Stal znowu będzie wielka. Pomnik Nawrockiemu już można rzeźbić (reportaż)

WP SportoweFakty / Marcin Inglot / Andrzej Łabudzki, Ireneusz Nawrocki.
WP SportoweFakty / Marcin Inglot / Andrzej Łabudzki, Ireneusz Nawrocki.

13 listopada był w Rzeszowie pochmurny, chłodny i deszczowy. Ale był to zarazem najszczęśliwszy dzień dla kibiców żużlowej Stali od co najmniej czterech lat. Wszystko za sprawą Ireneusza Nawrockiego, któremu w Rzeszowie mogą zacząć rzeźbić pomnik.

[b]

Listopad 2014.[/b] Dokładnie trzy lata temu Marta Półtorak podjęła rezygnację ze sponsorowania Stal Rzeszów. Pojawiły się kłopoty, a klub zaczął staczać się na samo dno. Fotel prezesa po Półtorak objął Andrzej Łabudzki. Nie można mu zarzucać złej woli czy niesumiennego wykonywania obowiązków. Ale to właśnie Łabudzki swoim jednym ruchem sprawił, że Stal upadła tak nisko. - Mówiliśmy Andrzejowi, aby nie pchał się do Ekstraligi - przyznała nam kiedyś osoba z jego ścisłego otoczenia. Łabudzki jednak nie posłuchał. ­­

Prezes myślał, że skoro przejmując klub dostał w budżecie kwotę 3 milionów złotych, to drugie tyle przyjdzie w trakcie sezonu. Nie przyszło. Stal utrzymała się w lidze, ale wobec zawodników miała kosmiczne zaległości. Tak wielkie, że po sezonie musiała wycofać się z rozgrywek. Inaczej nie byłoby co zbierać. Wzięto kredyt od jednego ze sponsorów, bo spółka sama w sobie nie miała co wystawić w zastaw. Zdecydowano się na starty w Nice 1.LŻ, a zaciągnięty kredyt spłacać w ratach przez najbliższe osiem lat.

Lipiec 2017. Stal Rzeszów już ledwo przędzie. Zawodnicy nie mają płacone w terminie, młodzieżowcy narzekają że klub nie remontuje silników, a zamówione części do nich nie przychodzą. Liga również weryfikuje sytuację Stali. W połowie sezonu Żurawie mają na koncie tylko jeden wygrany mecz. Tak źle nie było jeszcze nigdy wcześniej. Upadek jest o krok. Rysuje się realne zagrożenie, że Stal po raz pierwszy w swej historii zniknie z żużlowej mapy Polski. I wtedy pojawia się Ireneusz Nawrocki.

- Jadę na spotkanie do Darłowa. To ostatnia nadzieja, że jakoś się k*** wyratujemy - powiedział nam Marcin Janik. Z kim? Po co? To długo pozostawało tajemnicą. Wiedzieliśmy tylko, że chodzi o nowego sponsora, który wcześniej był już na meczu Stali, w Gdańsku. Od tajemniczego spotkania pomiędzy Janikiem i Łabudzkim a Nawrockim mijają kolejne tygodnie. Wszystkim wydaje się, że temat upadł.

ZOBACZ WIDEO Rafał Wolski: Liczę na kolejne powołania

I nagle, tuż przed październikowymi barażami: - Dziś wieczorem wybuchnie petarda. Sprawdźcie wszystkie informacje, które do was docierają - słyszymy w telefonicznej rozmowie. - O co chodzi - dopytujemy? - Będzie nowy prezes - ta informacja wywraca rzeszowski żużel do góry nogami.

Właśnie wtedy Ireneusz Nawrocki ostatecznie zdecydował, że podejmuje się misji odratowania Stali. Jeszcze przez chwilę godność przyszłego właściciela klubu była poufna. Nikt nie chciał, żeby spompować niepotrzebnie balon, a później wszystko pękło. Nawrocki dał jednak słowo. Tyle, że przy Hetmańskiej 69 byli przekonani, że Stali uda się przebrnąć przez baraże i nowy właściciel otrzyma drużynę w 1. Lidze.

Baraże. - Ten mecz jest sprzedany - krzyczał jeden ze starszych działaczy klubu, kiedy Stal przegrywała z Motorem w pierwszym z repasaży już 11:25, po zaledwie sześciu odjechanych wyścigach. Ponoć te słowa z ust działacza usłyszał sam Nawrocki. Po trzech latach wegetacji, mowy trawy i pogłębiającej się nędzy w budżecie, Stal spadła do trzeciej klasy rozgrywkowej. Najniżej w historii. Stało się jasne, że klub bez jakiejkolwiek pomocy z zewnątrz przestanie istnieć. Bo jak spłacić drakońskie długi przy tak niskich dochodach, jakie są realiami 2. Ligi?

