Lwim pazurem to cykl felietonów Mariana Maślanki, byłego prezesa Włókniarza Częstochowa, a obecnie cenionego eksperta.
***
Turniej w Gorzowie miał obfitować w mijanki, pasjonującą walkę do ostatnich metrów. Emocji było tymczasem jak na lekarstwo. Tak naprawdę mieliśmy je głównie za sprawą rywalizacji o punkty. Stawka była bardzo wyrównana, więc do samego końca nie wiedzieliśmy, kto pojedzie w półfinałach. Nie o taką dramaturgię jednak chodziło.
Przyczyny? Tor był zupełnie inny niż ma to zwykle miejsce w Gorzowie. Najwięcej problemów mieli z nim niestety nasi zawodnicy. Osobą odpowiedzialną za stan nawierzchni podczas Grand Prix jest obecnie Phil Morris.
To doświadczony człowiek, który przez wiele lat jeździł z powodzeniem na żużlu. Dostał teraz bardzo poważną funkcję i moim zdaniem radzi sobie z nią... średnio. To nie jest chyba coś, za co on powinien się w ogóle brać. Niestety, jego antidotum na różne problemy z torem jest najczęściej woda. Wychodzi z założenia, że jeśli wyleje się jej dużo, to będzie dobrze. Życie pokazuje jednak, że nie do końca. Morris powinien wyciągnąć wnioski i wsłuchać się w głos toromistrzów czy trenerów.
Wcześniej w tej funkcji mieliśmy Ole Olsena i wszystko wyglądało lepiej. BSI musi się nad tym tematem zastanowić. Duńczyk ma swoje lata i podejrzewam, że woli ograniczać się obecnie do robienia dobrych torów czasowych. Jest jednak jego syn - Torben. Był wiele lat przy ojcu i mógłby zrobić sporo dobrego. Byłem w Melbourne i widziałem, jak pracował przy torze. Efekty były znakomite. Kibice obejrzeli wielkie ściganie, więc facet ma pojęcie. Za chwilę dojdziemy do absurdu, że tory czasowe będą lepsze od stałych. Nie można do tego dopuścić.
Podobała mi się kąśliwa wypowiedź trenera Marka Cieślaka. Po turnieju w Gorzowie powiedział, że zabrakło polskiego komisarza i jazda po twardych torach w Ekstralidze zaczyna się mścić na naszych zawodnikach. Moim zdaniem trafił w punkt. Proszę zauważyć, że w sobotę to nie nasi żużlowcy wyciągnęli jako pierwsi odpowiednie wnioski. Mniej jeżdżą w lidze angielskiej, gdzie czasami mamy corridy i dlatego pewne zdolności zostały zatracone.
Polecam spojrzeć na Jasona Doyle'a. W takich trudnych warunkach Australijczyk góruje nad wszystkimi. Potrafi się połapać jako pierwszy. Nic mu nie przeszkadza. Nie kręci nosem i jedzie agresywnie, nawet z kontuzjowaną nogą. Wiele dzięki temu zyskuje. Przy tak wyrównanej rywalizacji o tytuł to może być na wagę złota.
Marian Maślanka
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga: rybnicki #SmakŻużla
co wspólnego z żużlem, czy inaczej z jazdą na żużlu ma korrida (tak, to słowo występuje w języku polskim, z hiszp. corrida), że użył Pan takiego porównania?
Moż Czytaj całość
A komisardczyków rozgoniłbym na 4-wiatry