Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Mówią, że jest pan ogromnym talentem, więc domyślam się, że w poprzednim okienku ofert z PGE Ekstraligi nie brakowało. Kusiło pana, żeby spróbować?
Jakub Miśkowiak, junior Orła Łódź i reprezentacji Polski: Nie. Za mną pierwszy sezon. Na dokładkę niepełny, bo w sierpniu skończyłem 16 lat. Od tamtego czasu pojechałem w kilku meczach ligowych oraz imprezach juniorskich. Zresztą w Łodzi dobrze się czuję. Fajni ludzie, dobra atmosfera, żal było się ruszać. Ostateczna decyzja, że zostaję, zapadła po rozmowie z wujkiem Robertem.
A za rok? Zwłaszcza jeśli Orzeł nie awansuje?
Na razie nie wiem. Zobaczymy, co i jak będzie. Wiele będzie zależało od tego, jak się potoczy sezon. Myślę, że blisko końca rozgrywek będę myślał, co dalej.
Na motocrossie jeździł pan więcej niż na żużlu. Nie myślał pan, żeby przy tym pozostać?
Na crossie jeździłem od czwartego roku życia. Oczywiście na takim małym motorku. O żużlu wtedy nie myślałem, ale zacząłem podróżować z wujkiem Robertem na zawody, pooglądałem i powiedziałem do wuja, że chcę spróbować.
Egzamin zdał pan szybko.
Jazda na motocrossie i długie obcowanie z motocyklami było świetnym przetarciem. Nie pamiętam ile treningów miałem przed egzaminem. Chyba kilka. Egzamin teoretyczny i praktyczny zdałem za pierwszym razem. Cieszę się, bo w Polsce żużel jest bardziej rozwinięty niż motocross.
ZOBACZ WIDEO Wypadek Tomasza Golloba wstrząsnął Polską. "To najważniejszy wyścig w jego życiu"
A od tego jeżdżenia na motocyklu od małego zdrowie panu nie dokucza. Lekarze mówią, że zarówno motocross, jak i żużel dają kręgosłupowi mocno w kość.
Mnie na szczęście nic jeszcze nie boli.
Warsztat żużlowy wujka Roberta Miśkowiaka to dla pana …
Szczególne miejsce, bo od małego się tam krzątam. Na początku siedziałem i podpatrywałem, co on tam robi. Potem zacząłem pomagać, najczęściej przy myciu motocykla. W końcu sam na niego wsiadłem, żeby zobaczyć, jak to jest. Po pierwszym kółkach stwierdziłem, że to łatwiejsze niż motocross.
Potrafi pan już samodzielnie złożyć motocykl.
Tak. Tej zimy, wspólnie z dziadkiem, składaliśmy moje maszyny. Uprzedzę kolejne pytanie. Silnika nie potrafię złożyć.
A czuje pan sprzęt?
Tu trzeba wielkiego doświadczenia. Niemniej staram się po każdym biegu wyciągać wnioski. Mówię, czy jest za mocno, czy za słabo. Potem zmieniamy i sprawdzamy, czy miałem dobre przeczucia. Nie zawsze wychodzi na to, że miałem rację.
Gdyby nie wujek Robert, to też doszedłby pan do tego miejsca, w którym się znajduje?
Byłoby ciężka. Wujek wspiera mnie na każdym kroku. To dzięki niemu było możliwe postawienie pierwszych kroków. Teraz jeżdżę, dlatego, że on był zawsze przy mnie.
A ścigaliście się kiedyś na żużlowym torze?
Zrobiliśmy to kiedyś na torze w Rawiczu. Była jazdy spod taśmy. Wujek Robert był lepszy. W sumie taki trening z nim to fajna sprawa. Pojeździliśmy trochę parą, nieźle to wyglądało.
Eksperci i media wróżą panu karierę. Co pan na to?
Tak naprawdę, to nie wiadomo co będzie. W żużlu nie wszystko da się przewidzieć. Na razie idzie świetnie. Szybko zdana licencja, pierwszy udany sezon. Ważne będą jednak kolejne kroki. Fajnie byłoby w tym roku powalczyć o coś z Orłem.
Powodzenia zycze