Kamil Tecław, WP SportoweFakty: Po dwóch wyjazdowych porażkach Stal liczyła na przełamanie. Teren w Grudziądzu okazał się jednak za trudny. Co pana zdaniem zadecydowało o przegranej?
[tag=8355]
Stanisław Chomski[/tag], trener Cash Broker Stali Gorzów: Wszystko weryfikują zawody, na takim poziomie, jakim są rozgrywane w Polsce, czyli liga. Patrząc na przebieg meczu powinniśmy dostać jeszcze bardziej w "czapkę", ale w biegach nominowanych okazało się, że to my dyktujemy warunki. Wydaje mi się, że błędy popełnione w pierwszej fazie meczu na trasie spowodowały, że mecz potoczył się inaczej. Jeżeli zawodnik przegrywa, to zaczyna szukać. W większości przypadków szuka się w sprzęcie, a mniej w sobie. Trzeba się zastanowić, gdzie został popełniony błąd. Czy w ustawieniach sprzętu, że nas gospodarze mijali, czy w sposobie obierania ścieżek. Myślę, że zarówno jedno i drugie miało decydujący wpływ na taki stan rzeczy.
W pana drużynie brylował właściwie tylko Bartosz Zmarzlik. Dzielnie starał się go wspierać Niels Kristian Iversen. Reszta nie podołała jednak zadaniu. Ciężko wygrać mecz, gdy na wysokim poziomie punktuje tylko dwóch zawodników.
Bartkowi Zmarzlikowi udało się odczytać tor i podpowiadał, jakie zrobić korekty i co innego zmienić w porównaniu z tym, co mamy u nas w Gorzowie. On też cały czas zmieniał ustawienia i szukał prędkości. W przypadku innych niestety nie zdało to egzaminu.
Po ubiegłorocznej porażce w Grudziądzu mówił pan, że następnym razem będziecie o wiele bardziej mądrzejsi. Choć kształt pana drużyny jest nieco inny, nie udało się znaleźć skutecznej recepty na specyficzny twardy tor.
Tor w Grudziądzu nam nigdy nie leżał, choć Martin Vaculik ostatnio zrobił tu dwa razy dwucyfrowy wynik. Z drugiej strony Iversenowi nigdy tu nie szło, a teraz był jednym z kluczowych zawodników. W tym sporcie nie ma idealnej recepty na sukces. Na grudziądzkim torze, jeśli ktoś nie trafi z ustawieniami sprzętu, jest bardzo trudno. Widzieliśmy to chociażby na przykładzie Krzysztofa Kasprzaka. Trochę tej szybkości mu brakowało i od razu przegrywał. W 14. biegu z kolei wygrał bez problemu. W ogniu walki trzeba tak doregulować sprzęt, żeby zawodnicy byli zadowoleni. Rozmawialiśmy w przerwach na odprawach i każdy jechał na diametralnie innych ustawieniach.
ZOBACZ WIDEO Zobacz na czym polega praca komisarza toru (WIDEO)
Po udanym początku sezonu, gdzie wygrywaliście z każdym i wszędzie przyszedł spadek formy. Jak wrócić na zwycięską ścieżkę?
Są problemy, które trzeba zniwelować, tylko czas ucieka. Poza tym my na początku trafiliśmy ze wszystkim i byliśmy mocni. Wygrywaliśmy mecz za meczem, a teraz inni powyciągali wnioski. To jest właśnie walka o to kto popełni mniej błędów. Kto szybciej wyciągnie wnioski i je wprowadzi w życie ten wygrywa, bo błędy jeździeckie na tym poziomie są diametralne.
Na pewno dużo więcej spodziewaliście się po Martinie Vaculiku, który w ostatnim czasie sporo pracował nad sprzętem. Efektów jednak na razie widać.
Dużo pracował na treningach indywidualnych, bo ciężko znaleźć czas, żeby zgromadzić zespół w jednym czasie i miejscu. Myślimy o takim zgrupowaniu i liczę, że w końcu uda nam się to zrobić. Zawodnicy są tego świadomi i sami o to dopytują. W przypadku Martina nie było poważniejszej konfrontacji. Vaculik zmienił motocykl na ostatni bieg i też było już trochę lepiej. Wydawało się, ze minie Pieszczka, bo siedział mu na kole, także są jakieś pozytywne symptomy.
Niedzielny mecz w Grudziądzu przypominał trochę waszą potyczkę z ubiegłego sezonu.
Z tą różnicą, że w zeszłym roku ewidentnie przegrywaliśmy starty. GKM ma praktycznie identyczny zespół, co w ubiegłym sezonie. Zmienili się tylko juniorzy i doszedł Krystian Pieszczek. Mają w związku z tym zdecydowanie większą wiedzę na temat tego toru i nieporównywalnie większą ilość przejechanych okrążeń. Z drugiej strony my dysponujemy klasowymi zawodnikami i trzeba od nich wymagać. Musimy się pogodzić z tą porażką, pewne rzeczy przemyśleć i wdrożyć plan.
Krzysztof Kasprzak obudził się dopiero w swoim ostatnim biegu. Wcześniej nie jechał źle, ale dużo punktów stracił na dystansie. Nie uważa pan, że brakuje mu objeżdżenia po kontuzji?
U niego najważniejsza jest w tym momencie jazda, jazda i jeszcze raz jazda. Chciałoby się, żeby pojechał więcej biegów, ale musieliśmy zrobić jakieś roszady, bo wynik uciekał. Nie było jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo 14. bieg rozstrzygnął na własną korzyść. Walka była do końca, ale szkoda, że wtedy mecz był już przegrany.
Obawiał się pan w którymś momencie, że stracicie punkt bonusowy?
W pewnym momencie można było kalkulować, że stracimy punkt bonusowy. Pojawiła się wpadka Bartka w 7. biegu, gdzie pogubił się na pierwszym łuku i podejrzewam, że w innym wypadku by to rozstrzygnął na własną korzyść. Później patrząc na punkty zdobywane przez resztę zawodników oprócz Iversena, to człowiek się zastanawiał co zrobić, żeby ten wynik pociągnąć. Za dużo punktów straciliśmy na dystansie, ale to były nasze błędy. Obieraliśmy ścieżki, które wydawało się, że będą korzystne, a w pewnym momencie zaczęły się zmieniać i trzeba było inaczej to rozegrać. Wyciągnęliśmy wnioski dopiero w biegach nominowanych, gdzie rywale nie byli w stanie nas minąć.