Ci, którzy nie zgadzali się z Pawłem Słupskim przekonywali, że Zmarzlik w drugim podejściu do wyścigu ostatniej szansy trochę przesadził i to z jego winy doszło do kolizji. Sędzia zarządził jednak powtórkę w pełnym składzie. Jacek Frątczak przyznaje, że arbiter nie miał do podjęcia łatwiej decyzji. Ekspert WP SportoweFakty dodaje, że wykluczenie Zmarzlika wywołałoby wiele emocji i pozostawiło pole do spekulacji. A tak zwyciężył sport.
- To była trudna decyzja i w tym przypadku powtórzę słowa Marka Cieślaka. Można mieć swoje przemyślenia, lubić Bartka i szanować go za jego wyniki. Sędzia mógł w tym przypadku zareagować różnie, ale był bliżej i widział lepiej. Z drugiej jednak strony dzięki takiej interpretacji tych wydarzeń wszystko rozstrzygnęło się w sportowej walce. Każdy stanął pod taśmą jeszcze raz. Nie można powiedzieć, że jeden z faworytów na wyborze arbitra coś stracił - komentuje były menedżer Falubazu Zielona Góra.
Frątczak przyznaje jednak, że gołym okiem widać presję, która coraz bardziej towarzyszy Bartoszowi Zmarzlikowi. To z tego bierze się przede wszystkim tak zdecydowana jazda wychowanka Stali Gorzów. - Z jednej strony nie można mu się dziwić. Jechał u siebie i miał ciśnienie wynikające z tego, że nazywa się Bartek Zmarzlik. Do tego przed zawodami usłyszał, że jak nie wygra teraz to nigdy. Z tego względu jakoś specjalnie nie demonizowałbym tej jego zapalczywości. Druga strona medalu jest jednak taka, że przydałoby mu się więcej luzu, pewności siebie i chłodu. Kariera jest jeszcze naprawdę długa i czasami nie warto się podpalać. W życiu i sporcie bywa tak, że przydaje się również dojrzałość, którą w tej chwili swoją jazdą prezentuje choćby Przemek Pawlicki - podsumowuje Frątczak.
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Hołowczyc: Kibice są wspaniali. To dla nas wiele znaczy (WIDEO)