- Mam takie motto życiowe - zaczął nam kiedyś opowiadać Nawrocki. - Jeżeli coś jest trudne do wykonania, robię to natychmiast. A jak coś jest niemożliwe, to zajmuje mi trochę więcej czasu - stwierdził. I choć przy Hetmańskiej obawiano się, że Nawrocki się wycofa, to ten wcale nie stracił entuzjazmu. Wręcz przeciwnie. W całej tej układance ze spadkiem, dopatrzył się pozytywów. - Ludzie zapamiętają mnie, że wygrzebałem drużynę z trzeciej klasy do Ekstraligi - oznajmił, a w jego oku pojawił się błysk, który niebawem stanie się nową wizytówką żużlowej Stali.

Hejt. Usłyszał o sobie wiele wybrednych rzeczy. A to, że jest komuchem, bajkopisarzem, wariatem, praczem brudnych pieniędzy czy chce dobić nieczystych interesów z prezydentem Rzeszowa. Mimo że nikt z nim nie rozmawiał. Nawet Marta Półtorak powątpiewała w jego zamierzenia. - Jeszcze nie słyszałam, aby ktoś nie wydał ani złotówki, a było o nim tak głośno. Nikodem Dyzma mógłby się uczyć - przyznała legendarna prezes Stali. Jej krytyka była jednak w pewnym stopniu uzasadniona, bo przez chwilę faktycznie wyglądało to tak, jakby sprawy przejęcia klubu stanęły w miejscu.

Ale to nie była wina Nawrockiego. Podmiot, który początkiem 2015 roku poręczył Stali pieniądze na spłatę zadłużenia, domagał się większej sumy zwrotnej. Dla Nawrockiego było to niezrozumiałe. Jak on, osoba z zewnątrz, już na starcie wykłada z własnych środków ponad 2 miliony złotych, a miejscowy biznesmen próbuje dobić targu na przejęciu własnego klubu? Ostatecznie się udało. Nie dlatego, że Nawrocki ma dużo pieniędzy. Po prostu: jak coś powie, to zrobi. Czuje się do tego zobligowany, bo w biznesie słowo jest droższe od pieniędzy. Miał być Greg Hancock? Sam Nawrocki mówił, że daje na to 40 procent szans. Inny stwierdziłby, że jest ich 80 czy nawet 90, a potem jakoś obrócił to w pech. Ale Nawrocki słów na wiatr nie rzuca.

13 listopada. W Rzeszowie było pochmurno. Padał deszcz, temperatura ledwo przekraczała zero stopni Celsjusza. Ale dla Stali i jej kibiców był to najszczęśliwszy dzień od co najmniej czterech lat. W stolicy Podkarpacia wieści szybko się rozchodzą. Choć o transferze Hancocka wiedziało wąskie grono osób, które miało utrzymać to w tajemnicy do godziny 18:00, to z niespodzianki tak naprawdę niewiele wyszło.

Już po 15:00 na rzeszowskim lotnisku w Jasionce wylądował Greg Hancock. Tak się złożyło, że kierowca miejskiego autobusu doskonale rozpoznał czterokrotnego mistrza świata, wyciągnął komórkę i zrobił mu zdjęcie. Po chwili cały Rzeszów wiedział, że Nawrocki otwiera nową, innowacyjną i nietuzinkową historię. Nie tylko rzeszowskiego, ale także polskiego żużla.

I już nie chodzi o to, że kontrakt Hancocka w Stali, która przyszły sezon spędzi w trzeciej klasie rozgrywkowej jest największą transferową bombą w XXI wieku. Nawrocki pokazał, że przez ostatni miesiąc nie robił sobie jaj, a jego słowa mają 100-procentowe pokrycie w czynach. Poza Hancockiem, w Stali jeździć będą również: Tomasz Jędrzejak, Nicklas Porsing, Nick Morris, Maciej Kuciapa czy Dawid Stachyra. - Będziemy mieli skład, który będzie faworytem w 2. Lidze, a jeśli przyjdzie nam startować w 1. Lidze to mamy szanse na play-offy - powiedział Nawrocki w październiku. Ziściło się.

