Duża patelnia jednak zbyt mała. Trudne początki amatora z Ostrowa Wlkp.

WP SportoweFakty / Cezary Kozanecki / Na zdjęciu: Jarosław Wawrzyniak, zawodnik AKŻ Speedway Ostrów
WP SportoweFakty / Cezary Kozanecki / Na zdjęciu: Jarosław Wawrzyniak, zawodnik AKŻ Speedway Ostrów

Żużel w wydaniu amatorskim wymaga wielu poświęceń, a także wydatków ze strony zawodników. To jednak ich w żaden sposób nie zraża. Z roku na rok grono osób, chcących spróbować swoich sił w tym sporcie, się powiększa.

W tym artykule dowiesz się o:

Chyba każdy przyszły żużlowiec rozpoczął swoją przygodę z tym sportem od wizyty na trybunach. Podobnie było w przypadku Jarosława Wawrzyniaka, który kilka lat później został zawodnikiem AKŻ Speedway Ostrów. - Po raz pierwszy zawody żużlowe obejrzałem na żywo w Ostrowie Wielkopolskim, za sprawą mojego kuzyna, który zaprosił mnie na mecz w 2000 roku. Niestety, nie pamiętam dokładnie z kim Iskra się wtedy mierzyła. Wciągnęło mnie na tyle, że od tej pory uczestniczyłem w meczach ówczesnej drużyny, zarówno na domowym obiekcie, jak i na wyjazdach. W okresie zimowym, kiedy ice speedway powrócił do Sanoka, regularnie tam jeździłem, aby kibicować biało-czerwonym - opowiada "Jaras".

Mówi się, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Z czasem samo oglądanie meczów z poziomu trybun było już niewystarczające. Pojawiła się chęć pójścia o krok dalej. Przełom nastąpił na początku 2011 roku. - Na decyzję rozpoczęcia przygody z żużlem amatorskim miało wpływ kilka wydarzeń z 2011 i 2012 roku. Najpierw pojawił się pomysł złożenia własnoręcznie wykonanej repliki motocykla żużlowego z silnikiem WSK 125, bo tylko takim wtedy dysponowałem. Był to prezent na osiemnaste urodziny dla jednego z moich przyjaciół, Mateusza, który jest zafascynowany speedwayem. W sezonie 2011 jeden z kolegów nabył oryginalny motocykl żużlowy. Ktoś inny z kolei natrafił na tor "Kawcze" niedaleko Śremu, gdzie trenowała miejscowa Sparta. Dzięki pomocy i uprzejmości kolegów ze Śremu we wrześniu 2012 roku po raz pierwszy wsiadłem na motocykl żużlowy. Oczywiście nie obyło się bez upadków, na szczęście niegroźnych.

Później, jak wspomina Wawrzyniak, wydarzenia potoczyły się szybko. Przyszedł zakup pierwszego motocykla, a następnie treningi odbywane co kilka tygodni na torze "Kawcze" w Śremie. - Po miesiącu kupiliśmy, wraz z kolegami, motocykl z dość rzadko spotykanym silnikiem "Masek". Z powodu braku środków jeden motocykl musiał wystarczyć dla naszej trójki. Niestety, sprzęt już przed pierwszym treningiem zdefektował, a dokładniej doszło do awarii cewki. To były złe miłego początki, bo korzystam z tego silnika do dziś. Z biegiem czasu żużel amatorski wciągał nas coraz bardziej. Sporą część zaoszczędzonych pieniędzy inwestowaliśmy w sprzęt i obecnie każdy z nas posiada swój własny motocykl.

Początki w nowym środowisku były trudne. Pojawiały się problemy z dostępem do części, a także brakiem szczegółowej wiedzy dotyczącej budowy i obsługi motocykla. - Z pomocą przyszedł Michał Ciesiółka, który pochodzi z mojej okolicy i współpracuje z braćmi Szczepaniakami. Pomógł mi w zakupie niezbędnych części i udzielił bezcennych wskazówek odnośnie obsługi motocykla - wspomina Jarosław Wawrzyniak.

Mimo trudności nie brakowało również zabawnych sytuacji, jak ta z pierwszego treningu, który miał miejsce 22 sierpnia 2011 roku w Śremie. - Najśmieszniejsze zdarzenie to myślę, że to z początku mojej przygody z żużlem amatorskim. Kiedy po raz pierwszy pojechaliśmy na "Kawcze", jeden z bardziej doświadczonych kolegów zadał pytanie "jaką macie patelnię", chodziło o tylną zębatkę. My, nie bardzo jeszcze wiedząc o co chodzi, odpowiedzieliśmy "dużą". Po chwili okazało się, że ta "duża patelnia" była zbyt mała na tamtejsze warunki torowe.

