Początek spotkania przebiegał po myśli Janusza Kołodzieja, który wygrał swój pierwszy bieg. Jednak już w drugim starcie motocykl zawodnika Fogo Unii Leszno zdefektował na starcie. Żużlowiec ze zdziwieniem zerkał na silnik i zjechał na murawę. - Było to bardzo dziwne, bo motor cały czas dobrze pracował, a zgasł na starcie w momencie puszczenia sprzęgła. Był to problem zapłonowy. Te zapłony tak działają, że nie wiadomo, kiedy zawiodą - powiedział po zawodach tarnowianin.
W kolejnym swoim starcie Kołodziej nie był już tak szybki i zdołał przywieźć do mety zaledwie jeden punkt pokonując jedynie kolegę z pary. - Wsiadłem na drugi motocykl, bo nie chciałem jechać na tym po defekcie. Ta jednostka mimo, że na treningach wyglądała świetnie, to w tym biegu brakowało mi prędkości. Niestety wyszło blado - stwierdził 33-latek.
Po trzech startach były kapitan Grupa Azoty Unii Tarnów miał na swoim koncie zaledwie 4 punkty (3,d,1). - Nie przyszło załamanie, ale taka złość. Cztery dni z rzędu trenowaliśmy i wszystko dobrze wyglądało. Przyszły zawody i ten defekt nam bardzo dużo namieszał - wyznał w rozmowie z naszym portalem Kołodziej.
W kolejnych dwóch biegach kibice zgromadzeni na stadionie im. Alfreda Smoczyka mogli znowu podziwiać bardzo szybkiego trzykrotnego Indywidualnego Mistrza Polski. - Na czwarty swój start wziąłem ponownie pierwszy motocykl. Zaryzykowałem, bo wynik szedł w dobrym kierunku i dowiozłem do mety dwie trójki - zdradził zawodnik biało-niebieskich.
Janusz Kołodziej razem ze swoim teamem już szuka sposobu, aby defekt, który przytrafił mu się w niedzielę, więcej nie miał miejsca. - Mamy już jakieś wyjście, ale nie wiadomo, czy nie stracimy na elastyczności silnika. Będę to musiał mocno przemyśleć po tych zawodach - zakończył reprezentant leszczyńskiej Unii.
ZOBACZ WIDEO Maksym Drabik: Na świętowanie nadejdzie czas po sezonie