Ci, którzy mówili jeszcze kilka tygodni temu, że beniaminek PGE Ekstraligi nie ma prawdziwego lidera, a Nicki Pedersen to kot w worku, nie mają na razie po swojej stronie żadnych argumentów. Po dwóch kolejkach Duńczyk ma średnią biegopunktową 2,727 i jest drugim, tuż po Fredriku Lindgrenie, najskuteczniejszym jeźdźcem rozgrywek.
- Mam wrażenie, że nie licząc mnie i paru osób w klubie, wszyscy są postawą Nickiego kompletnie zaskoczeni. Ja przez pół zimy walczyłem z tymi, którzy mówili, że będzie słaby. Przyznaję, że mam teraz pewną satysfakcję - mówi trener Paweł Baran.
To w dużej mierze dzięki Pedersenowi tarnowianie wygrali na inaugurację z Falubazem. Zawodnik ten dwoił się i troił też w Częstochowie. Grupa Azoty Unia tam przegrała, ale sam Duńczyk zdobył aż siedemnaście punktów. - Nicki nie jest maszyną i to jasne, że w każdym kolejnym meczu nie będzie aż tak skuteczny. Nie martwię się jednak o to, że nagle straci swoją formę. To moim zdaniem mu w ogóle nie grozi. Mam tylko nadzieję, że w czasie sezonu nie spotka go żaden pech i będzie naszym wsparcie już do końca rozgrywek - dodaje Baran.
Gdy tarnowianie przygotowywali się do budowy składu na Ekstraligę, Pedersen nie był początkowo ich pierwszym wyborem. Nie jest jednak też tak, że wzięli go, gdyż nie mieli innego wyjścia. - Były też inne opcje, ale zdecydowaliśmy się postawić na Nickiego. Mówiono, że to kot w worku i nie wiadomo jak będzie się spisywać po roku naznaczonym kontuzjami. Ja wątpliwości co do tego, że okaże się mocny, jednak nie miałem. Co mnie przekonało? To, że ma determinację, nadal cieszy się jazdą i po prostu chce wrócić. To parokrotny mistrz świata i wiadomo było dla mnie to, że skoro podpisuje z nami kontrakt, to nie po to, by przywozić w meczu po 5-6 punktów. To, jak widać, w pełni się potwierdziło - kwituje trener Baran.
ZOBACZ WIDEO Oficjalne intro PGE Ekstraligi 2018