Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Domyślam się, że po opublikowaniu terminarza PGE Ekstraligi na sezon 2018 uśmiechnął się pan od ucha do ucha? Macie łatwe wejście w sezon, więc jest nadzieja.
Zdzisław Tymczyszyn, prezes Ekantor.pl Falubazu: Nadzieja była zawsze. Wbrew temu, co od pewnego czasu mówią eksperci speedwaya o Falubazie, ja nie widzę naszej sytuacji tak źle jak jest ona opisywana w mediach. Terminarz to nie jest najważniejsza kwestia. Jako drużyna chcemy wygrywać, przede wszystkim u siebie. Na wyjazdach też tanio skóry nie sprzedamy. Powiem panu szczerze, że nawet nie przeanalizowałem dokładnie układu spotkań, bo koniec roku to napięty czas. Wiele rozmów, spotkań i tak dalej.
W Falubazie po sezonie 2017 mamy bardzo wiele zmian. Zanim jednak do nich przejdziemy, chciałem zapytać, czy miniony okres transferowy czegoś pana nauczył?
Każdy okres transferowy powinien czegoś nauczyć. Domyślam się zresztą, do czego będzie pan zmierzać, więc może przejdźmy do konkretów. W naszym przypadku każdy temat trzeba rozpatrywać oddzielnie. Zaczynamy od Hampela, Doyle'a czy trenera Cieślaka?
Zanim konkrety, to jeszcze jedno pytanie. Czy ma pan sobie coś do zarzucenia? Można było zrobić cokolwiek inaczej, żebyś któryś z nich został w Falubazie?
Uważam, że nie można robić nic na siłę. Niewiele bym zmienił w swoim postępowaniu. Każdy przypadek trzeba jednak rozpatrywać oddzielnie.
Jarosław Hampel nie chciał z wami w ogóle rozmawiać. Marek Cieślak stwierdził, że mogły go zaboleć słowa Roberta Dowhana, który nie wierzył w niego przed sezonem. Trener mówił również o ranach, które nigdy nie zagoiły się po głośnej sprawie w Trybunale PZM. Może to senator zrobił panu pod górkę?
Wiemy tyle, co Jarek powiedział publicznie. Być może zdecydowały jakieś względy osobiste. Do niego nie mam jednak żadnego żalu. Wszystko zrobił w sposób jak najbardziej prawidłowy i uczciwy. A co do przeszłości, o której pan mówi, to nie mam wątpliwości, że wtedy każdy działał w dobrej wierze. Czasami dla dobra sprawy lepiej pójść do niezależnego sądu. Na ten sam problem obie strony mogą patrzeć zupełnie inaczej. Tak było z Jarkiem i Trybunałem PZM. Osobiście zawarłem z zawodnikiem ugodę i padły deklaracje, że to wszystko nie wpłynie na nasze dalsze relacje. I uważam, że tak właśnie było. Dla mnie jego decyzja o odejściu z Falubazu była zaskoczeniem. Mogę o Jarku mówić tylko dobrze i sądzę, że on na mój temat wypowiedziałby się podobnie. Taką wzajemną nić porozumienia czuje się w powietrzu. Pomiędzy nami to było, więc zdecydowało coś innego. Niektórzy jednak twierdzą, że źle odczytywałem gesty. Cóż, mają prawo do takich opinii.
Z czego brał się ten bałagan komunikacyjny? Przybijaliście sobie piątki z zawodnikami, trener był dogadany, a kilka dni później odszedł. Jak to wyjaśnić?
Nie ma wspólnego mianownika pomiędzy Jarkiem, Jasonem i trenerem Cieślakiem. O pierwszym przypadku powiedzieliśmy sobie już wszystko. Odejście Doyle'a to zupełnie inna historia. Przed podpisaniem kontraktu na sezon 2017 składaliśmy sobie nawzajem deklaracje, że ta współpraca będzie dwuletnia, choć umowa została zawarta formalnie tylko na jeden rok. Kiedy chcieliśmy zacząć na ten temat rozmowy, to zawodnik był zajęty walką o tytuł mistrza świata, więc specjalnie nie naciskałem. On zresztą cały czas mówił o nas w samych superlatywach. Nigdy nie powiedział, że mamy coś zmienić, bo w przeciwnym razie się pożegnamy. Dawał zupełnie inne sygnały. Przeanalizowaliśmy dokładnie jego kontrakt, przeszliśmy przez niego punkt po punkcie i okazało się, że mu wszystko pasuje. Pozostało tylko przybić piątkę. Później okazało się, że to była piątka na pożegnanie, bo na horyzoncie pojawiła się lepsza oferta pod względem finansowym. Skorzystali i się wycofali, a ja nie byłem skłonny do licytacji. Falubaz ma pewne ograniczenia, a ja się ich trzymam. Zapewniam jednak, że nie mamy problemu z odbieraniem od siebie telefonu. Jason i jego team dzwonił do mnie z życzeniami świątecznymi.
W przypadku Marka Cieślaka też nie macie sobie nic do zarzucenia?
Byłem dłuższy czas w podróży służbowej, więc ostatni raz widziałem się z Markiem podczas Gali, kiedy dziękowaliśmy sponsorom. Wszystko było ustalone. Uważam zresztą, że trener sam sobie zrobił krzywdę. Ten temat można było załatwić inaczej. Nie chcę go krytykować, bo każdy ma w życiu lepsze lub gorsze dni. Sprawy, na które powołuje się trener, mogły mieć decydujące znaczenie, ale Marek załatwił to w kiepski sposób. Mógł po prostu do mnie zadzwonić i powiedzieć, że zmienił zdanie. To nie było fair, że dowiedzieliśmy się o wszystkim z mediów.
