Popularny "Herbie" za pośrednictwem Gazety Wyborczej opowiada, dlaczego tak długo nie mógł zdecydować się na jazdę w Częstochowie. - Mam świetny kontakt z prezesem Maślanką od dnia, w którym go poznałem. Od lat mówił mi: "Przyjdź do nas pojeździć" i w końcu trafiłem do Częstochowy. Przed tym sezonem rozmowy były trudniejsze. Czułem niepewność, coś było nie tak. Czekałem tylko, żeby się okazało, co. I kilka dni przed ligą dowiedziałem się, że mój kontrakt został obcięty o 50 procent - powiedział Greg Hancock.
Hancock z kibicami podzielił się także tym, jakie miał plany związane z sezonem 2009 na polskich torach. - Chciałem przeczekać rok, życzyć Włókniarzowi powodzenia i liczyć na lepsza ofertę za rok. Dzwonili do mnie z kilku klubów z pytaniem, czy jestem wolny. Chcieli ze mną negocjować, ale ja nie chciałem sobie zamykać żadnych drzwi. W końcu zadzwonił prezes i mówi: "Chyba znalazłem rozwiązanie, rozmawiałem z nowym sponsorem, prezydentem miasta i innymi ludźmi. Możemy jeszcze negocjować". Nie mogłem się zgodzić na 50-procentową obniżkę, nawet na 35 byłoby mi ciężko. Pomyślałem więc: "Może lepiej i dla mnie, i dla was byłoby pozwolić mi odejść, bo bez pieniędzy klub się rozleci". Prezes ostatecznie powiedział, że zapewni więcej, niż może, i przystałem na nowe warunki - dodał Amerykanin.
Na koniec 39-letni zawodnik stwierdził jednak, że wciąż ma duże zaufanie do prezesa Mariana Maślanki. - Ufam prezesowi Maślance najbardziej w Polsce, no może poza moimi mechanikami (śmiech) - zakończył sympatyczny zawodnik.