Marian Rose - patron toruńskiego speedwaya

Drużyna Aniołów prowadzona przez Jana Ząbika w niedzielny wieczór będzie miała okazję wreszcie gościć rywali na swoim obiekcie, lecz nie będzie to tym razem "twierdza" przy ulicy Broniewskiego. Miejscem potyczki miejscowych z drużyną leszczyńskiej Unii będzie nowo powstały, wszem i wobec obwołany najnowocześniejszym obiektem żużlowym na świecie stadion przy Szosie Bydgoskiej noszący nazwę "Motoarena Toruń im. Mariana Rosego".

Właśnie osoba najlepszego jeźdźca w historii zespołu z grodu Kopernika jest elementem wiążącym dawny, jak i obecny obiekt panujących nam mistrzów Polski.

Marian Rose, pseudonim "Maryś" lub "Rosiak" urodził się w 1933 roku. Przygodę z czarnym sportem rozpoczął bardzo późno, bo w 1958 r., czyli w wieku lat dwudziestu pięciu. Wtedy właśnie w mieście słynącym z pysznych pierników powstała drużyna żużlowa, a Rose postanowił spróbować swych sił w tym sporcie.

Podczas gdy jego rówieśnicy brylowali nie tylko na krajowych arenach, Rose dopiero poznawał tajniki speedwaya. Jednak ciężka praca, upór i wiele godzin spędzonych na stadionie przyczyniły się do tego, że już w 1961 r. "Maryś" osiągnął swój pierwszy większy sukces. Zadebiutował w finale Indywidualnych Mistrzostw Polski, przed nim nie dokonał tego żaden z toruńskich zawodników. Mimo, że debiut nie wypadł zbyt okazale (2 punkty i XIV miejsce) to start wśród gwiazd polskiego czarnego sportu, takich jak Kapała, Żyto, czy Kaiser mobilizował i nadawał sens do dalszej ciężkiej pracy. W tym samym sezonie dzięki zajęciu drugiej pozycji w rywalizacji o "Srebrny Kask" (turniej tylko dla jeźdźców drugoligowych) oraz szóstej w "Złotym Kasku" wychowanek toruńskiego klubu otrzymał powołanie do drużyny narodowej.

Rok 1962 został w przypadku Rosego stracony z powodu kontuzji, lecz już w 1963 r. "Rosiak" odbił to sobie z nawiązką. W wieku trzydziestu lat, trochę z przypadku i dzięki zrządzeniu losu (kontuzja Kapały), Rose zadebiutował na arenie międzynarodowej, docierając do finału kontynentalnego we Wrocławiu, gdzie jednak zajął odległe dwunaste miejsce. Końcówka sezonu to zwycięstwo nad pierwszoligowcami w pucharze przewodniczącego MRN w Pile oraz występ w kadrze narodowej w towarzyskim trójmeczu w Warszawie przeciwko ZSRR i Czechosłowacji. Rose z dorobkiem dziewięciu "oczek" był drugim po Kapale (13 punków) jeźdźcem naszej ekipy, która po niezwykle wyrównanych zawodach musiała uznać wyższość Rosjan i Czechów.

W sezonie 1964 Marian Rose ponownie dotarł do finału kontynentalnego w Slanach, lecz i tym razem nie udało mu się przeskoczyć tego szczebla rozgrywek. Zaowocowało to jednak powołaniem do reprezentowania naszego kraju w finale Drużynowych Mistrzostw Świata w Abensbergu. "Rosiak" z Pogorzelskim, Kaiserem, Wyglendą i Podleckim zajęli jednak ostatnie, czwarte miejsce. W Rybniku Rose ponownie walczył o tytuł indywidualnego mistrza kraju. Z dorobkiem ośmiu "oczek" zajął ósmą pozycję.

Kolejne dwa lata okazały się najlepsze o karierze "Marysia". W 1965 r. dotarł do finału europejskiego w czeskich Slanach. Zajmując tam jedenaste miejsce został rezerwowym na finał światowy. Niestety nie miał okazji, by wyjechać na tor słynnego stadionu Wembley. W finale IMP z dorobkiem siedmiu punktów zajął siódmą pozycję. W drugiej lidze zespół Stali Toruń zajął wysokie czwarte miejsce, a "Maryś" na czterdzieści siedem biegów ze swoim udziałem tylko dwóch nie rozstrzygnął na swoją korzyść, przy okazji bijąc rekord toruńskiego obiektu trzykrotnie.

Sezon 1966 był bez wątpienia najbardziej owocny w żużlowej biografii bohatera tego tekstu. Na skutek kontuzji Andrzeja Pogorzelskiego, Rose wystartował w jego miejsce w półfinale Drużynowych Mistrzostw Świata we Lwowie, a następnie na torze we Wrocławiu już w finale tych rozgrywek. Polska ekipa w składzie już ze zdrowym Pogorzelskim oraz Wyglendą, Woryną, Migosiem i właśnie Rose okazała się za silna dla rywali, w związku z czym torunianin mógł pochwalić się tytułem Drużynowego Mistrza Świata. W jednym ze swoim biegów ograł "tuzów światowego speedwaya" Maugera, Fundina i Trofimowa. "Nożyce" to był ulubiony atak "Marysia" i to właśnie one zapewniły mu pokonanie wielkiego Fundina na dystansie.

