Praga na 5 godzin przed Grand Prix: Sielsko i spokojnie

Tradycyjnie już w Pradze najwięcej kibiców jest z Polski. Bez względu na formę Tomasza Golloba, zawsze do stolicy Czech ciągnęły setki samochodów z kraju nad Wisłą. Obecnie trudno nie odnieść wrażenia, że klimat na praskiej Markecie nieco się zmienił w porównaniu z tym chociażby sprzed kilku lat.

W tym artykule dowiesz się o:

Jeszcze kilka lat temu Praga przeżywała prawdziwe oblężenie polskich kibiców, którzy przyjeżdżali ze wszystkich zakątków naszego kraju, by dopingować swoich żużlowców. Większość oczywiście przyjeżdżała dla Tomasza Golloba. - To były jednak trochę inne czasy. Było po prostu taniej. Najtańsza wejściówka kosztowała w przeliczeniu na złotówki około 40 złotych. Teraz za bilet wstępu trzeba zapłacić 120 złotych. Jeśli do tego dodamy koszty przejazdu, jedzenie i ... piwo, uzbiera się trochę kosztów. A wiadomo, że jest przecież kryzys – mówił jeden z kibiców z Zielonej Góry napotkany przy stadionie. - Ale dla Grzesia Walaska i tak przyjechaliśmy – dodał.

No właśnie, niby drożej, ale ciągle Polacy przyjeżdżają nad Wełtawę. - Choć zwiedzaliśmy już Pragę kilkanaście razy przy okazji Grand Prix, zawsze chętnie kilka godzin przed zawodami pospacerujemy sobie po Starym Mieście, czy Moście Karola. Praga ma swój urok – mówią fani z Wrocławia.

Trudno nie zgodzić się z Polakami, że Praga ma swój urok. Trudno też nie oprzeć się wrażeniu, że Czesi z każdym rokiem coraz bardziej "zdzierają" z Polaków. Najtańsze bilety kosztują 700 koron. Program kolejne 100. Piwo też nie tanieje. "Grilovane kury", czyli kurczaki z grilla, które ze smakiem zajadają kibice przed zawodami, również coraz droższe. Nie ma się co dziwić, że i liczba biało – czerwonych kibiców nieco zmalała.

O godzinie 14.00 na ogromnym parkingu usytuowanym tuż przy Markecie wyjątkowy spokój. Jeszcze kilka lat temu ten sam parking "żył". W piątek już na trening przyjeżdżały setki, jeśli nie tysiące Polaków, którzy rozbijali namioty i grillowali do... białego rana w sobotę. Owszem, może w kwietniu jeszcze za zimno na namiot i grilla, ale trzeba przyznać, że na pięć godzin przed zawodami, na parkingu było wybitnie spokojnie. Góra kilkadziesiąt samochodów – głównie na polskich rejestracjach. W pobliskich knajpkach małe jasne pełne i... zimne leje się strumieniami. Jest to jednak znacznie mniejszy "strumień" niż przykładowo 10 lat temu. - Co was tak mało z tej Polski przyjeżdża? - pyta lekko załamana barmanka. - Przecież Gollob tutaj dziś wygra. Zobaczycie – dodaje z pewnością w głosie.

Na pytanie, dlaczego Polaków przyjeżdża coraz mniej odpowiedź nasuwa się sama, choć sympatyczna Czeszka chyba nie bardzo rozumie, że i Praga stała się droga dla sąsiadów znad Wisły. Kiedy mówimy jej, że jest "drogo" robi tylko wielkie oczy. Przytakujemy jednak na stwierdzenie, że Tomasz Gollob dziś wygra.

Jedno bowiem, co się w Pradze nie zmienia to wiara polskich kibiców w Tomasza Golloba. Nawet bowiem w gorszej formie naszego żużlowca wszech czasów, biało – czerwoni wierzyli w niego i przyjeżdżali na praską Marketę. Dzisiaj też wierzą i pewnie przyjadą licznie jak zwykle. Parking pod Marketą powoli zaczyna się zapełniać, a do rozpoczęcia Grand Prix już tylko... cztery i pół godziny.

Z Pragi dla Sportowefakty.pl

Maciej Kmiecik

Źródło artykułu: