W tym roku Peter Kildemand pełnił rolę pierwszego rezerwowego w cyklu Speedway Grand Prix. W obliczu licznych kontuzji stałych uczestników cyklu, duński żużlowiec wystąpił w aż dziewięciu z dwunastu rund. Zdobył w nich 60 punktów, co dało mu trzynaste miejsce w klasyfikacji generalnej SGP.
To jednak nie przekonało włodarzy BSI, aby dać Kildemandowi stałą "dziką kartę" na sezon 2018. Co więcej, reprezentant Danii nie znalazł się też na krótkiej liście zawodników rezerwowych. Oznacza to, że jego szanse na występy w mistrzostwach świata są niemal zerowe. Kildemand może jedynie liczyć na jednorazowy start z "dziką kartą" w Grand Prix Danii.
- To smutne. To nie jest coś, o czym marzyłem. Grand Prix to mistrzostwa świata, rozgrywki na najwyższym poziomie. Trudno jest pozyskiwać sponsorów, gdy nie startuje się w tym cyklu, bo nie możesz wtedy co sobotę zaprezentować tych firm podczas transmisji telewizyjnych - powiedział Kildemand w rozmowie z duńskimi mediami.
28-latek ma jednak nadzieję, że w przyszłości będzie mu jeszcze dane pojawić się w mistrzostwach. - Nie pozostaje mi nic innego jak zrobić wszystko, aby wrócić do Grand Prix. Mam nadzieję, że moje dobre występy zostaną chociaż wynagrodzone "dziką kartą" na Grand Prix Danii - dodał.
Jedynym reprezentantem Danii w przyszłorocznym SGP będzie Nicki Pedersen. Duńczyk jest jednym z czterech szczęśliwców, którzy w środę otrzymali "dzikie karty". Z mistrzostwami pożegnał się za to inny z reprezentantów Danii, Niels Kristian Iversen.
ZOBACZ WIDEO: Ogromny projekt Kusznierewicza. Cały świat będzie podziwiał Polaków