25-letni reprezentant Polski znakomicie spisuje się na początku tego sezonu. Nie wyszło mu jedynie Grand Prix na PGE Narodowym. Swój kunszt pokazał chociażby w miniony wtorek w szwedzkiej Elitserien, kiedy to zdobył komplet 15 punktów dla Masarny Avesta, prowadząc tę ekipę do wygranej.
- Wygraliśmy mecz u siebie z również mocną drużyną Elit Vetlandy. 15. wyścig pojechaliśmy po gorzowsku, bo trzech zawodników ze Stali jechało. Dobre zawody, zrobiłem komplet punktów i wszystko jest w jak największym porządku - ocenił Przemysław Pawlicki.
W niedzielę leszczynianin już nie po raz pierwszy stanie naprzeciw drużyny, w której się wychował. Czy nadal odczuwa dodatkowy stres związany ze starciami z Fogo Unią Leszno? - Już chyba nie. Zobaczymy w niedzielę. Na razie o tym nie myślę. Przede mną kolejne ważne zawody w sobotę, w niedzielę następne, we wtorek znowu. Jak bym się miał spinać pojedynczymi meczami, to w połowie sezonu musiałbym pojechać na wakacje, a tego bym nie chciał - stwierdził zawodnik, który w sobotę wystąpi w SEC Challenge w chorwackim Goričan.
Zespół z Leszna jest wymieniany wśród faworytów rozgrywek, dlatego też kapitan Cash Broker Stali Gorzów spodziewa się trudnego pojedynku. Tym bardziej, że gorzowianie pojadą bez kontuzjowanego Krzysztofa Kasprzaka, w którego miejsce wypożyczono Linusa Sundstroema.
ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody
- To jest Ekstraliga i rządzi się swoimi prawami, tak jak Grand Prix. Żużel jest nieobliczalny. Na papierze Unia Leszno ma naprawdę bardzo mocną drużynę, ale my również pokazujemy, że jesteśmy silni. Wszystko u nas gra. Mamy fajny pracowity zespół, który cały czas pracuje na wynik. Przyjeżdża trudny rywal, ale tak jest z każdym w tej lidze i tak samo przygotowujemy się do wszystkich spotkań. Nie nakładamy sobie dodatkowej presji, bo przyjeżdża Unia. Nie pokazali jeszcze całej swojej siły w tym sezonie, więc zobaczymy, jak to będzie, ale ja uważam, że my również nie pokazaliśmy jeszcze wszystkiego - przyznał żużlowiec.
Niedzielny pojedynek będzie też kolejną odsłoną braterskich starć, bowiem w Unii występuje młodszy brat Przemka, Piotr Pawlicki. - Czuję się z tym normalnie, ścigamy się przeciwko sobie w różnych krajach i zawodach. Wiadomo, że byłoby lepiej, gdybyśmy jeździli razem i to było naszym marzeniem, ale wiedzieliśmy, że przechodzimy na sport zawodowy i może to się wiązać z tym, że nie będziemy mogli startować wszędzie w jednej drużynie. Jesteśmy do tego już przyzwyczajeni. Między nami jest taka mała braterska rywalizacja, ale jest to fajne, bo motywuje do dodatkowej pracy - zauważył starszy z rodzeństwa.
W żużlu często dochodzi jednak do stykowych sytuacji, nawet między braćmi, o czym przekonali się ostatnio Grigorij i Artiom Łagutowie. W tym przypadku Griszy pociągnęło po prostu motocykl. Na szczęście nikt nie ucierpiał, a po wszystkim na twarzach pojawiły się uśmiechy. - U nas również są sytuacje, że jest ciasno w biegu. Jeden z drugim chce wygrać, ale wiadomo, że żaden z nas po płotach się nie będzie woził. Chcemy jednak jechać blisko siebie, żeby móc wygrać. Po prostu wyjeżdżamy do wyścigu, by pokazać prawdziwe ściganie - skomentował tegoroczny zdobywca Złotego Kasku.
Żużlowiec gorzowskiej ekipy przyznaje też, że czuje się bardziej bezpiecznie, gdy wie, że obok jedzie jego brat. - Z Piotrkiem już tyle razy byłem na torze i wiem, że mogę z nim jechać w pełnym kontakcie, bo nic złego się nie stanie. To działa też w drugą stronę. Mamy do siebie zaufanie, a co pokaże tor, to się okaże - zakończył Przemysław Pawlicki.
A Unia nie rózni się niczym od drużyny z poprzedniego sezo Czytaj całość