Marcel Gerhard: Technologia z MotoGP wkracza do żużla (wywiad)

WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Marcel Gerhard
WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Marcel Gerhard

W ostatnich dniach rośnie zainteresowanie silnikami żużlowymi produkowanymi przez Marcela Gerharda. Jednostki napędowe Szwajcara mogą być przyszłością speedwaya. Przy ich konstruowaniu pomagali inżynierowie z MotoGP.

W tym artykule dowiesz się o:

Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty: Rozmawiamy we Wrocławiu po meczu z Włókniarzem. Co pan robi w tym mieście?

Marcel Gerhard: Dostarczyłem jeden silnik Rune Holcie. Poza tym, byłem na turnieju Grand Prix w Daugavpils, a Wrocław jest po drodze do mojego domu w Szwajcarii. Przy okazji, mogłem zobaczyć zawody żużlowe. W moim biznesie ważne jest, aby być blisko miejsc, gdzie ścigają się żużlowcy. Trzeba być w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Nie można siedzieć tylko w warsztacie.

Można pana zobaczyć u boku Fredrika Lindgrena podczas niemal każdych zawodów. To sporo czasu poza domem. Nie stanowi to dla pana problemu?

Pochodzę ze świata wyścigów. Sam się ścigałem przez wiele lat. Dla mnie bardzo ważne jest, aby mieć kontakt z zawodnikami. Tym bardziej teraz, gdy zajmuję się silnikami. To dla mnie najlepszy sposób na promocję, gdy żużlowcy wiedzą, że będą mogli liczyć na moją opiekę i wsparcie. Dlatego w trakcie zawodów jestem do ich do dyspozycji, mogą ze mną porozmawiać. Nie chcę, by mój kontakt z nimi polegał na wysyłaniu maili o treści "zamawiam jeden silnik, płacę ci tyle i tyle za to". GTR to nowy pomysł na żużel. W takich sytuacjach zawsze trzeba dać z siebie coś więcej. Zawodnicy to lubią.

ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody

Fredrik Lindgren na silniku GTR wygrał turniej SGP w Warszawie. Po tym sukcesie wzrosło zainteresowanie pana produktami?

Po turnieju w Warszawie miałem sporo telefonów. Mogę zdradzić, że jeden z czołowych zawodników dostał ostatnio mój silnik. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Chcę jednak podkreślić, że nie zależy mi tylko na współpracy z żużlowcami z topu. Dla mnie ważne jest też wspieranie młodzieżowców, zawodników bez dużych nazwisk.

GTR stoi w przeciwieństwie do silnika GM, bo jest ciut droższy, ale za to tani w serwisie. Tym przyciągnie chętnych?

Właśnie po to stworzyłem ten silnik, bo żużel stawał się coraz droższy. Moja jednostka napędowa jest w stanie wytrzymać więcej wyścigów i nie potrzebuje tak drogiego serwisu. Ostatnie wydarzenia pokazują, że mój pomysł się sprawdza. Wystarczy popatrzeć na przykład Wielkiej Brytanii. Tam zawodnicy młodzieżowi czy na poziomie II ligi nie mają takiego budżetu. Fajnie jest widzieć, jak taki zawodnik robi na twoim silniku 150 wyścigów bez konieczności jakichś napraw. Normalnie za remont sprzętu takiego 15-latka musiałby zapłacić jego ojciec lub dziadek. U mnie tego nie ma. Inne silniki zabijają żużel, bo są za drogie. Ich żywotność jest krótka. To wszystko przekłada się na małe zainteresowanie młodzieży tym sportem.

Kolejne sukcesy, większe zainteresowanie silnikami GTR. Co wtedy? Nie obawia się pan momentu, w którym trudno będzie nadążyć za zamówieniami?

To nie stanowi problemu. Wtedy po prostu więcej osób będzie pracować w warsztacie. Planuję utworzenie bazy w Wielkiej Brytanii, gdzie część osób zajmowałaby się silnikami przeznaczonymi na tamtejszy rynek. Jeśli zainteresowanie moimi silnikami będzie rosnąć, to po prostu będę musiał jeszcze lepiej zorganizować swój biznes. To normalne, jak to w biznesie. Jeśli rośnie popyt, to trzeba na to zareagować. Będę musiał zakupić więcej maszyn do produkcji, itd. Być może będę musiał zatrudnić dodatkowych pracowników. Wszystko jest kwestią organizacji.

Niewiele osób ma świadomość, że współpracuje pan z firmą Suter. To szwajcarska firma, która buduje podwozia do motocykli Moto2 w MotoGP. Skąd pomysł na tę współpracę?

Szef Sutera jest moim przyjacielem i jednym z sąsiadów. Z warsztatu do jego fabryki mam tylko kilka minut drogi. Zaczęliśmy razem współpracować. Wykorzystaliśmy wspólnie inżynierów, aby zbudować ten silnik. Gdy masz taki plan, to na początku musisz wykonać sporo pracy przy komputerze, przy projektach. Trzeba przeliczyć koszty. W tym wszystkim mogłem liczyć na pomoc Sutera, bo wziął to na swoje barki.

Czy można zatem powiedzieć, że technika z MotoGP wkracza do świata żużla?

Tak. Niektóre części w moim silniku pochodzą z Moto3, a dokładnie z silnika Mahindry. Chodzi chociażby o konstrukcję i elementy głowicy, zawory. One są produkowane nawet w tej samej fabryce. To jednak coś normalnego. Przybyłem do tego projektu ze swoimi pomysłami, ktoś z doświadczeniem z MotoGP czy Superbike'ów i taki mamy efekt.

W przypadku silników GTR nowością jest też obecność komputera przy motocyklu. Co daje podpięcie laptopa do maszyny? Technologia wkracza do żużla na poważnie?

To może pomóc. Jeśli jesteś tak świetnym zawodnikiem jak Greg Hancock, to nie musisz mieć wsparcia komputera w parku maszyn. On ten komputer ma w głowie. Dlaczego jednak mamy mówić "nie" technologii? Silnik żużlowy ma bardzo prostą konstrukcję. Nie mamy w niej elektroniki i innych nowinek. Podłączenie komputera do motocykla może jednak pomóc. Można na wykresach zobaczyć pewne rzeczy, chociażby zakres obrotów, najwyższy moment obrotowy czy też moc samego silnika. To może stanowić podpowiedź dla zawodnika, że w danym miejscu, na danym torze ten silnik pracuje dobrze i nie ma co zmieniać.

rozmawiał i notował Łukasz Kuczera

Źródło artykułu: