Krzysztof Mrozek jest od kilku tygodni wrogiem publicznym numer 1. Oczywiście w oczach działaczy Ekstraligi Żużlowej i wszystkich tych, którzy stanie murem za Grigorijem Łagutą i próbę przeciągnięcia procesu Rosjanina przed panelem dyscyplinarnym POLADY uważają za działanie nieodpowiedzialne, czy wręcz niemoralne.
Warto jednak, zanim się rzuci w Mrozka kamieniem, wejść w jego skórę. W jego interesie nie leży szybkie uporządkowanie spraw związanych z Łagutą, bo przecież za każdą karą zawieszenia wymierzoną Rosjaninowi kryje się odjęcie punktów drużynie z Rybnika. Prezes Krzysztof staje więc na uszach, by wszystko przeciągnąć (najlepiej w nieskończoność), bo dla niego priorytetem jest ROW i to co stanie się z klubem po ewentualnym spadku. A wcale nie musi być wesoło, bo w Rybniku sport mocno miesza się z polityką. Żużel to PO, konkurencyjna piłka nożna to PiS. Degradacja będąca pokłosiem dopingowego skandalu może być łakomym kąskiem dla "dobrej zmiany". Tyle, że ona nie będzie dobra dla speedway’a i kibiców żużlowego ROW-u.
Podejrzewam, że w meczu ROW - Get Well prezes Mrozek będzie grał w parku maszyn pierwsze skrzypce. Mobilizować potrafi, zrugać też umie, a regulamin (podobno) ma w małym paluszku. Sęk w tym, że po drugiej stronie stanie człowiek, który tenże regulamin potrafi wycisnąć, jak cytrynę, czyli Jacek Frątczak.
Ostatnio oberwało się Frątczakowi za to, że zakazał zawodnikom korzystania z telefonów komórkowych. A ja tam menedżera Get Well rozumiem. Zdołowanej i skopanej w tym roku przez los drużynie nie są potrzebne dodatkowe atrakcje. Telefon to internet, czyli publikacje, komentarze, wreszcie hejt. Po co żużlowcy mają znów czytać o sobie, że są beznadziejni, że powinni zająć się czymś innym niż żużel? To nie pomaga.
ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody
Pewnie, że Frątczak mógłby zaapelować do zawodników, żeby nie czytali. Łatwo się jednak mówi. Pokusa sprawdzenia co tam o nas piszą jest wielka. A jak już się to zrobi, trzeba naprawdę wielkiej siły, żeby nie wpaść w złość, nie załamać się. Nie każdy ma skórę słonia, więc ten zakaz jest jak najbardziej słuszny.
Muszę przyznać, że jestem pełen podziwu dla menedżera Jacka. W kilka tygodni próbuje zrobić coś, co jest wielomiesięcznym procesem. Próbuje zbudować zespół, próbuje zjednoczyć i dać siłę grupie, która od dłuższego czasu błądziła i nie mogła liczyć na taką normalną, ludzką wymianę zdań. Jedno jest pewne, w ciągu kilkunastu dni zawodnicy rozmawiali z Frątczakiem więcej, niż z poprzednim menedżerem przez dwa lata. Nie przynosi to efektów? Na razie nie, bo w sporcie nic nie jest proste ani oczywiste.