O co chodzi z tymi smsami, które miały dobić trenera? Co było w tych elabortach, które wysyłaliście Markowi Cieślakowi?
Niech mi pan wierzy, że nie pisałem do trenera żadnych smsów, które mogłyby wywrzeć na nim presję. Tym bardziej nie były to żadne elaboraty. Nawet tego nie próbowałem wyjaśniać, bo i po co. Niech się pan sam zastanowi. Znamy się, jesteśmy na ty, mamy swoje numery telefonów, więc o jakich smsach my w ogóle mówimy? Ta sytuacja jest dla mnie niezrozumiała. Nie wiem, o co chodzi trenerowi. Może niech wyjaśni, jakie wywieranie presji ma na myśli. Przecież mieliśmy ustalone warunki współpracy, wzajemną deklarację, że nadal ze sobą pracujemy. Gdzie tu presja? Trener po prostu się z tego wycofał i tyle. A czy mogliśmy pojechać wcześniej z kontraktem, żeby kogoś mieć u siebie za wszelką cenę? Tak, tylko po co? Takich rzeczy w ogóle nie żałuję, bo nie chcę w Falubazie nikogo na siłę. Jeśli ktoś nie miał u nas przyjemności z pracy i miałby to robić z przymusu, to lepiej, że go z nami już nie ma.
Nowym trenerem będzie Adam Skórnicki. Dlaczego on?
Chcieliśmy człowieka, który wniesie coś nowego i można się z nim łatwo komunikować. Adam ma odpowiednie doświadczenie i proponuje nowatorskie rozwiązania. Moim zdaniem idealnie pasuje do Falubazu. Poza tym, taki projekt to też szansa dla trenera. Będzie mógł się wykazać. Jeśli osiągnie coś z zespołem, który nie jest postrzegany jako faworyt, to jego notowania pójdą jeszcze bardziej w górę. Na to liczymy.
Wracając do transferów, po odejściu liderów mieliście kilka ciekawych pomysłów na załatanie dziur. Jednym z nich był Max Fricke. Przyznam, że tym zdjęciem Ferrari, które miało być zaproszeniem do negocjacji, to przebił pan wszystkich.
O tym najchętniej bym nie rozmawiał, bo to gruba przesada. Powiem panu tylko tyle, że było trochę inaczej niż to wszyscy opisują. Nie jestem gadżeciarzem, który stosuje jakieś nowe techniki negocjacyjne i przekupuje zawodników samochodami. I na tym zakończę.
A jak wyglądały negocjacje z Maxem Fricke?
Spotkaliśmy się, rozmawialiśmy, ale nic z tego nie wyszło. Zaoferowaliśmy zawodnikowi to, na co było nas stać. Nie żałuję, że do nas nie trafił, bo mamy fajny skład. Jestem z niego zadowolony i uważam, że udowodnimy coś pesymistom, którzy w nas nie wierzą.
Jeśli jesteśmy przy zawodnikach, którzy nie trafili do Falubazu, to ostro skrytykował pan Leona Madsena. Mówił pan, że jeździł po klubach, a jego lojalność ma konkretną cenę. Tymczasem we Włókniarzu twierdzą, że Duńczyk został u nich, ale lepszą ofertę pod względem finansowym otrzymał od Falubazu.
To jest naprawdę zabawne. Leon Madsen to przecież teraz dobry kumpel prezesa z Częstochowy, więc obaj mogą opowiadać takie rzeczy, bo nikt tego nie sprawdzi. Oni wiedzą, ile proponował Falubaz, ale nikt przecież nie zdradzi, ile Madsen dostał w Częstochowie. Ja na temat Duńczyka powiedziałem prawdę i nie rozumiem tego oburzenia. Przecież jeździł po klubach. Mnie uderzyło tylko to, że zrobił sobie wycieczkę, rano był w jednym miejscu, a wieczorem w mediach pojawia się artykuł na temat jego wielkiej lojalności. Nie lubię hipokryzji. Czemu zawodnicy nie mogą wprost powiedzieć, że jeżdżą po Polsce i szukają jak najlepszej oferty? To jest jakaś ujma? Przecież to oczywiste, że aspekt finansowy ma ogromne znaczenie, więc nie wiem, jaki sens ma mydlenie ludziom oczu. Mówmy prawdę. Madsen niech się nie gniewa, bo nie ma o co. Nikt nie piętnuje zawodników za to, że chcą jak najlepiej zarobić. To normalne, tylko nie łączmy tego z opowiadaniami o tej wielkiej lojalności, bo to fikcja.
Falubaz do sezonu 2018 nie przystąpi jako jeden z faworytów ligi. Czy to wam pomoże?
Nie mam pojęcia. Nasi zawodnicy są fighterami i będą walczyć o jak najlepsze wyniki. Jeśli spojrzymy na nazwiska, to mamy pewnie w lidze drużyny, którym od razu można by rozdać medale, ale to jest sport i jestem przekonany, że będziemy świadkami wielu zaskakujących zwrotów akcji. My nie będziemy robić nic za wszelką cenę. Od złotego czy srebrnego medalu ważniejsza jest stabilność finansowa klubu i silna z nim identyfikacja. To nie oznacza jednak, że skazujemy się na walkę o utrzymanie. Ten team może zawalczyć o play-off, a później również o podium. Czas pokaże, co z tego wyjdzie.[b]
[/b]
ZOBACZ WIDEO Ogólny stan zdrowia Golloba bardzo dobry. "Niestety utrzymuje się głęboki niedowład kończyn dolnych"
wybrał Włókniarza plus reprezentację.