Grzegorz Drozd: Od inauguracji Grand Prix minęło 14 lat. Czy przez ten okres popularność żużla wzrosła?
Ole Olsen: Uważam że tak. Żużel jest coraz bardziej popularny na całym świecie. Poza tym Grand Prix wyznacza coraz lepsze standardy np. w przygotowaniu się do zawodów przez zawodników. Żużel 15 lat temu wygadał zupełnie inaczej. Co prawda mamy wszechobecny kryzys, ale udało się nam zatrzymać sponsorów cyklu. Wydaje mi się, że SGP ciągle się rozwija pod każdym względem. Również atrakcyjności wydarzeń na torze. Rozpoczynamy nowy sezon, który powinien być ekscytujący, co dobrze wróży dla speedway’a.
Kto okaże się najlepszy w 2009 roku?
- Sprawa jest otwarta i nigdy nie możemy przesądzać przed. Taki jest żużel. Taki jest sport. W zeszłym roku obserwowaliśmy metamorfozę Tomka Golloba, który był bardzo mocny. Niewątpliwe w przeciągu całej kariery zasłużył sobie na tytuł mistrza świata. Odnoszę wrażenie, że kiedyś go w końcu zdobędzie. Ma zbyt dużo problemów na krótszych i mniejszych torach. To kwestia psychiki. Jestem przekonany, że Tomek już uporządkował w głowie te kwestie, i ten sezon może być ogromną szansą dla Golloba.
Od wielu lat w kontekście faworytów ciągle przejawiają się te same nazwiska. Najwyższy czas na zmiany. Szansą jest Sajfutdinow.
- Bardzo ciekawy chłopak, którego z zainteresowaniem ogląda się na torze. Z satysfakcją obserwuje debiuty nowych i młodych zawodników. W tym roku nowa generacja, to nie tylko Emil, ale również Kenneth Bjerre. Możemy być świadkami wielu niespodzianek. Stara gwardia Jason, Leigh, Greg, czy Jason musi trzymać się na baczności. Do tego dochodzą Szwedzi. Wygląda na to, że w tym roku stawka jest bardzo wyrównana i zacięta.
Szkoda tylko, że wszystko rozgrywa się na Starym Kontynencie. Są realne szanse na ekspansje cyklu poza Europe?
Jak najbardziej! Ciągle nad tym pracujemy. Były próby powrotu do Australii, ale tam trudno znaleźć odpowiedni obiekt. Mieliśmy plany, aby za jednym razem zorganizować dwa turnieje w Australii i Nowej Zelandii. Jestem przekonany, że w perspektywie najbliższych pięciu lat żużlowe Grand Prix rozpowszechni się na inne kontynenty.
Za to odpowiedni i nowoczesny obiekt jest w Togliatii. Dlaczego więc nie ma GP w Rosji?
- Zgadza się, że obiekt jest super, ale nie możemy nic robić pochopnie. Togliatti to wyzwanie logistyczne. Zawodnicy musieliby pokonać odległość samolotem. W ten sposób trzeba przetransportować cały ich ekwipunek. Musimy wszystkie sprawy z tym związane rozwiązać na szczeblu organizatora. Nie możemy obarczać dodatkowym stresem zawodników, czy zdarzą na mistrzostwa świata. To nie byłoby fair. Chcemy całą eskapadę przygotować wspólnie. Wyjazd zawodników i obsługi musi być w jednym czasie. Odlot w czwartek. Powrót w niedziele.
Ole, czy to prawda, że przechodzisz wkrótce na emeryturę i zastąpi cię Tony Olsson?
- Na razie zdecydowałem się pozostać na funkcji dyrektora cyklu w obecnym i następnym sezonie. Później zobaczymy, czy będę czuł się na siłach.
Zdrowie w porządku?
- Tak, czuje się doskonale, ale to jednak już sporo lat. Jestem wdzięczny i szczęśliwy, że mogłem pracować i działać na rzecz rozwoju żużla, ale czy dalej będę piastował stanowisko nie zależy tylko ode mnie. Federacja FIM też ma swoją politykę. Być może będą chcieli dokonać kolejnych zmian. Tym razem personalnych. Czas pokaże. Na razie jestem do 2010 roku i na tym się skupiam.
Pracy możesz mieć więcej niż w zeszłych sezonach, bo po dłuższej przerwie na mapę GP wraca Vojens. Organizacja rundy GP, to spore wyzwanie.
- Vojens już parokrotnie było gospodarzem turniejów Grand Prix. Posiadamy doświadczenie, ale pracy faktycznie mamy sporo. Oprócz GP organizujemy eliminacje Drużynowego Pucharu Świata. W maju odbędzie się jedna z rund finałowych indywidualnych mistrzostw Danii. Oczekujemy sporego zainteresowania. Żużel w naszym kraju przechodzi wzrost popularności. W zeszłym roku właśnie w Vojens podczas finału WTC na trybunach pojawiło się 18.000 tys. kibiców. To efekt sukcesów po jakie sięgnęli Duńczycy z Nickim Pedersenem na czele.
Na światowym firmamencie duńskie sukcesy sportowe i frekwencyjne, ale liga nadal pozostaje pietą achillesową. Jest słabiutka.
- Sprawa jest złożona. Obecnie promujemy system młodych Duńczyków, dlatego zespoły nie są naszpikowane gwiazdami jak w Polsce, czy Szwecji. Mimo tego w lidze duńskiej są rodzynki jak Gollob, czy Pedersen. Wszyscy żużlowcy są podzieleni w czterech kategoriach: A, B, C, D. Przykładowo z kategorii mistrzowskiej A może wystartować tylko jeden zawodnik w meczu. Często poziom startujących jest bardzo różny i dzieli ich ogromna przepaść, ale zawody w miarę są ciekawe i przyciągają od 500 do 3 tysięcy widzów. Nie jest to zły wynik. Musimy dbać o to co jest. Kluby muszą uważać na swoje budżety, które nie są duże. Z drugiej strony zakontraktowanie zbyt wielu gwiazd mogłoby doprowadzić do upadku finansowego klubów, których nie ma wielu. Kondycja ligi jest ogromnie ważna w każdym kraju. Rozgrywki ligowe nadają puls. Na Grand Prix chce przyjść wielu kibiców, w organizacji każdy wie co ma robić, a młodzi kibice, czy szkółkowicze patrzą na gwiazdy i marzą o takiej samej karierze. Ale jedyną szansą na to jest regularna praca w klubach i startach w lidze. To dzięki jeździe w lidze można dochować się dobrych żużlowców. Szansę mają nie tylko ci najbardziej utalentowani. Dzięki ciągłym startom również ci mniej utalentowani, ale bardziej pracowici mogą być coraz lepsi i dochodzić do sporych sukcesów. Bez ligi nie ma na to szans.
Tym bardziej szkoda dla światowego żużla, że ogromne problemy przezywa najstarsza i przez lata najlepsza liga żużlowa – brytyjska.
- Coraz więcej gwiazd rezygnuje ze startów na Wyspach i jest to poważny problem. Brakuje nazwisk, które przyciągałyby kibiców na stadiony. Szansą dla Anglików może być szkolenie od najmłodszych lat tak jak to odbywa się w Danii, gdzie oprócz Superligi są niższe ligi Division 1 i Divison 2. Oprócz tego rywalizacja dla najmłodszych w dwóch klasach 80 cc i 50 cc. W Danii już wiemy, że to zdaje egzamin.