Lwy pokazały pazurki - relacja z meczu Włókniarz Częstochowa - Unia Leszno

Zawodnicy Włókniarza Częstochowa sprawili ogromną niespodziankę i w spotkaniu trzymającym w napięciu do ostatniego wyścigu podzielili się punktami z głównym pretendentem do mistrzowskiego tytułu, Unią Leszno. Częstochowianie tym samym odrodzili się niczym feniks z popiołów po porażce w Zielonej Górze i pokazali, że w tym sezonie, mimo skazywania na pożarcie, mogą wiele namieszać w ligowej stawce. Warto podkreślić, że poniedziałkowe spotkanie na zawsze zapisze się w annały historii, bowiem po raz pierwszy w historii spotkań pomiędzy obiema drużynami odnotowano rezultat remisowy.

Częstochowianie mogą jednak odczuwać lekki niedosyt, bowiem to oni długo dyktowali warunki i zupełnie przyćmili gwiazdy leszczyńskiej ekipy. Podopieczni Grzegorza Dzikowskiego rozpoczęli od mocnego uderzenia i po pierwszym wyścigu objęli prowadzenie 5:1. Ze startu najlepiej wyszedł Tai Woffinden, który na pierwszym wirażu wypchnął zupełnie bezbarwnego Jurice Pavlicia, z czego skorzystał Borys Miturski i gospodarze zapisali na swoim koncie dublet. Riposta "Byków" była jednak piorunująca. W drugim wyścigu role na torze się odwróciły i to goście za sprawą dwójki Australijczyków, Leigh Adamsa oraz Adama Shieldsa zwyciężyli 5:1 i tym samym szybko odrobili straty.

W kolejnych trzech wyścigach odnotowano remisy 3:3, a mijanek na torze było jak na lekarstwo, gdyż wszystko z reguły rozstrzygał start i pierwszy łuk. Wyjątkiem był bieg trzeci, w którym Troy Batchelor ściągnięty do Częstochowy w trybie awaryjnym w miejsce kontuzjowanego Damiana Balińskiego, stracił trzecie miejsce na dystansie na rzecz Lee Richardsona. Po festiwalu remisów, w siódmym wyścigu gospodarze ponownie wysunęli się na prowadzenie. Najlepiej spod taśmy wyszedł Jarosław Hampel, jednak w pięknym stylu minął go Sławomir Drabik, czym wprawił w euforię częstochowskich fanów, którzy licznie stawili się na obiekcie przy Olsztyńskiej. Jak na początku spotkania, na odpowiedź aktualnych Drużynowych Wicemistrzów Polski nie trzeba było długo czekać. W ósmej gonitwie w korespondencyjnym pojedynku Leigh Adams pokonał Grega Hancocka, z kolei Adam Shields na dystansie poradził sobie z Taiem Woffindenem i na tablicy wyników ponownie zagościł rezultat remisowy.

Częstochowianie zwietrzyli jednak swoją szansę i w kolejnych dwóch wyścigach pokazali plecy rywalom. Najpierw w dziewiątym biegu znów w roli głównej wystąpił Sławomir Drabik. Ikona częstochowskiego klubu, po słabszym starcie, postawił wszystko na jedną kartę i na drugim wirażu pierwszego okrążenia śmiałym atakiem przy "kredzie" minął Krzysztofa Kasprzaka, który na swoich barkach czuł jeszcze oddech borykającego się z problemami sprzętowymi, Tomasza Gapińskiego. "Gapa" zamierzał skopiować wyczyn klubowego kolei, ale Kasprzak był górą i częstochowianie triumfowali 4:2. "Lwy" wyraźnie złapały "wiatr w żagle" i w kolejnym wyścigu miejscowi poszli za ciosem. Tym razem najlepszy okazał się Lee Richardson, a na dystansie Michał Szczepaniak pokonał będącego wyraźnie w cieniu, Jurice Pavlicia, dzięki czemu przewaga częstochowian wzrosła już do czterech "oczek" i tym samym sensacja zawisła w powietrzu. Mozolnie budowaną przewagę częstochowianie starannie bronili w kolejnych trzech wyścigach. Najpierw w biegu jedenastym nie miał sobie równych Greg Hancock, który w pokonanym polu pozostawił Adama Shieldsa i Krzysztofa Kasprzaka, a chwilę później pierwszy na "kresce" zameldował się co prawda bezkonkurencyjny Leigh Adams, który jednak za plecami pozostawił dwójkę częstochowian Lee Richardsona i Taia Woffindena. Leszczynianom wyraźnie zaczął palić się grunt pod nogami i nie dziwi fakt, że w trzech ostatnich biegach "Byki" rzuciły na szalę wszystkie swoje możliwości i wydawało się, że szybko przyniesie to swoje efekty i obraz spotkania ulegnie zmianie.

Wyścig trzynasty był zaledwie przedsmakiem tego, co czekało w wyścigach nominowanych. Po starcie na czele stawki usadowili się wyraźnie rozkręcający z wyścigu na wyścig, Jarosław Hampel i Troy Batchelor i wydawało się, że "Byki" złapały odpowiedni rytm. Częstochowianie jednak nie złożyli broni, a punkty gospodarzom uratował Michał Szczepaniak. Starszy z braci, na którym w zeszłym sezonie kibice wielokrotnie nie pozostawiali suchej nitki, na pierwszym wirażu trzeciego okrążenia odważnie wszedł pod Batchelora i wypchnął "Kangura" szeroko pod płot, z czego skorzystał także Tomasz Gapiński i sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Z podwójnej wygranej gości zrobił się remis i tym samym przed wyścigami nominowanymi częstochowianie utrzymali skromną, czteropunktową zaliczkę.

