Dialog przed meczem. Menedżer do zawodników: - Panowie, robimy na Leszno beton. Żużlowcy na to: - Ale Unia zrobiła 62 punkty na grudziądzkim betonie. Menedżer drapie się po głowie i po chwili zastanowienia zmienia front: - W takim razie robimy taką koparę, że tylko kaski będzie widać. Zawodnicy: - Ale Unia jeździ na takim torze w Lesznie. Menedżer kwituje rozmowę stwierdzeniem: - W takim razie nic nie robimy. Podsumowanie. Coś jednak zrobili. Problem w tym, że nie tak, jak trzeba.
Czułem, że Get Well przegra z Fogo Unią. Anioły, mimo zimowej sesji rodem z "Ojca Chrzestnego" i wielu pięknych słów menedżera (Jacek Frątczak zna się na marketingu i wie, jak pięknie opakować towar - patrz akcja z japońską ubikacją dla Piotra Żyły) jest na równi pochyłej. To zaczyna wyglądać, jak w sezonie 2017, gdzie przed spadkiem uchronił Toruń Grigorij Łaguta. Gdyby nie dopingowa wpadka Rosjanina Get Well w tym roku jeździłby w Nice 1.LŻ. Jednak co się odwlecze … . I proszę toruńskich kibiców, żeby się na mnie nie złościli, bo cóż innego można napisać.
Dlaczego jest tak źle, skoro miało być tak dobrze? Sporo już o tym napisano, ale dorzucę kilka kamyczków do ogródka. Po pierwsze brakuje w Get Well szefa. Menedżer Frątczak ciągłym przepraszaniem zawodników (nie tylko Pawła Przedpełskiego, ale i Nielsa Kristiana Iversen w Zielonej Górze) nie zbudował sobie autorytetu. Pan Jacek chciał, żeby wszyscy go kochali, a w efekcie nikt go nie szanuje. Jeśli słyszę, że żużlowcy Get Well śmieją się z niego po kątach, to nie jest dobrze.
Mam wrażenie, że drużyna Get Well jest obecnie rozedrgana emocjonalnie, tak jak jej menedżer (to się czuje w każdej z nim rozmowie). Najgorsze, że po kiepskim starcie w sezon pan Jacek został sam. Adam Krużyński, czyli człowiek, który pomagał budować zespół i mocno dotąd wspierał Frątczaka, awansował w firmie Nice, przeniósł się do Włoch i ma mniej czasu dla drużyny. Szkoda, bo menedżer potrzebuje kogoś, kto stanąłby za nim murem i wsparłby go swoim autorytetem.
ZOBACZ WIDEO Piotr Pawlicki: Nie liczę na dziką kartę w SEC, choć fajnie byłoby ją dostać
Ktoś powie, a jakie ma znaczenie to, co dzieje się z Frątczakiem? Przecież on nie jedzie. Jednak każda drużyna potrzebuje kapitana, który w trudnym momencie zmobilizuje i wymyśli coś, żeby dodać im otuchy, ewentualnie podać na tacy pomysł na odwrócenie losów meczu. Nie twierdzę, że Frątczak nic nie zrobił, ale kluczowe kwestie położył na łopatki. Jak to przeczyta, to pewnie napisze mi sms-a, że się mylę, bo on zarządza przez kryzys, bo woli, jak chłopaki się kłócą, zamiast grzecznie siedzieć. Ok, ale kłótnie pokazują, że w drużynie Get Well nie ma chemii, hierarchii, słowem nic się nie klei. A bez tego nie da się wygrywać.
Nie wiem, czy pan Jacek może jeszcze cokolwiek zmienić na lepsze. Nie wiem, czy ma wystarczająco dużo siły. Kiedy ostatnio rozmawialiśmy, powiedziałem mu, że media (w tym ja) zrobiły mu krzywdę, forsując jego kandydaturę na stanowisko menedżera Get Well. Wcześniej był szczęśliwym człowiekiem. Powrót do pracy z klubem tę radość mu zabrał. Nie napiszę, że powinni go zwolnić. On sam musi się teraz zastanowić, czy dalej chce to robić? I niech się nie obraża na krytykę, bo sam napompował ten balonik.
PS: Sytuację menedżera Get Well zobrazował na Twitterze Piotr Rusiecki, prezes Fogo Unii. Wrzucił on zdjęcie Frątczaka na kolanach. Z czasów Falubazu, ale przecież wszystko się zgadza.