O krok od tragedii w Krośnie. Motocykl mógł staranować podprowadzające

 / Podprowadzające
/ Podprowadzające

Centymetry dzieliły od tragedii podczas finału DMEJ w Krośnie. Po upadku Olega Michaiłowa w wyścigu 16. rozpędzony motocykl przejechał jeszcze kilkadziesiąt metrów w niekontrolowany sposób i minął o centymetry stanowisko podprowadzających.

W tym artykule dowiesz się o:

W wyścigu 16. doszło do bardzo groźnie wyglądającego upadku reprezentanta Łotwy, Olega Michaiłowa, który na wyjściu z drugiego łuku nie opanował motocykla, odbił się od bandy i wypuścił maszynę, która w niekontrolowany sposób przejechała jeszcze kilkadziesiąt metrów po murawie. Łotysz miał furę szczęścia, że zawodnicy jadący za nim zdołali go ominąć. O ogromnym szczęściu w nieszczęściu mogą mówić także podprowadzające, które siedziały na murawie na krzesełkach. Ich stanowisko odgrodzone było elementami bandy reklamowej, o którą zahaczył motocykl. Żadna z dziewczyn na szczęścia nie ucierpiała, a maszyna uszkodziła jedynie reklamę. Dramat był jednak blisko.

Przed rozpędzoną maszyną w ostatniej chwili zdołał odskoczyć prezenter zawodów w Krośnie, który stał na murawie. Komentujący finał DMEJ w telewizji Robert Noga i Henryk Grzonka byli wstrząśnięci tym, jak wyglądał wypadek i do jakiej tragedii mogło dojść. Padły nawet opinie, że powinno się zastanowić nad zmianą przepisów i miejsca, w którym podczas wyścigu przebywają podprowadzające. Nie zawsze dziewczyny, które są ozdobą zawodów żużlowych przed startem wyścigu, w trakcie jego trwania są skupione na tym, co dzieje się na torze. Poza tym łatwiej reagować będąc na murawie w pozycji stojącej niż siedzącej. W Krośnie było o włos od tragedii. Lepiej jednak zareagować teraz niż czekać aż dojdzie do wypadku, po którym nastąpi zmiana w przepisach.

W przeszłości dochodziło już do podobnych zdarzeń na torze. Podobna sytuacja miała miejsce 21 lat temu na torze w Świętochłowicach podczas Memoriału Jana Ciszewskiego. Wówczas to motocykl Grega Hancocka zdemolował słupek maszyny startowej i stojak z chorągiewkami. O sporym szczęściu mogli wtedy mówić kierownik startu i legendarny spiker żużlowy, nieżyjący już Krzysztof Hołyński.

Żużlowiec po tym, jak spada z motocykla powinien teoretycznie linką założoną na nadgarstek odłączyć zapłon. W 99 procentach tak się dzieje. Zdarzają się jednak przypadki, że po wypadku motocykl "tańczy" jeszcze na torze lub - tak jak w Krośnie - zmierza w niekontrolowany sposób na murawę. Tym razem skończyło się na strachu, ale jest to bez wątpienia zdarzenie, które powinno dać do myślenia i może być przyczynkiem do dyskusji nad zmianami regulaminowymi.

ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody

Źródło artykułu: