Eriks Upenieks, WP SportoweFakty: Za klubem dość skomplikowany sezon, przede wszystkim ze względów finansowych. Jak możemy podsumować to wszystko, co wydarzyło się w ostatnim czasie?
Anatolij Zil, wiceprezes Lokomotivu Daugavpils: Rzeczywiście, to był bardzo trudny rok. W znacznej mierze ze względów politycznych. W ciągu sezonu 2017 mieliśmy w Daugavpils aż trzech burmistrzów. Dwóch z nich nie miało zielonego pojęcia o żużlu. Problemy mieliśmy już w 2016 roku. Też wydaliśmy więcej niż planowano na początku, ale nie da się wszystkiego zaplanować. W lidze miało startować osiem drużyn, a przed sezonem okazało się, że będzie jedenaście. Nie planowaliśmy w zeszłym sezonie wygrywać ligi, ale jak chłopaki jadą, dobrze punktują, to co z tym zrobić? Ne możemy powiedzieć żużlowcom, żeby nie wozili punktów, przegrywali mecze i nie zarabiali. Wtedy jednak mieliśmy pełne zrozumienie u władz miasta. Przecież możemy wytłumaczyć się z każdego wydanego euro. No i mieliśmy dodatkowe pieniądze z miasta.
W tym sezonie wyglądało to inaczej. Nie zaplanowaliśmy, że w DPŚ dojedziemy aż do barażu i że juniorzy trafią do finału DMEJ. Pomocy ze strony LaMSF (federacja łotewska - dop. red.) nie mamy, wszystko leży na barkach klubu. Zawodów w DMPJ też było ok. dwudziestu, gdzie dla porównania w zeszłym sezonie pięć. Jewgieniej Kostygow zakwalifikował się do finałów IMŚJ, braliśmy udział w Nice Cup, więc gdzieś w czerwcu upomnieliśmy się o dodatkowe pieniądze, ale bez skutku.
Na spotkaniu kibiców i drużyny z władzami miasta dało się zauważyć, że "nie za bardzo" są one zorientowane w realiach żużlowych.
ZOBACZ WIDEO To na niej skupiają się oczy żużlowych kibiców
Tak, podejrzewano nas o wiele rzeczy. Nawet, że wyprowadzamy pieniądze do stref wolnych od podatków. Ale jeśli Fredrik Lindgren i Joonas Kylmaekorpi są zameldowani na Andorze i tam jest ich bank, to mieliśmy im płacić gotówką? Straszono nas totalnymi kontrolami, które zresztą odbyły się i nie znaleziono żadnych uchybień.
To było dość dawno temu. Skąd taka zwłoka?
Kolejna zmiana władzy w mieście, zastępca burmistrza stał się burmistrzem. Zmieniła się koalicja, inni ludzie na wszystkich stanowiskach i znów wszystko trzeba było tłumaczyć od początku.
Sytuacja rzeczywiście dość ciężka. Nowy burmistrz w czasie kampanii wyborczej zamierzał poszukać pieniędzy, które zniknęły po "sprzedaży" Andrzeja Lebiediewa do Ekstraligi. Sęk w tym, że on odszedł po zakończeniu kontraktu.
Tak, było bardzo ciężko. Znów trzeba było tłumaczyć elementarne rzeczy. Poza tym punkt widzenia władz miasta mógł zmieniać się kilka razy w trakcie dnia. Damy, nie damy, damy mniej, znajdziemy sponsorów, którzy dadzą, albo damy, ale w następnym sezonie obetniemy to, co daliśmy. I jak tutaj obiecać coś żużlowcom?
Ostatecznie wszystko dobrze się skończyło.
Na razie odetchnęliśmy z ulgą. Otrzymaliśmy z miasta 117 tys. euro i już nie mamy żadnych długów wobec zawodników. Jesteśmy czyści. Teraz musimy szybko policzyć realny budżet klubu na następny sezon oraz skompletować skład. Myślę, że bez większych problemów dogadamy się z miejscowymi zawodnikami, a chęć dalszej współpracy wyraził już Timo Lahti. Czeka nas więc gorący okres.
Jak podsumowałby pan ten sezon żużlowy w Daugavpils?
To był sezon nadziei, osiągnięć, ale i niewykorzystanych okazji. Napisaliśmy piękne strony osiągnięć naszego żużla w Vastervik, Lesznie i Krośnie. W tym samym czasie w środku sezonu, byliśmy między niebem a ziemią, w podwieszonym stanie, stąd zaprzepaściliśmy szansę aby po raz trzeci z rzędu walczyć w finale Nice 1.LŻ. Nie było nas też w finale DMPJ. Z jednej strony możemy być dumni z naszych sukcesów, ale z drugiej na sercu pozostała blizna. Bo to był też sezon kłamstw, obelg, fałszerstw dookoła naszej drużyny. W każdym razie musimy podziękować naszym partnerom, wiernym kibicom, żużlowcom zespołu oraz ich rodzinom. Mamy jeszcze dużo pomysłów do realizacji i wierzymy, że przed naszym żużlem jest rozwój oraz piękna przyszłość.