Przypomnijmy, że problem dotyczy Stadionu Miejskiego w Rzeszowie, na którym swoje mecze rozgrywa miejscowa Stal. Właściwie gdzie człowiek nie spojrzy, wszędzie siedzą gołębie. Kibice skarżą się na odchody, które zostawiają po sobie ptaki. Znajdują się one nie tylko na krzesełkach, z których już około 200 nadaje się do wymiany, ale i na całej konstrukcji obiektu.
W klubie rozkładają ręce, bo nie wiedzą już, co mają robić. - Gołębie na dobre zagnieździły się na stadionie - mówił Andrzej Łabudzki, prezes Stali. Bardziej stanowczy był kierownik Żurawi. - W okresie wczesnowiosennym mamy tu dwa centymetry gów**. Łajno na trybunach jest cały rok, a nie tylko po meczach żużlowych - przyznał Marcin Janik.
Jak się okazuje, na obiekcie ostatnio zdarzają się rzeczy, które trudno sobie wyobrazić. Mówi nam o tym Władysław Biernat, dyrektor ZKS-u Stali Rzeszów. - Była niedawno taka sytuacja, że gołębie zwyczajnie robiły na głowy tych, którzy czyścili stadion. Kiedyś przyleciał do mnie pracownik, któremu ptak nas**ł na beret - opowiada.
Sprawa jest na pozór komiczna, ale problem jest znacznie poważniejszy, niż się wydaje. Ekskrementy nie tylko odstraszają kibiców, ale także powodują realne zagrożenie epidemiologiczne. Dopóki ktoś nie znajdzie rozwiązania, kibice będą musieli oglądać spotkania żużlowe w uwłaczających warunkach. Skutkiem odchodów jest fetor. Najgorzej sytuacja wygląda na samej górze trybuny wschodniej, gdzie gołębie mają swoje gniazda. Za nic w świecie nie chcą one stamtąd odlatywać. - Śmierdząca sprawa. U nas jest więcej gołębi niż na rynku w Krakowie - uśmiechają się w klubie.
ZOBACZ WIDEO: Robert Korzeniowski o wpływie uprawiania sportu na nasze zdrowie
Najwięcej możliwości rozwiązania problemu ma Miasto Rzeszów, do którego należy obiekt. Wszyscy zastanawiają się, jakie podjąć kroki. - Jako klub niewiele możemy zdziałać. Już dawno zgłosiliśmy sprawę do miasta. Gołębie przesiadują pod kopułą trybuny. Przylatują tam na noc, siedzą i robią swoje. Z tego co wiem, miasto ma zamontować specjalną siatkę, żeby ptaki nie mogły tam wlatywać i zanieczyszczać obiektu. Ma ona być powieszona na górze trybuny - oznajmia Biernat.
Jak udało nam się dowiedzieć, cena takiej siatki wraz z montażem jest horrendalna. Może to być koszt rzędu nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Inna koncepcja zakładała, by czyścić stadion z ptasich odchodów w jak najmniejszym odstępie czasu przed imprezami. Wtedy jednak pojawia się kłopot z czasem. - Chciałem, żeby firma sprzątała obiekt w sobotę po południu, ale pracownikom jest ciężko ze wszystkim zdążyć, bo stadion jest duży. To wszystko trochę czasu zajmuje - komentuje dyrektor ZKS-u Stali.
Inna sprawa, że samo czyszczenie niewiele pomaga. Mówi się, że maszyny myjące na stadionie w Rzeszowie chodzą od rana do wieczora. Jednak nawet to nic nie daje. - Gołębie potrafią narobić na całą górną część trybuny. Tak się dzieje przed każdym meczem żużlowym i piłkarskim - śmieje się Biernat.
Problem gniazd na Stadionie Miejskim dodatkowo pogłębia tradycja oglądania żużla w Rzeszowie. Tutaj każdy kibic przed meczem musi mieć przy sobie trzy obowiązkowe rzeczy: program zawodów, długopis i... słonecznik. Nigdzie indziej w Polsce podczas oglądania speedwaya nie spożywa się takich ilości kilogramów ziaren jak w stolicy Podkarpacia. Tradycja jednak sprawia, że gołębie coraz chętniej bywają na obiekcie, bo lubią szukać pożywienia w łupinach po słoneczniku. Niektórzy śmieją się, że aktualnie trybuna wschodnia w Rzeszowie to po prostu gołębnik.
- My jako klub nie sprzedajemy słonecznika na stadionie - zapewnia Biernat. - Jest absolutny zakaz handlu słonecznikiem. Straż Miejska i Policja powinna karać osoby, które łamią zakaz. Jest jeszcze taka sytuacja, że słonecznik można kupić w każdym sklepie. Wejdzie się na stadion i przecież nikt nie będzie sprawdzał, czy ktoś ma przy sobie słonecznik. Ktoś sobie wejdzie i zwyczajnie będzie dzióbał - twierdzi.
Jako ciekawostkę można podać fakt, że przy Hetmańskiej największą popularnością cieszy się słonecznik z Ustronia, ale wiele osób lubi też smakować słonecznika prażonego. W klubie i mieście mówią nam, że najlepiej byłoby, gdyby kibice spożywali słonecznik łuskany. Wtedy problem dostarczania ziaren dla gołębi byłby w jakiś sposób rozwiązany, choć to również może być nieskuteczne. Wystarczy bowiem, że komuś wysypie się ziarno z paczki. Wtedy pewne jest, że ptaki za chwilę się tam pojawią i oznaczą teren. Inna sprawa, że po sezonie stadion jest czyszczony, żużla nie ma, a ptaki i tak robią swoje.
Dyrektor klubu próbował na własną rękę walczyć z tymi, którzy łupinami po słoneczniku zaśmiecają obiekt. To również okazało się nieskuteczne. - Jak widzę kogoś, kto dzióbie, to po prostu zwracam mu uwagę. To jednak nie daje efektu, bo ludzie mogą mówić: "a co pana obchodzi co ja robię". Młodzież jest dzisiaj tak wychowana, że nic sobie nie robi z tych uwag. Dopóki nie będzie założonej siatki, cały czas będzie problem - kończy Biernat.
Najbardziej na rozwiązaniu problemu zależy jednak rzeszowskim kibicom. Nic dziwnego, bo chcą oni po prostu oglądać mecze w zwyczajnych warunkach. Fani Stali Rzeszów nie zamierzają siedzieć z założonymi rękami. Po naszych informacjach do klubu zgłosiło się już kilka osób, które zadeklarowały pomoc przy sprzątaniu ptasich odchodów. To świadczy o tym, że los Stadionu Miejskiego nie jest fanom czarnego sportu obojętny.