MDM Komputery TŻ Ostrovia przed ostatnim wyścigiem przegrywała w Rawiczu 40:44. Goście potrzebowali podwójnej wygranej, żeby doprowadzić do remisu. Po starcie para Renat Gafurow - Nicolai Klindt jechała na 5:1, ale upadek na pierwszym łuku trzeciego okrążenia zaliczył nieatakowany przez nikogo Jaimon Lidsey. W internecie od razu pojawiły się komentarze, że młody Australijczyk upadł celowo.
- W żadnym wypadku nie podejrzewamy reprezentanta gospodarzy o to, że działał z premedytacją - mówi nam prezes ostrowskiego klubu Radosław Strzelczyk. - Ten upadek wyglądał bardzo groźnie. Chłopaka pociągnęło i z dużym impetem uderzył w bandę. O podtekstach nie ma mowy. Dobrze, że Australijczykowi nic się nie stało - komentuje szef Ostrovii.
W powtórce zwyciężyła sprawiedliwość. Duet gości pokonał podwójnie Dominika Kuberę i ostrowianie doprowadzili do remisu, dzięki któremu są nadal liderem drugiej ligi. - Nerwówka była ogromna, ale finał jest szczęśliwy. Ten mecz pokazał, że słabych rywali nie ma. Gdyby rawiczanie byli bardziej wzmocnieni posiłkami z Ekstraligi, to mogło być różnie. Zamierzamy jeszcze długo być liderem - tłumaczy Strzelczyk.
Liderem Ostrovii w Rawiczu był Renat Gafurow, który zdobył 17 punktów. Świetnie pojechał także Nicolai Klindt. Remisu na gorącym terenie nie byłoby jednak bez Zbigniewa Sucheckiego, który przez większość meczu kompletnie sobie nie radził, ale przebudził się w końcówce. - Było naprawdę trudno, bo nie wypaliły nam rezerwy taktyczne. Gdyby Zbyszek nie wrócił do gry, to nie byłoby takiego wyniku. Ta drużyna jest naprawdę ciekawa, bo jak komuś w danym momencie nie idzie, to pojawia się ktoś inny. Oby tak było już do końca - podsumowuje Strzelczyk.
ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników, czyli sprawdzian wiedzy żużlowców, odc. 2