Niedzielne starcie na stadionie im. Alfreda Smoczyka było pojedynkiem niepokonanych dotąd drużyn w PGE Ekstralidze. W hitowym spotkaniu Fogo Unia Leszno pewnie pokonała forBET Włókniarza Częstochowa 53:37, potwierdzając tym samym ogromną siłę rażenia.
- Unia była faworytem tego spotkania. To przecież murowany kandydat do mistrzostwa Polski. Drużyna z Leszna nie ma słabych punktów. My nadal szukamy, nikt z nas nie jest jeszcze w optymalnej formie, oprócz Fredrika Lindgrena. Tor w niedzielę był bardzo wymagający i każdej drużynie przyjezdnej będzie w Lesznie bardzo trudno - mówi w rozmowie z "Radiem FON" Adrian Miedziński.
Mecz w Lesznie zapowiadał się niezwykle emocjonująco, tymczasem na leszczyńskim torze brakowało nieco walki. - Uważam, że leszczyński tor jest fajny do walki, jeśli jest dobrze przygotowany. Teraz było bardzo dużo luźnej nawierzchni, przez co trudno o wyprzedzanie - przyznaje wychowanek toruńskiego klubu, który blisko zapoznał się z nawierzchnią leszczyńskiego toru. W 9. biegu przeszarżował na pierwszym łuku i przewrócił się.
- Trochę mi zabrakło, by minąć Jarka Hampela, później otrzymałem bardzo ciężką szprycę, która wybiła mnie z rytmu. Źle wjechałem w łuk, popełniłem błąd techniczny, zabrało mi nogę i upadłem. Na całe szczęście nie było to nic groźnego - tłumaczy Miedziński.
ZOBACZ WIDEO Nasi żużlowcy odpowiadali na pytania o Warszawę