Nowe otwarcie, nowi ludzie. W Stali nie będzie już osób, które - jak śmieją się niektórzy - przez ostatnie trzy lata łuskały słonecznik na stadionie, zamiast zajmować się klubem. - Naprawdę wraz z Marcinem Janikiem użeraliśmy się przez ten ostatni rok, żeby jakkolwiek jak to wyglądało - przyznał na konferencji trener Janusz Stachyra. Nawrocki zostawił w strukturach klubu tylko dwie osoby. Janik będzie wiceprezesem i dyrektorem ds. sportowych. De facto taką funkcję pełnił już przez ostatnie dwa sezony. Przy klubie zostanie też młoda i atrakcyjna Aurelia Wach, która będzie zajmować się marketingiem. Reszcie podziękowano.

Sztab szkoleniowy Stali ma być szeroki jak nigdy wcześniej. Pierwszą drużyną i zmianami w programie meczowym będzie zajmować się Mirosław Kowalik. Kompetencje Janusza Stachyry to natomiast praca z młodzieżowcami, przygotowanie toru i selekcja kadry. Z juniorami ma także pracować Greg Hancock oraz jego główny mechanik Rafał Haj. Amerykanin podpisał w Rzeszowie aż trzyletni kontrakt. To właśnie nad Wisłokiem ma zakończyć żużlową karierę, ale najpierw Stal chce wrócić do Ekstraligi. Najwcześniej uda się to dopiero w 2020 roku. Hancock będzie miał wtedy 50 lat.

Rekordowy budżet. Blisko 20 milionów złotych, taki budżet ma mieć Stal w trzyletniej perspektywie. Ta kwota powala na kolana. Czy Rzeszów stanie się żużlowym Paris Saint-Germain? - Ja nie będę wykładał pieniędzy w nieskończoność. Jestem za biedny. Stawiam go na nogi i zakładam że maksymalnie do dwóch lat, Stal będzie się finansować sama - rzuca Nawrocki.

Pomysłów ma w nieskończoność. Stal ma być marką, dla której każdy będzie chciał jeździć, w mieście zapanuje moda na żużel, a ligowa konkurencja będzie czerpać przykład ze stolicy Podkarpacia. Nawrocki robi to, bo choć od lat interesuje się żużlem, to obecny trend mocno mu nie odpowiada. - Zawodnicy jeżdżą ze sobą w drużynie, ale w ogóle się nie znają. Zmieniają kluby jak rękawiczki. Meczów jest strasznie mało, a kibice przestali się utożsamiać z zawodnikami. Do tego Lokomotiv Daugavpils nie ma prawa awansu - słyszymy. Przy obecnym betonie w żużlowych władzach, można śmiało powiedzieć że w końcu ktoś rozrusza towarzystwo.

Nawrocki to postać pokroju Władysława Komarnickiego i Witolda Skrzydlewskiego. Łączy ich wizja, ale także humor i dystans. - Może za rok przelecimy Wandę - palnął Nawrocki na poniedziałkowej konferencji w rzeszowskim magistracie. Chodziło o pytanie odnośnie wykupienia licencji krakowskiego klubu, na co nie zgodzili się właściciele ośrodka z Nowej Huty. Nawrocki oczywiście miał na myśli, że za rok Stal będzie już po awansie do 1. Ligi, a Wanda spadnie do 2. Zabrzmiało to jednak dwuznacznie i wywołało śmiech na sali. Ale chyba takie było też założenie.

Pomnik. Nawet jeśli Stali nie uda się zrealizować celów, przecież cały czas mówimy o sporcie, który jest branżą nieprzewidywalną, to Nawrockiemu już teraz można zacząć rzeźbić pomnik. To nie jest krezus z czołowej "10" najbogatszych Polaków, który miałby miliardy zer na koncie. Mimo to spłacił czyiś dług. Mówiąc wprost: są na tym świecie ludzie, którzy choć mają się za kibiców danej drużyny, to szczędzą 15 złotych za bilet, by móc legalnie oglądnąć mecz i wesprzeć swój zespół. Są też tacy, którzy robią coś dla innych. Do tych drugich należy Nawrocki, który malkontentom zafundował właśnie milion biletów. Bez niego dzisiaj w Rzeszowie nie byłoby żużla.

Kibice Stali Rzeszów muszą teraz stać za nowym właścicielem. Wcześniej nie szanowali Marty Półtorak, która przetarła szlaki swojemu następcy. Nawrocki będzie wiedział, że sport to nie tylko marketing, ale również tożsamość, a część osób najzwyczajniej w świecie, najczęściej z pozycji Internetu będzie chciała dysponować jego środkami. Nowy właściciel musi się też uodpornić na hejt, choć akurat na to ma sposób. Od lat odbywa trening mentalny, który pomaga mu w codziennym życiu. Marta Półtorak i Ireneusz Nawrocki prawdopodobnie niedługo spotkają się w sądzie. W przyszłości powinni mieć jednak wspólny obelisk przy Hetmańskiej.

Źródło artykułu: