Drzemka sędziego w Rybniku. Łaguta naciągnął go na 18 sekund (kontrowersje)

Sędzia Piotr Lis wyraźnie zaspał przed czwartym biegiem spotkania pomiędzy ROW-em Rybnik a Stalą Gorzów. Procedurę startową mocno naruszył bowiem Grigorij Łaguta, wobec którego nie zostały jednak wyciągnięte żadne konsekwencje.

Szef polskich sędziów Leszek Demski tradycyjnie gościł w niedzielę w magazynie PGE Ekstraligi na antenie nSport+. Były arbiter miał pewne zastrzeżenia do pracy Piotra Lisa, który prowadził spotkanie pomiędzy ROW-em Rybnik a Cash Broker Stalą Gorzów (50:40).

Przed startem do wyścigu czwartego, Grigorij Łaguta naruszył procedurę startową. Pomimo upływu czasu dwóch minut, zawodnik ROW-u Rybnik w dalszym ciągu kopał sobie rynnę stojąc na trzecim polu startowym. Zawodnik o 18. sekund przekroczył regulaminowy czas na przygotowanie do biegu. - To był diamencik tego meczu. Grigorij Łaguta powinien zostać z tego biegu wykluczony - uważa Demski.

- Kierownik startu nie ma możliwości ustawić zawodnika siłą. Może mu jedynie wskazać miejsce. Dopilnowanie procedury startowej, to już rola sędziego - zaznaczył Demski. Pytanie, co zatem robił w tym czasie sędzia Piotr Lis? Być może uciął sobie drzemkę.

Podczas spotkania w Rybniku doszło także do dwóch groźnie wyglądających upadków. Najpierw gorzowianin Rafał Karczmarz ostro potraktował Larsa Skupienia, za co został wykluczony z powtórki i upomniany żółtą kartką. Następnie z nawierzchnią zapoznał się też Niels Kristian Iversen. W obu przypadkach sędzia Piotr Lis wykazał się już trzeźwością umysłu.

ZOBACZ WIDEO Powrót żużla do stolicy? PZM gotów pomóc

- Żółta kartka dla Karczmarza jak najbardziej słuszna. Gorzowianin widział, że ma po zewnętrznej Skupienia, ale mimo to poszerzał tor jazdy. Z kolei Iversen upadł z własnej winy. Być może stracił kontrolę, albo go pociągnęło. Złośliwości Woryny w tym przypadku jednak nie było - dodaje Demski.

Mniej spektakularnie, ale również ciekawie pod względem arbitrażowym było w Zielonej Górze. Pieczę nad sprawiedliwym przebiegiem spotkania pomiędzy Ekantor.pl Falubazem a Fogo Unią Leszno (42:48) sprawował Krzysztof Meyze. I nie dał się wpuścić w maliny.

Największe kontrowersje wzbudził wyścig 14., do którego żużlowcy wyjeżdżali aż trzykrotnie. Najpierw Piotr Protasiewicz sprokurował upadek Grzegorza Zengoty, za co został wykluczony. - To dobra decyzja. Nie był to atak na żółtą kartkę - zaznacza Demski.

W powtórce pod taśmą czołgali się natomiast Jarosław Hampel i Piotr Pawlicki. I choć kierownik startu zasygnalizował nawet wykluczenie Hampela, to chwilę później sędzia podjął inną decyzję. - Początkowo faktycznie wydawało się, że to zawodnik gospodarzy wjechał w taśmę. Dobrze, że sędzia skorzystał z wszystkich dostępnych mu powtórek i ostatecznie wykluczył Pawlickiego, który najechał na taśmę jako pierwszy - kończy Demski.

Źródło artykułu: