W przyszłym sezonie, pierwszy raz w historii po zmienieniu struktury rozgrywek do trzech klas, Stal Rzeszów będzie rywalizować w najniższej lidze po przegranym dwumeczu barażowym z Speed Car Motorem Lublin. Trener Janusz Stachyra twierdzi, że po przegraniu pierwszego spotkania na własnym torze czternastoma punktami, w Lublinie ciężko było nawiązać jakąkolwiek walkę. - Czego nam zabrakło? Pierwszego meczu w Rzeszowie, który przegraliśmy czternastoma punktami. Problem się zrobił i ciężko jest odrobić taką różnicę, która była widoczna na naszym torze, a wie pan jak jest ciężko podnieść się po porażce w domu? Powinniśmy go wygrać. Stało się jak się stało - powiedział tuż po niedzielnym spotkaniu w Lublinie.
Na torze przy Al. Zygmuntowskich 5, w drużynie rzeszowskiej z dobrej strony pokazał się jedynie były zawodnik lubelskiego klubu - Dawid Lampart. Po wpadce w pierwszym spotkaniu na torze w Rzeszowie, w niedzielę ciągnął wynik zespołu. Jako jedyny potrafił przyjechać na pierwszym miejscu. - Dawid pokazał, że potrafi jechać na torze w Lublinie, nawet w takich warunkach. Jednak nie wyszedł mu mecz w Rzeszowie, bo zrobił osiem punktów na możliwych osiemnaście. I to trochę boli, bo nie tylko Dawid miał słabszy mecz. Na piętnaście biegów, przywieźliśmy dwanaście zer i różnica była straszna.
Stal Rzeszów do meczu przystąpiła z trzema juniorami w składzie, ponieważ awizowany Jake Allen nie dotarł na mecz do Lublina i w jego miejsce zgłoszony został Mateusz Rząsa. Sztab szkoleniowy rzeszowskiego klubu dopiero w sobotę wieczorem dowiedział się o tym, że Australijczyk nie przyjedzie na mecz. Dodatkowo Erik Riss również nie mógł zjawić się w Lublinie, ponieważ w poniedziałek startował w zawodach ligowych w lidze angielskiej i nie zdążyłby wrócić z Polski. Czy trener zna już przyczyny absencji Allena? - To nie jest pytanie na teraz. Na pewno zajmiemy się tym tematem, bo liczyliśmy na niego, a on nie przyjechał. O jego absencji dowiedziałem się wieczorem przeddzień meczu. To dziwna sytuacja. Nie było łatwo załatwić jakieś zastępstwo. Erik Riss miał w poniedziałek zawody w Szkocji i nie jest to takie proste, aby połączyć to logistycznie, bo nie zdążyłby dojechać - mówi Stachyra.
W kończącym się już sezonie, Stal Rzeszów w kilku spotkaniach startowała w osłabionym bądź niepełnym składzie. Na mecz do Gdańska oraz Tarnowa nie przyjechał Dimitri Berge. W jednym ze spotkań zabrakło też Josha Grajczonka. - Teraz jedziemy do domu i musimy zacząć myśleć nad następnym sezonem. Na pewno musimy zrobić wszystko, żeby za rok wrócić do tej pierwszej ligi. Jednak wymaga to dużej pracy. W przyszłości nie mogą powtarzać się takie zawirowania ze składem jakie były w tym roku. Nieraz musieliśmy jechać niepełnym składem. Wiele ludzi myśli, że te sytuacje był ukartowane już przed meczem jak np. występ Berge w Gdańsku (zawodnik nie dojechał na mecz, bo kupił bilet lotniczy na inny dzień dop. red). Jeżeli gość bukuje samolot na sobotę, a wie że ma mecz w niedzielę, to jest nasza wina? Kierownika drużyny? Przecież to nie jest dzieciak, którego się ciągnie za rękę - zakończył Janusz Stachyra.
ZOBACZ WIDEO Mówienie o korupcji w sporcie żużlowym jest przedwczesne