- Zawaliłem drugi mecz z rzędu ostatni bieg na pierwszym łuku. Byłem na gorszym polu startowym, ale wybrałem je, bo czułem się mocny. Pierwsze zostawiłem Marcinowi Nowakowi. Niestety, nie podołałem wyzwaniu - komentuje Mirosław Jabłoński.
Lubelski zespół przed meczem z zespołem z Wielkopolski notował wysokie wygrane na własnym torze. Gnieźnianie postawili największy opór żużlowcom Dariusza Śledzia.
- Przypasowało nam od początku zawodów, próba toru w wykonaniu moim i brata była bardzo dobra. Rozszyfrowaliśmy nawierzchnię i powiedzieliśmy co trzeba zrobić - wyjaśnia wychowanek klubu z Gniezna.
Mirosław Jabłoński, który z powodzeniem jeździł niedawno w Nice PLŻ, a także w PGE Ekstralidze lideruje swojemu macierzystemu zespołowi. Mimo wszystko nie czuje się on lepszy od swoich rywali. - Szczerze powiedziawszy nie jest łatwiej. Jeżdżą zawodnicy, którzy jeszcze chwilę temu ścigali się w Ekstralidze. Niektóre rzeczy wydają się proste na papierze, ale nie ma zawodnika, który odpuszcza. Nie jedna ekstraligowa drużyna miałaby problem z Motorem czy z nami u siebie. Druga liga to tylko nazwa. Tak naprawdę to ciężki kawałek chleba - podsumowuje.
ZOBACZ WIDEO MPPK jednak bez obcokrajowców?
Zdarzyło się (ostatnio Włókniarz), że zaczęli i są w ekstralidze.