Darcy Ward i zjawisko hejtu. Czy Australijczyk ma problem?

WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Darcy Ward
WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Darcy Ward

Hejt jest coraz większym zagrożeniem w świecie internetu. Szczególnie wystawieni na atak są sportowcy, którzy znajdują się pod ostrzałem kibiców w mediach społecznościowych. Przykład Darcy'ego Warda pokazuje, że atakować potrafi też druga strona.

Zjawisko hejtu

Czasy się zmieniają. Kiedyś sportowiec był wystawiony na krytykę głównie na stadionie. Kibic mógł spuentować jego postawę soczystymi gwizdami, zakląć pod nosem. Ewentualnie pofatygować się na trening i próbować powiedzieć zainteresowanemu prosto w twarz, co o nim myśli. To jednak wymagało wysiłku, wyjścia z domu. Internet ułatwił ten proces. Wystarczy włączyć komputer i można wyrzucić z siebie wszystko. Najczęściej anonimowo.

W ten sposób rozpowszechniło się zjawisko hejtu. Pomogły mu w tym media społecznościowe, w których zawodnicy są blisko kibiców. To świetna sprawa, jeśli można z nimi podyskutować na poziomie, pogratulować ostatniego występu. Gorzej gdy sportowca dopada kryzys formy. Wtedy zdenerwowany kibic ma go podanego na tacy. Dane z badania SW Research są alarmujące, ze zjawiskiem hejtu w Polsce spotkało się 53,4 proc. internautów. Częściej hejtują ludzie młodzi (do 24. roku życia), z wykształceniem średnim lub zawodowym.

Darcy Ward i obrona Chrisa Holdera

Przykład Darcy'ego Warda pokazuje jednak, że nie zawsze tym hejtującym musi być kibic. Australijczyk, ogromna nadzieja światowego żużla, w 2015 roku przeżył fatalny wypadek podczas meczu PGE Ekstraligi w Zielonej Górze. Od tego momentu porusza się na wózku inwalidzkim. W swojej karierze zdążył dwukrotnie zostać mistrzem świata juniorów, wróżono mu równie ogromne sukcesy wśród seniorów. Feralny upadek zmienił jednak jego życie.

Ward wrócił do ojczyzny, gdzie ciągle przechodzi przez proces rehabilitacji. Wolne chwile spędza w internecie. Udziela się na Twitterze, a tam coraz częściej puszczają mu nerwy. W ostatnich dniach w wulgarnych słowach odniósł się do kibiców, którzy sprzeciwiali się przyznaniu w SGP stałej "dzikiej karty" Chrisowi Holderowi. - Do wszystkich sku...li, którzy uważają, że Holder nie powinien dostać "dzikiej karty", środkowy palec. Dolewajcie nam dalej paliwa - pisał Ward i równie wulgarnie reagował na kolejne tweety fanów.

ZOBACZ WIDEO Maria Andrejczyk zaczarowana żużlem. Podziwia żużlowców za ich odwagę
[color=#000000]

[/color]

- Nie rozpatrywałabym tego zupełnie w kategoriach agresji ze strony Darcy'ego w stosunku do kibiców. On czuje się tożsamy z teamem Chrisa Holdera. To, że staje w jego obronie, tylko pokazuje, jak wielka więź jest między nimi. Ciężko w takiej relacji przyjacielskiej pozbyć się braku chęci obrony. Włącza się instynkt obronny "naszego". Relacja, która jest między zawodnikami, nie pozwala na inne zachowanie. Co więcej, poczucie przynależności do teamu Monstera sprawia, że Darcy w sposób bardzo bezkompromisowy wypowiada swoje opinie na temat zawodnika z tej samej stajni - komentuje Julia Chomska, psycholog i trener mentalny.

Chomska wskazuje na fakt, że w ten sposób Ward pomaga swojemu przyjacielowi. Holder nie musi odpierać krytyki internautów, bo robi to za niego jego młodszy rodak. - On pewnie nieraz chciałby napisać podobny komentarz, ale tego nie robi. Według mojej opinii, Darcy wyrasta na eksperta sportowego z krwi i kości. Nie liczy się z tym co wypada napisać, a czego nie, żeby kogoś nie urazić. Jest szczery i mnie tą szczerością ujmuje. Lubię go czytać - dodaje Chomska.

