Mylili się ci, którzy twierdzili, że Jakub Jamróg nie poradzi sobie w PGE Ekstralidze. Dość powiedzieć, że w Tarnowie mija swoich rywali niczym tyczki. Podczas ostatniego meczu pomiędzy Grupą Azoty Unią Tarnów a Get Well Toruń przekonali się o tym mistrzowie świata - Jason Doyle i Chris Holder. - Muszę powiedzieć, że jak zajrzałem w program i popatrzyłem na nazwiska, z którymi jadę w swoim pierwszym biegu, to pomyślałem - "jasny gwint, co ja tutaj robię?" To jest żużel i z każdym można wygrać. To nie są przecież kosmici - mówił z rozbrajającą szczerością.
Na razie Kuba ma duże powody do zadowolenia. W Tarnowie jedzie niemal perfekcyjnie, bo przecież gdyby zdobywał po 7-8 punktów, to każdy byłby zadowolony. A tymczasem w dwóch meczach zainkasował 18 punktów i 3 bonusy. Gorzej było na wyjeździe w Częstochowie. - Tam nie korzystałem z silnika, na którym jechałem podczas meczu z Toruniem - tłumaczył. - Wszystko przez to, że trochę mi się wtedy popsuł. Bałem się go wtedy użyć. Mam jeden trafiony silnik. Żywię wielką nadzieję, że w następnym meczu w Gorzowie nie będzie powtórki z pierwszego wyjazdu. Poza wszystkim mam kilka silników, choć nie wykluczam, że zdecyduje się kupić jeszcze jeden. Są punkty, więc można zainwestować, żeby iść cały czas do przodu - dodał.
Dwa tygodnie temu pisaliśmy, że świetnym występem przeciwko Falubazowi, Jamróg stał się bożyszczem miejscowych kibiców. Pozwoliliśmy sobie nawet na porównanie do Janusza Kołodzieja. On sam ostrożnie podchodzi do tematu. Mówi, że jeśli do tego dorzuci więcej punktów na wyjazdach, to wtedy będzie z siebie zadowolony.
- Pierwsze co przychodzi mi na myśl, to ciężka pracy, aby nie została przypisana mi łatka lokalnego matadora, który skuteczny jest tylko na własnym torze. Oczywiście mega się cieszę, że tak dobrze mi idzie w Tarnowie, bo te mecze są dla nas priorytetem. Zresztą spotkanie z Get Well Toruń pokazało, że kipi w nas ogromny potencjał. Pokonaliśmy przecież wielkie nazwiska - zakończył.
ZOBACZ WIDEO Oficjalne intro PGE Ekstraligi 2018