Człowiek orkiestra w Stali Rzeszów. To on ciągnie za sznurki w klubie

WP SportoweFakty / Marcin Inglot / Na zdjęciu: Chris Harris (z lewej) i Marcin Janik (z prawej)
WP SportoweFakty / Marcin Inglot / Na zdjęciu: Chris Harris (z lewej) i Marcin Janik (z prawej)

W Stali Rzeszów jest człowiek, który zajmuje się wszystkimi sprawami. Choć formalnie jest tylko kierownikiem, to de facto pozyskuje nowych zawodników, sponsorów i wyznacza ramy rozwojowe klubu.

Teoretycznie najważniejszymi osobami w żużlowej Stali Rzeszów są prezes Andrzej Łabudzki i trener Janusz Stachyra. W praktyce najwięcej do powiedzenia ma jednak kierownik drużyny. Marcin Janik, bo o nim mowa, to człowiek od wszystkiego. Począwszy od skautingu, negocjacji kontraktów z zawodnikami, przez organizowanie meczów, a skończywszy na rozkładaniu koziołków reklamowych. - To człowiek orkiestra - przyznaje Tadeusz Szylar, były prezes rzeszowskiego klubu.

Złośliwi mówią, że Janik to szara eminencja w Stali Rzeszów. - To akurat przesada. Ale na pewno znaczy więcej od prezesa. Pan Łabudzki ma bowiem swoją firmę i musi się dzielić obowiązkami. Marcin oddaje się natomiast Stali w 100 procentach. To pasjonat - dodaje Szylar. Pasjonat, który uzależniony jest nie tylko od żużla, ale także od Stali. - Bez niego byłoby nam bardzo trudno - uważa prezes  Andrzej Łabudzki. Janik to najpotężniejszy człowiek w rzeszowskim speedwayu od czasów Marty Półtorak.

Wynalazł go Janusz Ślączka. W grudniu 2014 roku Janik wygrał konkurs na działacza Stali Rzeszów. Początkowo nie znaczył wiele. Łabudzki i Ślączka mieli w sezonie 2015 pełnię władzy w klubie. Ale już wtedy Ślączka mówił, że to Janik ma w sobie największy potencjał spośród kilku młodych chłopaków. Pozostali zdezerterowali lub zostali zmarginalizowani. Został tylko Janik. - Od kierownika do naczelnika - śmieje się osoba z otoczenia. Dziś działaczy w Stali jest dwóch; 28-letni Marcin Janik i doświadczony Janusz Dziobak.

Mówi się, że uczeń przerósł samego mistrza. Janik jest jeszcze cwańszy niż Ślączka. Udowodnił to w maju bieżącego roku. Stal była na dnie ligowej tabeli. Od drużyny odwracali się też kibice. Widmo spadku do najniższej klasy rozgrywkowej było realne jak nigdy wcześniej, a tego obecnej władzy nikt by nie wybaczył. Co zrobił Janik? - Siedział od 8 rano do 23, czasem nawet do 24 w klubie i sondował zawodników, których moglibyśmy pozyskać. Nie dopuszczał wizji, że Stal może spaść z ligi - mówi nam informator WP SportoweFakty.

Efekt był zdumiewający. Janik zadzwonił wieczorem do naszej redakcji i pochwalił się pozyskaniem trójki być może najbardziej wartościowych zawodników, jacy byli do wyjęcia. Mowa o Nicku Morrisie, Eriku Rissie i Jake'u Allenie. - Chciałem jeszcze Craiga Cooka, ale jemu kolidują prawie wszystkie terminy - przyznał. Transfery okazały się strzałem w dziesiątkę, bo wymienieni zawodnicy wygrzebali Stal z ostatniego miejsca w tabeli i przynajmniej do jesieni zapewnili jej utrzymanie w Nice 1.LŻ. Warto też dodać, że to Janik stoi za sprowadzeniem Josha Grajczonka do rzeszowskiego klubu.

Pozyskiwanie młodych, perspektywicznych zawodników to nie wszystkie kompetencje Janika. - Dziennie odbieram po około 100 telefonów - mówi nam sam zainteresowany. Rozmawia ze sponsorami, dziennikarzami, zawodnikami, żużlowymi instytucjami oraz z kibicami. W klubie spędza każdego dnia średnio po 12 godzin. Podczas ligowych spotkań nosi w kieszeni trzy aparaty; dwa telefony komórkowe i walkie-takie, a do tego stoper, by żaden z jego podopiecznych nie spóźnił się pod taśmę startową.

O swojej ukochanej Stali myśli co chwilę. Nawet wtedy, kiedy stoi w korku, wydzwania i pozyskuje nowych sponsorów dla klubu. Ostatnio w ten właśnie sposób sprowadził do Rzeszowa pewną firmę bukmacherską. Mówi się, że przez ostatnie dwa lata swojej działalności przyprawił klubowi blisko 0,5 miliona złotych.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: David Beckham znów z Realem Madryt (WIDEO)

Ale oficjalnie jest tylko kierownikiem drużyny. - Wspaniale orientuje się w regulaminie - argumentuje Szylar. Nieoficjalnie, trzęsie całym przedsięwzięciem. To właśnie Marcin Janik wyznacza kierunki rozwojowe klubu. Nie można wykluczyć, że w końcu wyjdzie z cienia. Już teraz mówi się, że jest pierwszy do sukcesji fotelu prezesa. - Andrzej Łabudzki mocno zniechęcił się do żużla. Nałóg Janika wzmaga się natomiast z każdym dniem. Są podstawy, by w przyszłości znaczył naprawdę wiele - ocenia Tadeusz Szylar.

Poza obowiązkami służbowymi jest także: klubowym kierowcą, skautem, organizatorem czasu wolnego dla zawodników, osobą odpowiedzialną za logistykę, a przede wszystkim najcenniejszym skarbem drużyny. Doszło nawet do tego, że przed meczami rozkłada koziołki reklamowe na murawie stadionu. - Bez Marcina nie dalibyśmy rady - powtarza Andrzej Łabudzki, prezes klubu. - Całe szczęście, że jest, bo wizerunek Stali byłby bez Janika dużo gorszy - kwituje Szylar.

Pracę Janika doceniają też żużlowcy. Przez kilka tygodni pytaliśmy się zawodników Stali o ocenę działalności ich kierownika i tylko jeden odmówił wypowiedzi. Ostatnio, po meczu ze Zdunek Wybrzeżem Gdańsk, Janik robił też za księgową. Można więc śmiało zaryzykować stwierdzenie, że bez niego Stal mogłaby już dawno przestać funkcjonować. - To mądry i pogodny człowiek - uważa Szylar. Teraz w Rzeszowie muszą zrobić wszystko, by zatrzymać Janika, bo ofert po sezonie może mieć wiele. Bez niego, Stali będzie dużo trudniej. Ten dowcipny 28-latek jest na rynku menedżersko-kierowniczym towarem deficytowym.

Źródło artykułu: