Przypomnijmy, że na drugim łuku pierwszego okrążenia wspomnianego wyścigu upadł Maksymilian Bogdanowicz. Junior Car Gwarant Startu Gniezno błyskawicznie wstał z toru, jednak nie zdołał zbiec z motocyklem na murawę. Sędzia Michał Sasień, zauważając, że reprezentant gospodarzy zareagował i prawdopodobnie opuści owal, nie przerywał biegu. Czerwone światła uruchomił dopiero po jakimś czasie, kiedy okazało się, że Bogdanowicz ma problemy ze sprowadzeniem swojego sprzętu. W tym momencie pozostali uczestnicy wyścigu zbliżali się do wejścia w drugi łuk. Norbert Kościuch zauważył sygnalizację i zamknął gaz, a Mirosław Jabłoński zareagował dopiero wtedy, gdy zobaczył stojącego kolegę z drużyny. Kapitan Startu wpadł w jego motocykl i także upadł.
Tragedia była o krok. Gdyby Jabłoński nie skontrował swojej maszyny, mógłby z pełną prędkością uderzyć w młodzieżowca. Młodszy z braci, zapytany o tę sytuację, mówił, że arbiter zachował się właściwie. Zupełnie inne zdanie na ten temat miał menadżer gnieźnian Rafael Wojciechowski. - Mogło być naprawdę groźnie. Na szczęście zakończyło się wszystko bez większych konsekwencji dla zawodników. Ewidentny błąd sędziego, który za długo czekał z podjęciem decyzji o przerwaniu tego biegu. Takie decyzje powinno się podejmować szybciej dla bezpieczeństwa zawodników. Arbiter do końca wierzył, że Maksymilian zdąży zbiec z toru. Po takim upadku pod bandą, gdzie tej nawierzchni jest odsypanej zdecydowanie więcej, motocykl jest o wiele ciężej sprowadzić przez całą długość toru - tłumaczył nam na gorąco po zawodach.
W poniedziałek, po dokładnym przeanalizowaniu powtórek z opisywanego zdarzenia, opiekun drużyny z pierwszej stolicy Polski zweryfikował swoje zdanie na temat decyzji podjętej przez sędziego Sasienia. - Jazda w kontakcie trzech zawodników i walka o punkty, doprowadziła do niefortunnego zdarzenia, w którym Mirosław Jabłoński zahaczył o motocykl swojego klubowego kolegi. Reakcja sędziego, patrząc przez pryzmat zachowania Maksymiliana Bogdanowicza, który chciał szybko usunąć motocykl z toru, była odpowiednia. Wyścig został zatrzymany w momencie, kiedy zawodnik miał problem z zejściem z toru - powiedział Wojciechowski.
Menadżer Startu postanowił również przeprosić arbitra niedzielnego spotkania za niefortunną wypowiedź podczas konferencji prasowej, na której także stwierdził, że Sasień zbyt długo zwlekał z przerwaniem wyścigu. - Nie jestem osobą kompetentną do oceny pracy sędziego. To leży w gestii Głównej Komisji Sportu Żużlowego - zakończył Rafael Wojciechowski.
ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po leszczyńsku