ZOBACZ WIDEO Falubaz przespał okres transferowy. "Za późno się zorientowali, że trzeba działać"

Atmosfera towarzysząca zawodom amatorskim jest zupełnie inna niż ta, która panuje podczas meczów ligowych. Dla zawodników najważniejsze jest uczestnictwo, możliwość spotkania się i jazdy w większym gronie. Zapytany o sukcesy zawodnik AKŻ odpowiada bez zastanowienia - Jakie sukcesy? Sukcesem było przejechanie w miarę płynnie całego łuku w poślizgu kontrolowanym. Jeżeli chodzi o zawody to najbardziej utkwiły mi w pamięci moje pierwsze w karierze zawody na dochodzenie na torze "Kawcze", które zorganizowaliśmy wspólnie z kolegami ze Sparty. Udało mi się pokonać bardziej doświadczonych kolegów.

Aby móc trenować konieczne jest pogodzenie pasji z pracą zawodową. Nie zawsze jest to łatwe, ale zawodnikom udaje się znaleźć na to sposób. - Na co dzień pracuję w zakładzie produkcyjnym w mojej okolicy, a czas wolny najczęściej i najchętniej spędzam w swoim warsztacie, oddając się motoryzacyjnej pasji, czyli "kręceniu" przy motocyklach swoich i należących do kolegów z AKŻ Speedway Ostrów. Oczywiście nie jest łatwo pogodzić pracę zawodową z pasją, ale na szczęście treningi najczęściej odbywają się w sobotę i nie koliduje to z moją pracą - mówi "Jaras".

Jarosław Wawrzyniak to nie tylko najbardziej widowiskowo jeżdżący zawodnik Amatorskiego Klubu Żużlowego Speedway Ostrów, ale także wprawny mechanik, co udowodnił już kilka lat wcześniej, konstruując wspomniany motocykl z silnikiem WSK 125. - Kręci mnie zarówno jazda, jak i bycie mechanikiem. Często pomagam kolegom podczas treningów i zawodów w parku maszyn i dużo satysfakcji daje mi pozytywny efekt mojej pracy, kiedy wszystko działa jak należy i zawodnik jest zadowolony. Zdarza się, że pomagam kilku zawodnikom w trakcie jednego turnieju, ale bardzo lubię, kiedy mam co robić i sprawia mi to dużą przyjemność.

Uprawianie żużla, nawet w wydaniu amatorskim, wiąże się z pewną dozą ryzyka. Kontuzje są w pewien sposób wkalkulowane w jazdę ślizgiem kontrolowanym po owalnym torze. Urazy nie zdołały jednak zgasić w Wawrzyniaku jego największej pasji, jaką jest żużel. - Kilka urazów było, ale te najbardziej dokuczliwe przyszły podczas prób jazdy na lodzie. Dlatego też skończyłem z tą odmianą żużla, bo lód nie jest moim sprzymierzeńcem. Miałem też pęknięty nadgarstek podczas pierwszych zawodów na dużym torze. Kontuzje mnie nie zraziły, zamierzam dalej kontynuować przygodę z żużlem amatorskim, zdobywać doświadczenie, odkrywać nowe tory w Polsce i za granicą. Żużel amatorski to niesamowita przygoda, możliwość poznania wielu ciekawych ludzi o podobnych zainteresowaniach. Łączy nas wspólna pasja i radość z jazdy, a rywalizacja jest na drugim planie. Nadrzędnym celem jest powrót do regularnych treningów, ponieważ z powodu wcześniejszych kontuzji, w minionym sezonie odjechałem tylko kilka okrążeń. Plany są, ale czas pokaże, na ile uda się je zrealizować - opowiada.

Możliwość uprawiania żużla to dla tego zawodnika spełnienie marzeń, które na pierwszy rzut oka wydawały się niemożliwe do spełnienia. Dzięki wsparciu bliskich udało się jednak zrealizować cel. - Jeszcze kilka lat temu jako kibic nie marzyłem nawet o tym, że będę miał swój motocykl i będę mógł uprawiać ten sport w wydaniu amatorskim. To wydawało się nieosiągalne. Dzięki mojej dziewczynie uwierzyłem jednak, że każde marzenia można zrealizować dzięki uporowi i ciężkiej pracy. Pomogli także koledzy, z którymi łączy nas wspólna pasja. Dzięki nim udało się to nieosiągalne marzenie zrealizować. Niektórzy obserwatorzy naszych zawodów twierdzą, że "na ostatnie miejsce nie trzeba trenować". Dla nas miejsce nie ma jednak znaczenia, liczy się udział w zawodach, integracja i wspaniała atmosfera - zakończył.

Do największych sukcesów Jarosława Wawrzyniaka należy pierwsze miejsce wywalczone w treningu punktowanym w Śremie, w 2013 roku. Ponadto "Jaras", jak jest nazywany przez kolegów z toru, zwyciężył w zawodach w Ostrowie w sezonie 2016, gdzie rywalizował w grupie "Silver" (dwóch zawodników spod taśmy). Mimo kontuzji nie poddaje się i zamierza w dalszym ciągu jeździć na żużlu.

Komentarze (1)
avatar
sympatyk żu-żla
9.01.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jest to prawda każdy zaczyna od wizyty na meczu na widowni.Pójdzie kilka razy i jak narkotyk zarazi się ,w zależności w jakim wieku uprawia sport czynie jest mechanikiem , tunerem, fanem do śmi Czytaj całość