Nikt nie spodziewał się śmierci Bartosza Bietrackiego. Czy to się naprawdę musiało stać?

WP SportoweFakty / Łukasz Wilk / Bartosz Bietracki
WP SportoweFakty / Łukasz Wilk / Bartosz Bietracki

W piątek żużlowy świat obiegła smutna informacja. Zmarł Bartosz Bietracki, były zawodnik Polonii Bydgoszcz, który po zakończeniu kariery sportowej pracował jako mechanik. Nikt nie przypuszczał, że może dojść do tragedii.

Wiadomość o śmierci Bartosza Bietrackiego spadła jak grom z jasnego nieba. - Byłem wielce zdziwiony. Po co? - zastanawia się Władysław Gollob. - Czasami człowiek zachowuje się nieracjonalnie. Przecież całe życie było przed nim. To niezwykle smutne wydarzenie. Nikt się tego nie spodziewał - przyznaje prezes Polonii Bydgoszcz.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że zawodnik popełnił samobójstwo. - Zrobiło mi się smutno. Znałem tego chłopaka od wielu lat - opowiada o Bietrackim Jacek Woźniak, były trener Polonii. - Sporo czasu spędziliśmy razem na treningach i wyjazdach. Zżyłem się z tym chłopakiem. Jego śmierć jest bardzo przykrą sprawą, bo czuję, jakby to była śmierć bliskiej mi osoby. Tak go traktowałem.

Bartosz Bietracki urodził się 6 kwietnia 1995 roku. Był wychowankiem Woźniaka. To właśnie on przyjmował go do bydgoskiej szkółki w wieku 14 lat. - Przyszedł się zapisać razem z ojcem. Uczestniczył w przygotowaniach zimowo-wiosennych i od wiosny zaczął treningi. W 2011 roku był na licencji w Rybniku. Pamiętam, że razem z nim egzamin zdawał Oskar Ajtner-Gollob - wspomina.

W 2011 roku młody zawodnik uzyskał żużlowy certyfikat. W latach 2012-2015 startował w barwach Polonii w rozgrywkach ligowych. W sumie pojechał w 21 meczach ligowych. - Ten chłopak wykazywał duże zaangażowanie - kontynuuje Woźniak. - Tak samo starał się jego ojciec, aby doprowadzić Bartka do licencji, a potem jazdy w juniorskich imprezach.

ZOBACZ WIDEO Primera Division: zabójczy tercet Barcy rozbił rywala! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

W żużlu jednak Bietrackiemu nie wyszło. Jego trener zawsze jednak doceniał zaangażowanie swojego młodego zawodnika. - Bartek sukcesywnie robił jakiś postęp, ale różnie to bywało. Debiutował w pierwszej lidze w 2014 roku. Był podstawowym juniorem. Tak samo było zresztą rok później. Pamiętam, jak w finale MMPPK w Gnieźnie w 2012 roku razem z Szymonem Woźniakiem i Mikołajem Curyłą zajęli drugie miejsce. To był chyba jego największy sukces w karierze, mimo że Bartek był wtedy rezerwowym - oznajmia Woźniak.

22-latek był zdeterminowany, aby odnieść w żużlu sukces. - To był człowiek pełen zapału. Jeśli już podjął się treningów ogólnorozwojowych, to był w tym bardzo systematyczny. Każdy ma jednak jakieś swoje problemy. Młodzi ludzie mają swoje lepsze lub gorsze dni, ale ogólnie nie mogę nic złego o Bartku powiedzieć - przyznaje Woźniak.

Po zakończeniu kariery sportowej Bietracki próbował swoich sił jako mechanik. W ostatnim czasie na jego pomoc mógł liczyć Mikołaj Curyło. - Jak on o wszystkim się dowiedział, to ryczał do niedzieli z żalu po stracie kolegi - mówi Gollob. - Osobiście bliskiego kontaktu z Bartoszem nie miałem. Nie było sytuacji, w której mogłoby nas coś zbliżyć. Wiem, że jego kariera zawodnicza była przerywana i średnio udana. Tak się to dziwnie plotło - opowiada.

Prezes klubu znad Brdy nie może uwierzyć w to, co się stało. - W klubie miał emocjonalne oparcie. Pomagał chłopakom i można to było w dalszej perspektywie uregulować jakimś stałym zatrudnieniem. Wielu mechaników, którym kariery się nie ułożyły lub z jakichś powodów zrezygnowali nadal doskonale funkcjonuje w świecie sportu. Jako klub nie znaliśmy żadnych bieżących powodów, które skutkowałyby takimi konsekwencjami - przyznaje Gollob.

- Rozmawiał ze mną trzy tygodnie temu - wspomina Jacek Woźniak. - Mówił, że jest cały czas przy żużlu, mimo tego, że pracuje poza czarnym sportem. Jeździł na treningi i zawody z Mikołajem Curyłą. Cieszył się z tego, że mu pomaga i dzięki temu może być przy tej dyscyplinie. Pytał mnie o mini-żużel. Był mocno zainteresowany tym, jak to wszystko wygląda, bo śledził to na bieżąco. Był zadowolony z tego, że osiągamy pozytywne wyniki w mini-żużlu. Nic nie wskazywało na to, że mogą być z nim jakieś problemy. Chciałbym złożyć szczere kondolencje i wyrazy współczucia rodzinie zmarłego - przekazuje.

Władysław Gollob z kolei zdradza, że docierały do niego słuchy o problemach zawodnika. - Niepokoje, które były w jego rodzinie, mają już jednak trzyletni ogon. To nie było nic nowego. Wyglądało na to, że te problemy są już za nim. Nie było żadnych zewnętrznych sygnałów, które byśmy zauważyli - kończy nestor rodu. Tezę o problemach rodzinnych potwierdzają osoby z otoczenia zawodnika.

W piątek po raz kolejny żużlowy świat ogarnął smutek i przygnębienie. Znów wszyscy chcieliby móc cofnąć czas. Odszedł przecież młody człowiek, pełen planów i z całym życiem przed sobą. Trudno się z tym pogodzić. Czy to się naprawdę musiało stać?

Pogrzeb Bartosza Bietrackiego odbędzie się w piątek 12 maja w Rynarzewie. 

Komentarze (41)
avatar
TOM BKS BKS BKS-TOMEK JESTEŚMY Z TOBĄ
15.05.2017
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Jeśli ktoś popełnia samobójstwo to niestety sam wybiera sobie taką śmierć. 
avatar
HDZapora
12.05.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Mówi się ,że żużlowcy to twardzi ludzie. Życie jednak, nie po raz pierwszy pokazało, że nie jest to takie proste jak się nam wydaje:( 
Jon Anderson
11.05.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
szkoda, że nie miał przyjaciół w tym całym żużlu. może by dzisiaj żył. 
avatar
sympatyk żu-żla
11.05.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Słyszałem o Bartku jak jechał jako junior, był chłopakiem pracowitym, Wyniki ligowe jako junior miał średnie.Mógł jechać ligę niżej,Nabrać rutyny wrócić do macierzy. Będąc mechanikiem też jest Czytaj całość
avatar
Jarosław Olszewski
11.05.2017
Zgłoś do moderacji
0
3
Odpowiedz
Problemy w klubie pam Go...................... mial wplyw