"Na pełnym gazie" to cykl felietonów Jana Krzystyniaka, byłego żużlowca, trenera, ale i też cenionego eksperta.
***
Wiem, że nie wszyscy podzielają entuzjazm na widok Grzegorza Walaska startującego w barwach gorzowskiej Stali. Nie podoba się to zwłaszcza kibicom w Zielonej Górze, bo przecież traktują tego zawodnika jak swego wychowanka. Życie pisze jednak różne historie i wiele kontrowersyjnych zmian barw klubowych już oglądaliśmy.
Wyobrażam sobie, ze podskakując do piosenki: "Kto nie skacze, ten Falubaz", Walasek zaszedł niektórym za skórę. Jest jednak takie powiedzenie: jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one. Nie dziwię się więc Walaskowi, że zachował się tak, a nie inaczej. Teraz to Stal Gorzów jest jego żywicielką i żużlowiec chce być wobec niej lojalny. W klubie dali mu w końcu szansę, by pojeździł jeszcze trochę w Ekstralidze, zamiast iść do niższej ligi. Moim zdaniem nie miał innego wyjścia, niż wziąć udział w zabawie z kibicami Stali, tak jak reszta zespołu.
Kibice mają często problem z tym, że dla żużlowców kluby to przede wszystkim pracodawcy. Nie identyfikują się z nimi tak mocno jak fani to sobie wyobrażają. Inna sprawa, że sympatycy żużlowi zbyt dobrej pamięci nie mają. Gdyby Walasek wrócił za rok czy dwa do Falubazu i zaczął świetnie punktować, to nikt o tym "incydencie" z Leszna by nie pamiętał. Zresztą fani z Gorzowa jeszcze nie tak dawno gwizdali na Grześka, a w niedzielę po zawodach w Lesznie bili mu brawo.
Nie sądzę zresztą, by Walaskowi specjalnie zaprzątało to zdarzenie głowę. Jeśli czymś się martwi, to prędzej tym, by za kilka tygodni, po powrocie na tor kontuzjowanego Martina Vaculika, nie trafić na ławkę rezerwowych. A jeśli nie będzie notować zadowalających wyników to raczej to mu właśnie grozi. W ostatnich paru latach Walasek nie miał zbyt dużego szczęścia do współpracy z polskimi klubami. Zobaczymy czy teraz karta się odwróci.
Jan Krzystyniak
ZOBACZ WIDEO Oficjalne intro PGE Ekstraligi 2018