W biegach nominowanych emocje sięgnęły zenitu. W pierwszym podejściu do 14. biegu na pierwszym łuku upadł Michał Szczepaniak i arbiter, Andrzej Terlecki podjął decyzję o powtórce w czteroosobowym składzie. W drugim podejściu najlepiej ze startu wyszli leszczynianie. Po raz kolejny "lwi pazur" pokazał jednak Michał Szczepaniak, który przedzielił rywali i tym samym wszystko miało rozstrzygać się w ostatnim wyścigu. Wyścig piętnasty okazał się prawdziwą wisienką na torcie i przysporzył nie lada emocji. Po starcie wydawało się, że dwa punkty zostaną pod Jasną Górą, gdyż przy wielkim aplauzie kibiców na prowadzeniu byli Greg Hancock i Lee Richardson. Na drugim łuku jednak sytuacja zmieniła się diametralnie. Atakiem przy krawężniku Grega Hancocka wyprzedził Leigh Adams, a po wewnętrznej sposób na Anglika znalazł Krzysztof Kasprzak. Wydarzenia na pierwszym okrążeniu okazały się kluczowe i decydujące dla losów tego wyścigu i całego spotkania, które niespodziewanie zakończyło się remisem 45:45.

Mecz w Częstochowie był przednim widowiskiem i może napawać wielkim optymizmem częstochowskich kibiców w perspektywie następnych spotkań. Częstochowianie długo dyktowali warunki i wydawało się, że nawet bez Nickiego Pedersena będą w stanie odprawić z kwitkiem leszczyński zespół. Przed spotkaniem "Lwy" taki rezultat brałyby natomiast w ciemno. - Emocji na pewno nie brakowało i kibice mogą się cieszyć. My natomiast z jednej strony się cieszymy, a z drugiej smucimy, bo jeszcze jeden punkt można było uciułać, ale mówi się trudno. Trzeba się cieszyć z remisu - mówił po meczu Tomasz Gapiński.

Niedosyt dało się natomiast odczuć w szeregach zawodników z Leszna, którzy nie ukrywali, że pod Jasną Górą jadę z zamiarem wygranej. Rzeczywistość zweryfikowała jednak ich plany i po koncertowym spotkaniu na inaugurację z Caelum Stal Gorzów, nadzieje zostały nieco ostudzone. - Trzeba powiedzieć otwarcie, że liczyliśmy na wygraną, ale taki jest sport. Gospodarze postawili twarde warunki od samego początku. Jechali bardzo zdeterminowani i w końcówce udało nam się uratować remis - dodał natomiast Jarosław Hampel.

Unia Leszno:

1. Leigh Adams (3,3,3,3,3) 15

2. Adam Shields (2*,0,1,2,1) 6+1

3. Krzysztof Kasprzak (3,2,2,1*,1) 9+1

4. Troy Batchelor (0,1*,0,-) 1+1

5. Jarosław Hampel (1*,0,2,3,3) 9+1

6. Sławomir Musielak (1,2,-,-,0) 3

7. Jurica Pavlic (0,2,0,0) 2

Włókniarz Częstochowa:

9. Tomasz Gapiński (1,1,1,1*) 4+1

10. Sławomir Drabik (0,3,3,0,0) 6

11. Lee Richardson (1*,2,3,2,0) 8+1

12. Michał Szczepaniak (2,1*,1,2,2) 8+1

13. Greg Hancock (3,3,2,3,2) 13

14. Borys Miturski (2*,0,-,-,-) 2+1

15. Tai Woffinden (3,0,0,1*) 4+1

Bieg po biegu:

1. Woffinden, Miturski, Musielak, Pavlic 5-1

2. Adams, Shields, Gapiński, Drabik 1-5 (6-6)

3. Kasprzak, Szczepaniak, Richardson, Batchelor 3-3 (9-9)

4. Hancock, Musielak, Hampel, Miturski 3-3 (12-12)

5. Adams, Richardson, Szczepaniak, Shields 3-3 (15-15)

6. Hancock, Kasprzak, Batchelor, Woffinden 3-3 (18-18)

7. Drabik, Pavlic, Gapiński, Hampel 4-2 (22-20)

8. Adams, Hancock, Shields, Woffinden 2-4 (24-24)

9. Drabik, Kasprzak, Gapiński, Batchelor 4-2 (28-26)

10. Richardson, Hampel, Szczepaniak, Pavlic 4-2 (32-28)

11. Hancock, Shields, Kasprzak, Drabik 3-3 (35-31)

12. Adams, Richardson, Woffinden, Musielak 3-3 (38-34)

13. Hampel, Szczepaniak, Gapiński, Pavlic 3-3 (41-37)

14. Hampel, Szczepaniak, Shields, Drabik 2-4 (43-41)

15. Adams, Hancock, Kasprzak, Richardson 2-4 (45-45)

Sędziował: Andrzej Terlecki

Widzów: ok. 13 tyś.

Komentarze (0)