- Musimy go po raz kolejny na nowo ułożyć. Dużo wody, mocny wiatr i inne czynniki spowodowały, że wypłukała czy przepłukała się część nawierzchni. Trzeba ją odpowiednio przemieszać i przygotować - ocenił Rafael Wojciechowski, menadżer GTM Startu Gniezno.
Działacze ekipy z Grodu Lecha mają sporo czasu, by doprowadzić nawierzchnię do stanu sprzed potężnej nawałnicy. Czerwono-czarni kolejny mecz na domowym obiekcie rozegrają dopiero 3 września, kiedy to zmierzą się z Naturalną Medycyną PSŻ-em Poznań. Będzie to drugie spotkanie w ramach półfinału 2. Ligi Żużlowej.
- Musimy wjechać się w tę nawierzchnię, żeby wiedzieć, jak reagować na zmiany. Myślę, że poświęcimy kilka treningów, by być odpowiednio przygotowanym na mecz rewanżowy z PSŻ-em Poznań. Myślimy oczywiście też o spotkaniu finałowym, bo nie przewidujemy innego scenariusza, niż awans do finału i walkę o awans - powiedział Wojciechowski.
Żywioł negatywnie wpłynął na stan gnieźnieńskiego toru, ale to nie jedyna szkoda, jaką wyrządziła sierpniowa nawałnica. Na stadionie w Grodzie Lecha można było zaobserwować połamane i poprzewracane drzewa, powywracane toi toie czy poniszczone maszty i słupy reklamowe. Do drobnych zniszczeń doszło też w parku maszyn.
Działacze Startu błyskawicznie musieli uporać się ze skutkami nawałnicy, bo już sześć dni później Gniezno gościło przy okazji 3. rundy Speedway Best Pairs żużlowców ze światowej czołówki. Większość szkód udało się usunąć, jednak kondycja toru pozostawiała sporo do życzenia. - Z tymi ulewami na tor spłynęło dużo piachu, który się nie wiązał. Moim zdaniem musimy teraz tę nawierzchnię przeorać i wszystko będzie grało - mówił Mirosław Jabłoński.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga: rybnicki #SmakŻużla (WIDEO)