Janusz Kołodziej: Fajnie, że Unia Tarnów awansowała, ale bliżej mi do Unii Leszno (wywiad)

- Ostatnio byłem taki zabiegany, że nie miałem czasu obejrzeć Kiepskich w Polsacie - mówił Janusz Kołodziej po finałowym meczu Sparta - Unia (45:45). - Teraz jednak świętuję, a potem będę rozmawiał z Unią o przyszłości.

Dariusz Ostafiński
Dariusz Ostafiński
Janusz Kołodziej ogląda bieg z parku maszyn WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: Janusz Kołodziej ogląda bieg z parku maszyn

Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Na mecz do Wrocławia jechał pan chyba z duszą na ramieniu. W rundzie zasadniczej, na Stadionie Olimpijskim, zaliczył pan najgorsze zawody w sezonie.

Janusz Kołodziej, żużlowiec Fogo Unii Leszno: O dziwo, mimo tego wszystkiego, byłem spokojny. Wiedziałem, że finał to nowa historia. Nawet po pierwszych biegach, choć nie czułem się komfortowo i rzucało mną na motocyklu na wszystkie strony, to starałem się dać z siebie wszystko. Każdy bieg był dla mnie wyzwaniem. Tak na marginesie, to Maksym Drabik był maksymalnie szybki. Podziwiałem jego prędkość. Czapki z głów, bo on poświęcił zdrowie (wystąpił kilkanaście dni po kontuzji złamania obojczyka - dop. red.), żeby dziś pomóc drużynie. Pamiętam go jako młodego chłopaka, który z tatą Sławkiem jeździł na treningi po Polsce. Dziś jest niesamowity. Kiedyś będzie mistrzem albo wicemistrzem świata. A tak w ogóle to jakie pytanie było, bo ja trochę pijany ze szczęścia jestem.

Miał pan się odnieść do swojej kiepskiej jazdy w meczu ze Spartą w rundzie zasadniczej, ale zostawmy to. Porozmawiajmy o finale, który był niesamowity. Dwa razy byliście na deskach.

To jest fajne w tym roku, że te wyniki są takie diametralnie różne. Raz do przodu, innym razem wielka porażka. Rewanżowy mecz finałowy układał się nam tak jak cały sezon. Jednak mieliśmy w sobie luz, bo przecież play-off zaczynaliśmy z czwartego miejsca i nie stawiano na nas.

Jak to nie stawiano. Przed sezonem byliście kandydatem do złota. Dopiero w trakcie rozgrywek wasze notowania spadły.

Stawiali na nas? Dobrze, to spiszemy imiona i nazwiska, a potem dopadniemy tych, co tak mówili.

A tak poważnie.

Myśleliśmy, że drugie miejsce będzie dużym osiągnięciem, ale dlaczego nie pokusić się o złoto. To podejście dało nam minimalny luz. Nie mieliśmy noża na gardle i nikt nie patrzył na wynik. Nawet wtedy, kiedy rywal nam uciekał, a dwa takie momenty były.

ZOBACZ WIDEO Budowa motocykla żużlowego

Zostaliście mistrzami Polski i bezapelacyjnie najlepszą drużyną rundy play-off. Nie przegraliście w tej fazie meczu.

I nawet dwumecze z Falubazem i Spartą tak samo nam się ułożyły. W domu wygrana, na wyjeździe remis. To były jednak dwa różne spotkania. W finale chyba było więcej emocji.

Oglądał pan wcześniej półfinał Sparty w Gorzowie? W finale zrobiliście im to, co oni zrobili Stali na jej stadionie.

Nie wiem jak koledzy, ale ja nie oglądałem. Miałem swoje zajęcia. Jak wracam do domu, zawsze jest coś do zrobienia i na tym się skupiam. Trzeba popracować z młodzieżą (Kołodziej ma szkółkę - dop. red.) albo skosić trawę. Trzeba też pojeździć, pobiegać, słowem potrenować. Czasami brakuje czasu na obejrzenie Kiepskich w Polsacie. Zasadniczo cieszę się, bo ten finał okazał się dla mnie dobry. Powiem coś jeszcze. Pomimo tego, że w rundzie zasadniczej pojechałem we Wrocławiu tak kiepsko, chciałem tu wrócić na finał. Wiedziałem, że będzie fajna walka.

A jeszcze po pierwszym meczu w Lesznie marudził pan strasznie, siedząc w studio nSport+.

Często jestem zły na siebie. Wiedziałem, że tamte zawody popsułem, pogubiłem się totalnie. Nie wiedziałem, co się dzieje. Nawet po zakończeniu meczu nie byłem tego pewny. Uznałem jednak, że nie będę rozdrapywał dziadostwa, tylko zrobię wszystko, żeby pokazać się z jak najlepszej strony w rewanżu. Tak samo podeszli do tego koledzy, bo Unia to siedmiu zawodników, którzy walczą, nawet do krwi, żeby zdobywać punkty dla drużyny. Na szczęście we Wrocławiu upadków nie było, krwi też, ale walczyć walczyliśmy.

Sędzia Ryszard Bryła może spać spokojnie. W pierwszym meczu popełnił błędy i przy wyniku na styku mogło to być przypominane.

Jakbyśmy przegrali jednym, czy dwoma punktami, to tak. Mielibyśmy żal. Na szczęście wyszło inaczej i można powiedzieć, że mecz z Leszna jest historią. We Wrocławiu pokazaliśmy, że jak chcemy, to potrafimy pokazać na torze, że jesteśmy lepsi.

Zostaje pan w Lesznie?

Dziś świętuję, a w przyszłości rozmawiamy. A może już rozmawialiśmy. Nie wiem, jak to jest.

Unia Tarnów awansowała.

Cieszę się, że tak się stało, ale bliżej mi do Leszna.

Będzie pan gonił starych mistrzów w liczbie tytułów mistrza Polski? Pan ma pięć, najlepsi mają jedenaście.

Chyba mi lat zabraknie. Zresztą nigdy nie robiłem tak, żeby jeździć tam, gdzie jest moc. Zawsze wybierałem takie kluby, gdzie jest w porządku. Nie piję do Unii Tarnów, bo mam dobre wspomnienia stamtąd. Mówiło się, że kapitan opuścił okręt po spadku, ale przecież walczyłem o jak najlepszą pozycję. Tyle tylko, że współpracownicy nie pomagali. Zwracałem na pewne rzeczy uwagę, ale zrobiono ze mnie płaczka. Nie ma się jednak co przejmować. Mam serce, muszę też posłuchać siebie, tego, co bym chciał, dlatego w tym momencie jest Unia Leszno.





KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy Kołodziej powinien zostać w Unii Leszno?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×