Jeśli chodzi o eliminacje IMŚ, to Rose dotarł do finału kontynentalnego, gdzie prowadząc w swoim ostatnim biegu i tym samym zapewniając sobie awans do finału światowego nie opanował motocykla i uderzył w bandę. Został drugim rezerwowym na finał IMŚ. Wydawało się, że szczęście się do niego uśmiechnęło, lecz jak się później okazało nie do końca. Dwa tygodnie przed finałem Paweł Waloszek złamał nogę, a pierwszy rezerwowy Maresz również był kontuzjowany, dzięki czemu przed "Rosiakiem" otworzyła się szansa na rywalizacje z najlepszymi na świecie. Niestety Rosemu nie dane było wyjechać do Londynu, gdyż władze polskiego żużla nie potrafiły na czas załatwić wizy wjazdowej do Anglii.

W rywalizacji o miano najlepszego zawodnika w Polsce Rose zdobył tytuł pierwszego wicemistrza. Na torze w Rybniku bezkonkurencyjny okazał się Antoni Woryna.

W sezonie '66 Marian wygrał także kilka turniejów (m.in. "Srebrną Ostrogę"), a także był podporą reprezentacji w testmeczach z drużynami Anglii i Szwecji. Za rezultaty osiągnięte w tymże sezonie Międzynarodowa Federacja Motocyklowa odznaczyła Rosego złotym medalem.

Kolejny rok to przede wszystkim osiągnięcie niebywałej średniej w rozgrywkach drugoligowych. 2,97 punktu na bieg, przy przegraniu tylko jednego wyścigu w całym sezonie musi robić wrażenie. W eliminacjach do IMŚ Rose odpadł w ćwierćfinale, choć po trzech seriach startów podczas zawodów w Miśni miał na swoim koncie osiem punktów. Zbyt śmiały atak w kolejnej kolejce startów i spowodowanie upadku rywala doprowadziło do wykluczenia Rosego do końca zawodów. Marzenia o występie w finale prysły. Pech dosięgnął go także w rozgrywkach IMP, gdzie kontuzja wyeliminowała jego osobę z walki już w półfinale.

Sezony '68 i '69 nie były już takie udane jak poprzednie. Owszem Rose plasował się w ścisłej czołówce jeźdźców drugiej ligi, jednak z rozgrywek o indywidualne mistrzostwo Polski odpadł na etapach ćwierćfinału. Słabsza dyspozycja stała się powodem rozważań nad sensem dalszego ścigania. Rose dał się namówić działaczom jeszcze na jeden sezon. Niestety...

W trzeciej kolejce spotkań toruński zespół wybrał się na mecz wyjazdowy do Rzeszowa. W pierwszym biegu zawodów najlepiej spod taśmy wyszedł właśnie Rose. Na pierwszym wirażu nie opanował jednak motocykla i uderzył głową w drewnianą bandę. Na dodatek jeden z zawodników gospodarzy nie zdołał ominąć leżącego na torze "Marysia" i z całym impetem wjechał w niego. Na nic zdały się zabiegi reanimacyjne i szybkie przewiezienie do szpitala. 19 kwietnia o godzinie 15.15 serce Marian Rosego przestało bić.

Pięć dni później życie w grodzie Kopernika zamarło. W ostatniej drodze Rosemu towarzyszyło prawie sześćdziesiąt tysięcy ludzi, kondukt żałobny liczył kilka kilometrów. Mariana Rosego żegnali delegaci wszystkich polskich klubów , a także zagraniczni oficjele. Pewna epoka w dziejach toruńskiego żużla skończyła się wraz z odejściem tego wielkiego zawodnika.

Marian Rose słynął z niezwyklej waleczności na torze, często "kąsał" swoich przeciwników przez całe cztery okrążenia, nie wdawał się w żadne układy, a przede wszystkim nie miał żadnego respektu dla zawodników z wyższej klasy rozgrywkowej oraz zagranicznych jeźdźców. Wprowadzenie toruńskiego speedwaya na salony to największe, niespełnione marzenie "Rosiaka".

Od 1974 roku rozgrywano na toruńskim obiekcie (od 1994 r. zwanym "Stadionem KS Apator im. Mariana Rosego") turniej memoriałowy upamiętniający najsłynniejszego toruńskiego zawodnika. Triumfowali w nim m.in. Zenon Plech, Wojciech Żabiałowicz, Piotr Świst, czy Christer Karlsson. Ostatnim zwycięzcą memoriału był Mirosław Kowalik, a miało to miejsce w 1998 roku. Wtedy to właśnie zaprzestano rozgrywania tych zawodów. W roku 2000 w ramach memoriału Kazimierza Araszewicza rozegrano bieg poświęcony Rosemu, a jego triumfatorem był Jarosław Hampel.

Mam nadzieję, że wraz z oddaniem do użytku "Motoareny Toruń im. Mariana Rosego", najnowocześniejszy stadion na żużlowej mapie będzie znów mógł gościć czołowych żużlowców z kraju i ze świata przy okazji kolejnego turnieju poświęconemu patronowi toruńskiego speedwaya. Te zawody trzeba jak najszybciej wskrzesić, gdyż po prostu osoba Mariana Rosego na to zasługuje.

Komentarze (0)