W meczu z ROW-em Rybnik we Wrocławiu Andrzej Lebiediew zdobył trzynaście punktów i dwa bonusy. Identyczny dorobek punktowy uzyskał też 16 lipca, gdy zespoły te spotkały się w rewanżu. Gdy dołożymy do tego wyniki Łotysza na Drużynowym Pucharze Świata, dojdziemy do wniosku, że znajduje się w życiowej formie.
- Sparta ma powody do zadowolenia, bo zawodnik, który w teorii jest drugą linią zespołu, zdobywa paręnaście punktów. Andrzej to duży talent i bardzo pozytywna postać. Widać, że pobyt w Sparcie mu służy i pozwala na to, by dalej się rozwijał. Inna sprawa, że świetnie trafił na ten sezon z silnikami - ocenia nasz ekspert, Wojciech Dankiewicz.
Łotysz nigdy nie ukrywał, że nie ufa żadnemu tunerowi tak bardzo, jak Ryszardowi Kowalskiemu. To u niego zamówił sprzęt, na którym wygrywa w PGE Ekstralidze.
- Nas, Polaków, powinno to na pewno cieszyć, bo nazwisko tego tunera przewija się coraz częściej, także u żużlowców z tej ścisłej światowej czołówki. Widzimy po tym, co dzieje się w środowisku, że sprzęt potrafi zbudować, ale i zniszczyć zawodnika. W przypadku Lebiediewa mamy do czynienia z tym pierwszym zjawiskiem. Chłopak złapał wiatr w żagle i póki ten sprzęt będzie spisywać się bez zarzutów, będzie jechać jak z nut - mówi Dankiewicz.
Pozostawanie przy tylko jednym tunerze zawsze wiąże się jednak z ryzykiem. Przekonało się o tym wielu zawodników. - Zawsze się może zdarzyć, że silniki zaczną zawodzić i dany tuner nie będzie w stanie nic zrobić. Wtedy, szukając innego dostawcy sprzętu, zawodnicy są w trudnym położeniu. Nowi tunerzy, z którymi nie współpracowali, nie postawią ich na początku kolejki i nie będą traktować priorytetowo. Idealna sytuacja to dostęp do sprzętu z więcej niż jednego źródła, ale wiadomo, że nie każdy może sobie na to pozwolić - kwituje Dankiewicz.
ZOBACZ WIDEO Piotr Szymański: MPPK spadły z rangą. Teraz można zrobić coś fajnego (WIDEO)