To nie pierwszy wybryk Warda
 
Jednak to nie pierwszy raz, gdy Wardowi puściły nerwy. Nie tak dawno oberwało się Bartoszowie Smektale za to, że skopiował jego design i ma kevlar w podobnych barwach. Na nic zdały się sugestie internautów, że junior Fogo Unii Leszno w ten sposób oddał mu hołd. Kilkukrotnie obrywało się też Nickiemu Pedersenowi, z którym 25-latek ma zatargi jeszcze z okresu jazdy na żużlu.

Gdyby nie wypadek, twórczość Warda w mediach społecznościowych nie byłaby tak intensywna. Australijczyk byłby zajęty kolejnymi startami, więc nie miałby czasu na odświeżanie Twittera. Sytuacji nie ułatwia też fakt, że 25-latek w trakcie sezonu przebywa w ojczyźnie, podczas gdy wszyscy jego żużlowi znajomi są w Europie ze względu na trwający sezon żużlowy.

- Wiele osób liczy się z jego zdaniem. Często wypowiada się na temat ligi angielskiej, transferów w Polsce, występów poszczególnych zawodników. Jest na bieżąco i na pewno nie chce zniknąć ze świata żużlowego, który kocha, mimo faktu, że żyje w odległej Australii. Wiem też, że Darcy świetnie odnajduje się w roli mentora dla zawodników. Podczas Grand Prix Australii długo rozmawiał z żużlowcami, osobami z teamów, przekazuje im swoją bezcenną wiedzę. Wiem też, że pomaga swoją wiedzą polskim żużlowcom. Już jako żużlowiec łamał schematy i teraz też to robi. Jest autentyczny i ma swoje zdanie - tłumaczy zachowanie 25-latka Chomska.

Rośnie świadomość sportowców

Na szczęście, zawodnicy mają coraz większą świadomość w sprawie hejtu w internecie. Chomska w trakcie rozmów z żużlowcami zwraca im uwagę na to zjawisko. Radzi im, by nie czytali opinii na swój temat. - Od pewnego czasu tego unikają. Gorzej mają ich rodziny. Bardzo to przeżywają, a to przekłada się na życie. Do prowadzenia swoich profili mają zatrudnionych profesjonalistów, a sami skupiają się na tym co do nich należy, czyli na jeździe - podkreśla psycholog.

Krytyka bezpośrednia, prosto w oczy, jest mniej niebezpieczna dla zawodników. - Jeśli czasem zdarzy się, że zawodnik ma potyczkę słowną z kibicem, to chroni go dystans do siebie samego i humor do zaistniałej sytuacji. Żeby osiągnąć sukces trzeba być nieco egoistą i to ich płaszcz ochronny. Żużlowcy mają swoje cele i nie powinni tracić energii na inne sprawy. Inna sprawą jest hejt bezpośredni, czyli wyzwiska krzyczane z trybun. Izolacja zawodnika od takich czynników to umiejętność ogromniej koncentracji i kontrolowania swoich emocji. Zimna głowa w tym momencie pomaga - zdradza Chomska.

Zjawisko hejtu sprawia, że coraz głośniej należy się zastanowić nad obecnością sportowców w social mediach. Z punktu widzenia fana, można poczuć bliską więź ze swoim idolem. Zobaczyć gdzie przebywa, co je na obiad, albo co myśli o konkretnej sytuacji. To jest pewne novum, niedostępne wcześniej dla fanów. Spore grono nie potrafi tego jednak docenić, bo przypomina sobie o obecności zawodnika w social mediach akurat w okresie, gdy mu nie idzie. Ten wtedy potrzebuje wsparcia, a nie dodatkowych negatywnych komentarzy.

- Mnie jako psychologa zawsze zastanawia jedno. Jak w dobie coraz większej dyskusji na temat depresji obecnej wśród sportowców, tak łatwo człowiek może pisać, wykrzykiwać takie obelgi w kierunku drugiego człowieka. Zawodnik sam na siebie narzuca dużą presję, dodatkowe oczekiwania generują sponsorzy, działacze, teamy... Kibic niech wspiera i wymaga, a nie tylko wymaga. Bo żeby był wynik, musi zagrać wiele czynników w jednej chwili  - podsumowuje Chomska.

Źródło artykułu: