Cykl "Szprycą w twarz" to felietony Bartłomieja Ruty, dziennikarza WP SportoweFakty.
***
Czasami się zdarza, że dziennikarzom zarzuca się, iż za bardzo operują w sferze domysłów. Fani czy też same osoby związane z żużlem podkreślają wtedy, że nie operuje się faktami, przez co dyskusja staje się mało merytoryczna. Ostatnio głośno się zrobiło na temat przygotowania torów i w tej sprawie mamy kilka faktów, ale niestety częściowo musimy operować w sferze domysłów. Swój felieton postanowiłem jednak zacząć od faktów.
Od początku tegorocznego sezonu komisarze bardziej liberalnie zaczęli podchodzić do tematyki przygotowania torów. Zezwalali po prostu na więcej. Przyznał to w magazynie PGE Ekstraligi szef sędziów Leszek Demski. Fakt jest taki, że to "więcej" to nic innego jak zgoda na przygotowanie nawierzchni innej niż twarda. Czy wobec tego mieliśmy jakiś tragiczny w skutkach wypadek? Nie. Czy któryś z meczów został odwołany bądź jego rozpoczęcie opóźniło się poprzez źle przygotowaną nawierzchnię? Nie. To są fakty. Dlaczego więc ten sam szef sędziów przyznał, że na spotkaniu z sędziami i komisarzami nakazał zwracać większą uwagę na aspekt przygotowania torów?
Szukając powodów takiej decyzji, należy się skierować w pierwszej kolejności do protokołów pomeczowych na stronach PGE Ekstraligi. Przyznaje - przejrzałem je a tam: niespodzianka! "Protestów nie złożono, brak uwag". Skąd ta nagła zmiana podejścia? Komu przeszkadzają przyczepne tory, kiedy nic się na nich specjalnego nie dzieje, jest bezpiecznie, a jedynym znanym aspektem jest to, że gospodarze mają atut własnego toru? Zaraz podniesie się larum, że faul Zmarzlika na Pedersenie to wina toru. Ktoś inny rzuci przykład wyścigu, w którym Piotr Pawlicki wytrącił z równowagi Gruchalskiego. To ja przypomnę, że na betonie w Grudziądzu upadali też Przemysław Pawlicki czy Krzysztof Buczkowski. Szach - mat!
W tym miejscu musimy pochylić się nad kolejnym faktem, jakim jest wypowiedź Marka Cieślaka. W jednym z wywiadów powiedział on, że wróciła moda na orkę i robienie torów pod siebie. Dziwnym trafem ów Cieślak jest szkoleniowcem jednego z zespołów bijących się o medale w tegorocznej PGE Ekstralidze. Mało tego, powiedział to w momencie, kiedy przegrał mecz. I teraz najśmieszniejszy fakt: cała PGE Ekstraliga padła na kolana i zdaje się recytować: Tak Mareczku, nie możesz przegrać ligi! Będziemy ubijać, ku chwale Narodowego!
To, co wyrabia się w naszej lidze, nie do pomyślenia jest za naszymi granicami. Tam wszyscy robią tory pod swój zespół. Zresztą nie tylko w żużlu mamy atut własnego obiektu. Nawet w futbolu przycina się trawę na odpowiednią wysokość czy podlewa ją (albo i nie) bezpośrednio przed meczem czy w przerwie. Dlaczego chcemy zabrać jedyny plus i jedyny atut, jaki ma gospodarz? Kompletnie tego nie pojmuję. Rozumiem aspekt bezpieczeństwa - jeśli tor jest przeorany w głąb na 10 centymetrów, no to zgoda - ubić, ale lekkie ruszenie nawierzchni, aby było pod koło? Przyczepnie wcale nie oznacza, że jest niebezpiecznie! I to jest kolejny fakt.
Pierwszym wskazaniem Cieślaka na tor nieregulaminowy było Leszno. Nie raz byłem tam na meczu i nie uważam, aby coś w jego przygotowaniu powodowało niebezpieczeństwo dla żużlowców. Nie sądzę, aby Fogo Unia potrzebowała robić tor na swoją modłę. Ich liderzy są w takim gazie, że zmiotą wszystkich i wszędzie. Nawet na rondzie w Lublinie. Inna sprawa, że ich przygotowanie toru zaczyna przypominać to wrocławskie sprzed dwóch sezonów.
Nie tylko ja uważam, że Leszno, które zawsze słynęło z ciekawej walki na dystansie, kuleje w lidze. Liczby też to potwierdzają. Jak wyliczył na zlecenie nSport+ Rafał Gurgurewicz podczas ubiegłorocznego meczu Fogo Unii i Betard Sparty oglądaliśmy 22 mijanki na trasie. Średnia dla całego sezonu wynosiła ponad 12, a teraz te cyfry spadły do 10. Coś jest nie tak, bo oglądałem też memoriał im. Alfreda Smoczyka i tam mijanek było aż nadto.
Reasumując powyższe fakty: PGE Ekstraliga robi źle, narzucając gospodarzom inne warunki niż te, w których czują się najlepiej. Jasne - Gorzów w ostatniej kolejce przesadził z polewaniem, ale gdyby od początku mogli zrobić swoje, to wierzę, że do takiej sytuacji by nie doszło. Zastanówmy się głębiej, czy chcemy robić ligę dla klubów i ich kibiców, czy przytakiwać Markowi Cieślakowi. Pseudonim "polewaczkowy" przecież nie wziął się z przypadku.
ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po częstochowsku