Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Zachwycamy się Fredrikiem Lindgrenem, bo przegrał tylko dwa biegi z Nickim Pedersenem. Słusznie, czy na wyrost?
Krzysztof Mrozek, prezes ROW-u Rybnik: Uważam, że jest się kim zachwycać. Fredrik jedzie bardzo dobrze. Powiem szczerze, że już przed sezonem 2017, kiedy negocjowałem z nim kontrakt i widziałem, jak podchodzi do tematu, wiedziałem, że on będzie mocnym zawodnikiem. Dobra jazda Lindgrena nie urodziła się bowiem teraz, ale już rok temu.
Na razie Lindgren i Pedersen jeżdżą w innej lidze niż pozostali. W Grand Prix będzie tak samo?
Nie. Tam żadnej dominacji tych panów nie będzie, bo Grand Prix rządzi się swoimi prawami i nie ma przełożenia, że skoro oni rządzą w lidze, to tam będzie tak samo. W Grand Prix jest szesnastu dobrych zawodników. Na inaugurację w Warszawie może wyskoczyć ktoś, po kim się tego nie spodziewaliśmy.
Rok temu Lindgren korzystał z silników GTR, ale naprawdę szybki stał się dopiero po przesiadce na sprzęt Flemminga Graversena.
Pamiętam doskonale moment przesiadki. Opowiem zaraz pewną historię, która będzie dowodem na to, jak wielką klasę ma Lindgren. Jego początek na silnikach GTR był rewelacją. Po serwisie ten sprzęt nie jechał jednak już tam samo. Fredrik długo był cierpliwy, w wywiadach podkreślał, że to nie silnik jest jego problemem, że on musi poszukać winy w sobie. Kiedyś przyjechał z Marcelem Gerhardem, konstruktorem GTR, do Rybnika na zawody. Mecz odwołano, a oni zrobili sobie dzień testów. Byłem wtedy na stadionie, bo podpisywałem umowę z Mateuszem Tudzieżem. Okno było otwarte, więc słyszałem, jak w pewnym momencie motocykl, na którym jechał Lindgren, zaskoczył. Schodzę na dół i pytam: Coście panowie pozmieniali?. Oni na to, że zmienili GTR na Flemminga.
ZOBACZ WIDEO Oficjalne promo finału MPPK w Ostrowie Wlkp.
Co było dalej?
Wtedy Lindgren powiedział Marcelowi, sam widzisz, że to jedzie lepiej. Podobało mi się to, że Fredrik nie zrobił tej zmiany za plecami mechanika, ale w trakcie testów sprzętu, na które on przyjechał.
A mnie podoba się to, że Lindgren nie szuka winy w sprzęcie, ale w sobie. Wspomniał pan, że jak rok temu miał kłopoty, to nie zwalał winy na silniki. Teraz mówi z kolei, że jest szybki, bo dobrze przepracował zimę i ma moc mentalną. Ani słowa o sprzęcie.
W swoim gabinecie miałem wielu żużlowców. Fredrik przyjechał na rozmowę ze mną sam, bo Caroline jeszcze nie reprezentowała wówczas jego interesów. Mogę powiedzieć, że on nie sidział z nogami na stole, co się niektórym zdarza. On siedział normalnie. Mówił, proszę, dziękuję, przepraszam. Zachowywał się jak profesjonalista. To cenię, bo wielu jest takich, co im brakuje podstaw, a myślą, że są Bogami.
Lindgren był rok temu w ROW-ie, teraz jest zawodnikiem Włókniarza. Prezes Michał Świącik twierdzi, że mógł mieć Szweda u siebie w poprzednim sezonie.
To są bzdury totalne, historie i bajki, które Michał pisze. Mogę powiedzieć, że gdyby nie dopingowa historia Grigorija Łaguty, to Lindgren z Rybnika by się nie ruszył i dalej byłby zawodnikiem ROW-u. Opowieść Michała, że jego córka przekonała Szweda, jest takim mówieniem pod publiczkę. Powtarzam, że gdyby nie Łaguta, to miałbym dalej nie tylko Lindgrena, ale i Maxa Fricke. Dla nich podstawowym kryterium była Ekstraliga, a że czuli się u nad dobrze, to ich kontrakty były niezagrożone.
A pan starał się o Lindgrena wcześniej niż przed sezonem 2017?
Tak. Jak byliśmy w pierwszej lidze, to chciałem wypożyczyć Fredrika z Wybrzeża. To był koniec ery Terleckich, a początek Zdunka. Prezes Zdunek powiedział jednak, że Szwed nie jest do sprzedania, bo ich utrzyma w Ekstralidze. On był uparty, a skończyło się spadkiem Wybrzeża. Lindgren poszedł do Lokomotivu. Stamtąd trafił w końcu do nas. Był szczuplutki, pilnował się. W dniu zawodów, o siódmej rano szedł biegać. Nie kryję, że zrobił w Rybniku furorę.
Trochę tylko szkoda, że doznał kontuzji.
Jakby nie kontuzja, to miałby jeden z medali mistrzostw świata. Może nawet złoto. Tak na marginesie, to jego zachowanie po kontuzji też przypadło mi do gustu. Grał w otwarte karty. Bez owijania w bawełnę mówił, że nie jest do końca wyleczony, że sytuacja jest poważna i wyjaśniał, czym grozi szybszy powrót na tor. Nie naciskałem. Wiem natomiast jedno. Dla mnie Lindgren to jest taki zawodnik, że jak się zdzwonimy, to przyjmę go z otwartymi rękami.
Szybkość motocykli Lindgrena powoduje, że już inni zastanawiają się, o co tutaj chodzi. Myśli pan, że ktoś sprawdzi jego silnik w trakcie zawodów?
Jestem przekonany, że takich głupców będzie pełno. Ludzi, którzy nie potrafią zaakceptować tego, że ktoś ciężko przepracowaną zimą mógł dojść do formy, jaką obecnie prezentuje. U nas jest tak, że jak ktoś sam oszukuje, to potem posądza drugiego o to samo. Znam Lindgrena bardzo dobrze i wiem, że to jest ostatni człowiek, który posunąłby się do oszustwa. Nie ma takiej opcji. Jednak próbować będą. Pamiętam, jak jeden z moich poprzedników wziął Piotra Protasiewicza do kontroli na alkohol i to była wielka kompromitacja, bo każdy wie, że Piotr prowadzi się, jak Bozia przykazała i trzeba było być skończonym idiotą, żeby takie rzeczy sprawdzać. W ciemno można było założyć, że Protasiewicz jest czysty. Tak samo jest teraz z Lindgrenem. Szwed zarobi na czysto dwanaście tysięcy, bo tyle płaci się za kontrolę silnika.