Dotyczył on gaźnika Petera Ljunga. Sędzia udał się do parku maszyn, ale w motocyklu Szweda nie dopatrzył się niczego nieregulaminowego. Orzeł zyskał jednak kilka minut i dzięki temu Hans Andersen zdążył na pierwszy wyścig, które zakończył się zresztą jego wygraną. Cała sytuacja wzbudziła sporo kontrowersji. Czy łodzianie przesadzili? Sławomir Kryjom mówi, że nie ma o tym mowy.
- Dla mnie to element gry i niczego złego w tym nie widzę - zapewnia były menedżer Unibaksu Toruń. - Gdybym był na miejscu trenera, to pewnie zachowałbym się podobnie. Nie dziwię się, że Orzeł wybrał takie narzędzie. Tak samo jak Janusz Ślączka zrobił kiedyś Jacek Frątczak, kiedy na mecz do Gorzowa spieszył się Darcy Ward - wspomina Kryjom.
Ekspert WP SportoweFakty zauważa, że zachowanie Orła nie miało żadnego wpływu na losy spotkania. - Nikt nie złamał regulaminu. Takie manewry to element strategii. Uważam zresztą, że w tym przypadku to było z pożytkiem dla widowiska. Kibice chcą przecież oglądać rywalizację w optymalnych składach. Orzeł zyskał trochę czasu i dzięki temu po jednej i drugiej stronie nie mieliśmy osłabień - przekonuje żużlowy menedżer.
Kryjom podkreśla, że takich sytuacji jak ta z udziałem Andersena trudno będzie w żużlu uniknąć. - Nie wierzę w żaden złoty środek. Można by teoretycznie zapisać, że jakieś spóźnienie jest dozwolone, ale wtedy rozpocznie się dyskusja, czy powinno to być 15 minut, pół godziny, a może nawet godzina. Protesty to element gry i nie jesteśmy w stanie ich zabronić. Druga strona zawsze ma prawo powiedzieć "sprawdzam". Przypadek Andersena to dla mnie nic nadzwyczajnego. Takie rzeczy dzieją się co roku i dziać się będą dopóki żużlowcy będą w ten sposób podróżować po świecie. Elementu ryzyka nie jesteśmy w stanie wyeliminować - podsumowuje nasz ekspert.
ZOBACZ WIDEO MPPK to coś wyjątkowego. Impreza gdzie należy się pokazać (WIDEO)
protesty do GKSŻ?????
a kibice to by dopiero lamentowali jaka to nieuczciwość......
a sportowa rywalizacja??? to ch.......uj, bo ja przec Czytaj całość