał. W Częstochowie silniki też nie jechały. Musimy z tunerem coś wymyślić, przerobić, może zastosować inne ustawienia, bo nie mam sprzętu na twarde tory - skomentował Łaguta.
Być może w tym tkwi problem, bo zawodnik świetnie czuje się na nawierzchniach przyczepnych, a po ostatnim finale PGE Ekstraligi kładzie się jeszcze większy nacisk na to, by robić twarde tory. Przed spotkaniem w Częstochowie komisarz kazał gospodarzom ubijać nawierzchnię i Łaguta nie mógł poznać toru, na którym kilka lat temu rozpędzał się pod bandą. - Było bardzo ślisko i nie potrafiłem się dopasować - przyznał zawodnik bezradnie rozkładając ręce.
ZOBACZ WIDEO "Panie Tomku kochany, my o panu pamiętamy". Dzieci składają życzenia Tomaszowi Gollobowi