Żużlowe Tango to cykl felietonów Krzysztofa Cugowskiego, rockowego wokalisty, głosu Budki Suflera.
***
Trzy tygodnie temu zadzwonił do mnie Władysław Komarnicki i powiedział: - Panie Krzysztofie, organizuję bal charytatywny, który będzie poświęcony Tomaszowi Gollobowi. Wszystko, co zbierzemy, będzie dla niego. Różne rzeczy będziemy licytować. Chciałem spytać, czy pan by przyjechał? Proszę powiedzieć, kiedy, bo muszę zadzwonić do pianisty, który przyjedzie ze mną - odpowiedziałem.
Padła data 3 lutego, a także pytanie o moje honorarium, ale przecież nie mogłem wziąć ani grosza w sytuacji, w której mamy imprezę charytatywną. Poza tym uważam, że Tomaszowi trzeba pomóc. Tyle dla nas zrobił, że to wsparcie zwyczajnie mu się teraz należy. Każdy grosz się przyda, bo jednak pamiętajmy, że Gollob, w sposób nagły, zakończył kilka miesięcy temu karierę, a wydatki związane z leczeniem i rehabilitacją muszą być kolosalne. Tym bardziej że Tomasz łapie się wszystkiego, byle tylko stanąć na nogi. Wiem, że niektórzy ludzie zbieranie kasy na mistrza krytykują, ale u nas różne dziwne komentarze się zdarzają. Proponuję robić swoje i kompletnie się tym nie zajmować.
Dzień wypadku Golloba, w którym uszkodził kręgosłup i stracił czucie w nogach, pamiętam doskonale. Od razu przewinął mi się przed oczami film z podobnymi zdarzeniami. Przede wszystkim przypomniałem sobie Leigh Adamsa. Australijczyk całą karierę przejechał bez poważniejszej kontuzji, ale po treningu na crossie i wypadku wylądował na wózku. Nie wiem, o co tutaj chodzi. Być może jest w tym jakiś syndrom mistrza kierownicy? Robert Kubica świetnie jeździł w Formule 1 i myślał, że skoro tam daje radę, poradzi sobie w rajdowym aucie. Zdarzył się jednak wypadek. Żużlowcy, tacy jak Adams i Gollob, mieli prawo myśleć, że skoro świetnie jeżdżą w lewo, to na crossie nic złego stać im się nie może.
Tomek Gollob w trakcie konferencji prasowej w szpitalu mówił, jak profesor Marek Harat uprzedzał go, że nie ma już dla niego części zamiennych. U sportowca zejście ze sceny we właściwym czasie zawsze jest problemem. W boksie byli tacy, co mówili koniec i już nie wracali. Niektórzy, po krótkim odpoczynku, wracali na ring i źle się to dla nich kończyło. Żużel jest podobny do boksu, tu też trzeba wybrać odpowiedni moment i już nie ulegać pokusie. Nie wolno kariery przeciągać w nieskończoność.
ZOBACZ WIDEO KSW 41: wzruszający gest dla Tomasza Golloba
[color=#000000]
[/color]
Niestety, jak jest człowiek popularny, a do tego nieźle się czuje, to trudno mu wybrać ten odpowiedni moment. Sam siebie przekonuje, że jeszcze ma czas, że jeszcze da radę. Życie brutalnie to wszystko weryfikuje.
Czy w przypadku Golloba jest nadzieja na cudowne ozdrowienie? Nie znam szczegółów, więc trudno mi odpowiedzieć. Myślę jednak, że nadzieję trzeba mieć zawsze. Zwłaszcza w przypadku takiego charakternego człowieka jak Tomasz. On już kilka takich dzwonów przeżył, które mogłyby przestraszyć niejednego. Jemu to jednak nie zostawało w głowie. Po kilku dniach, tygodniach wracał do gry. To nie jest proste. Najlepszym przykładem Emil Sajfutdinow, który jeździł fenomenalnie, z ryzykiem. Wystarczył jeden konkretny wypadek i już nie wrócił do tej jazdy, którą zachwycał. Tomasz tymczasem potrafił, więc liczę, że i teraz się dźwignie. Oczywiście, nie wygląda to dobrze, ale życzę mu wszystkiego najlepszego i mogę tylko Boga prosić, może nie o cud, ale o to, żeby na niego łaskawie spojrzał z góry.
Tomasza już na torze nie zobaczymy, ale mamy w pamięci wiele jego fantastycznych akcji. Dla mnie nieprawdopodobne było to, co wyprawiał w meczach ligowych w Grudziądzu. Pamiętam taki bieg, gdzie na pierwszym łuku był ostatni, a już na drugim pierwszy. W międzyczasie pojechał wbrew fizyce. I zrobił to dojrzały człowiek, choć wiadomo, że z wiekiem strach lubi coraz bardziej zaglądać oczy. Gollob w dobrze sobie znanych warunkach potrafił jednak pojechać jak za najlepszych lat. W młodości pokazał kilka takich numerów, jakich nikt inny nigdy nie zrobił.
Gollob był i jest największym polskim zawodnikiem w historii. Mistrzem świata powinien być kilka razy. Był na to przygotowany, ale z różnych względów wyszło tylko raz. Inna sprawa, że nikt inny poza Tomaszem nie dostarczył kibicom tylu emocji. Skupiamy się na Grand Prix, ale pamiętajmy też o Drużynowym Pucharze Świata, gdzie były takie wyścigi, które musiał wygrać, żeby Polska zgarnęła złoto. I on wyjeżdżał na tor i wygrywał. Pokazywał, że psychicznie jest niesamowicie mocny. To jest bardzo ważne w sporcie. Gdyby Andrzej Gołota miał głowę, dokonałby wielkich rzeczy, bo miał niesamowite atuty. Szkoda, że Gołota nie ma psychiki Artura Szpilki, który możliwości fizycznych nie ma żadnych, ale psychicznie jest nie do przejścia.
premier Szydło obdarza człowika tak bogatego 4000 tyś. emerytury.Wygląda na to ,że PIS to partia dla ludzi bogatych elit Czytaj całość