Stawki w niższych ligach poszły w górę. Stal nakręciła spiralę?

WP SportoweFakty / Klaudia Żurawska / Nicklas Porsing szykuje się do jazdy.
WP SportoweFakty / Klaudia Żurawska / Nicklas Porsing szykuje się do jazdy.

Ireneusz Nawrocki, ku radości kibiców drugoligowej Stali, kupił pakiet 95 procent akcji żużlowej spółki z Rzeszowa i zbudował zespół, który mógłby śmiało jeździć w Nice 1.LŻ. W innych klubach narzekają, że biznesmen zepsuł rynek.

W jednym z klubów Nice 1.LŻ powiedziano nam, że Marcin Janik, wiceprezes Stali Rzeszów, w trakcie okna transferowego dzwonił i składał wielu zawodnikom intratne finansowo propozycje. Miliony miały fruwać w powietrzu. Od jednego z prezesów usłyszeliśmy, że Greg Hancock poszedł za 1,5 miliona złotych, czyli pieniądze, których niejeden klub nie ma w budżecie. Żużlowcy mieli dostawać propozycje, gdzie stawka za podpis wynosiła 200 tysięcy złotych.

- Zacznijmy od tego, że dzwoniąc do zawodnika, nie składam oferty, ale naciskam, żeby druga strona podała swoją cenę - mówi nam Janik. - Poza tym opowiadanie o tym, że Stal psuje rynek, to jest stary numer. Za czasów pani prezes Marty Półtorak wszyscy inni nią straszyli, choć ona wcale nie przepłacała. Teraz żużlowcy poczytali o Ireneuszu Nawrockim i próbowali w innych klubach ugrać dla siebie lepsze kontrakty. Co do Grega, to szczegółów nie zdradzę, ale Hancock jest tylko jeden.

Janik mówi też, że doskonale pamięta trudne czasy w Stali. - Trochę już jestem w klubie, więc nauczyłem się każdą wydaną złotówkę obracać pięć razy. Swoją drogą, to na opowieści niektórych zawodników trzeba być odpornym. Do nas zgłosił się jeden taki, co powiedział, że jak nie dostanie stówki za podpis, to w ogóle nie będzie jeździł na żużlu. Stwierdził, że za mniejsze pieniądze nie opłaca mu się z domu wychodzić - komentuje Janik.

Ireneusz Nawrocki, biznesmen, który kupił akcje Stali, jest zdziwiony tym, że środowisko robi z niego i klubu kozła ofiarnego. Oczywiście nie zgadza się z hasłem, że popsuł rynek i nakręcił płacową spiralę. - Pewnie, że takim zawodnikom, jak Morris czy Porsing dałem dobre pieniądze. W innym razie oni by nie zostali. Z drugiej strony nie przebijałem stawek, nie licytowałem. Menedżer Rafał Trojanowski jest świadkiem, że negocjacje ze mną były trudne. Zbyt ciężko pracuję na pieniądze, żeby wydawać je lekką rączką.

ZOBACZ WIDEO Emil Sajfutdinow bez presji na medal

W Rzeszowie, na dowód tego, że nie brali udziału w licytacji i psuciu rynku, podają przykład średniego zawodnika pierwszej ligi, który w innym klubie dostał 80 tysięcy za podpis i 1800 za punkt. Stal, widząc takie stawki, miała odpuścić temat.

Ponad wszelką wątpliwość można jedynie napisać, że Stal dała bardzo dobre pieniądze Hancockowi i Tomaszowi Jędrzejakowi. Ten ostatni rozmawiał z Betard Spartą Wrocław i Grupą Azoty Unią Tarnów, ale wylądował w drugiej lidze. Na pewno nie poszedł za zapisaną w regulaminie stawkę, czyli 20 tysięcy za podpis i 650 zł za punkt.

Źródło artykułu: