Greg Hancock: Czułem niepewność, coś było nie tak

Greg Hancock w poniedziałkowym meczu pomiędzy Włókniarzem a Unią Leszno zdobył 13 pkt. i walnie przyczynił się do wywalczenia remisu przez swoją drużynę. Amerykanin na łamach Gazety Wyborczej opowiada m.in. jak trafił do Częstochowy.

Popularny "Herbie" za pośrednictwem Gazety Wyborczej opowiada, dlaczego tak długo nie mógł zdecydować się na jazdę w Częstochowie. - Mam świetny kontakt z prezesem Maślanką od dnia, w którym go poznałem. Od lat mówił mi: "Przyjdź do nas pojeździć" i w końcu trafiłem do Częstochowy. Przed tym sezonem rozmowy były trudniejsze. Czułem niepewność, coś było nie tak. Czekałem tylko, żeby się okazało, co. I kilka dni przed ligą dowiedziałem się, że mój kontrakt został obcięty o 50 procent - powiedział Greg Hancock.

Hancock z kibicami podzielił się także tym, jakie miał plany związane z sezonem 2009 na polskich torach. - Chciałem przeczekać rok, życzyć Włókniarzowi powodzenia i liczyć na lepsza ofertę za rok. Dzwonili do mnie z kilku klubów z pytaniem, czy jestem wolny. Chcieli ze mną negocjować, ale ja nie chciałem sobie zamykać żadnych drzwi. W końcu zadzwonił prezes i mówi: "Chyba znalazłem rozwiązanie, rozmawiałem z nowym sponsorem, prezydentem miasta i innymi ludźmi. Możemy jeszcze negocjować". Nie mogłem się zgodzić na 50-procentową obniżkę, nawet na 35 byłoby mi ciężko. Pomyślałem więc: "Może lepiej i dla mnie, i dla was byłoby pozwolić mi odejść, bo bez pieniędzy klub się rozleci". Prezes ostatecznie powiedział, że zapewni więcej, niż może, i przystałem na nowe warunki - dodał Amerykanin.

Na koniec 39-letni zawodnik stwierdził jednak, że wciąż ma duże zaufanie do prezesa Mariana Maślanki. - Ufam prezesowi Maślance najbardziej w Polsce, no może poza moimi mechanikami (śmiech) - zakończył sympatyczny zawodnik.

Komentarze (0)