Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Jakie myśli kłębią się panu w głowie po takim finale. Radość z drugiego miejsca czy może niedosyt, że nie udało się wygrać?
Patryk Dudek: Przede wszystkim cieszę się, że wróciłem do gry, patrząc w ogóle na moją jazdę w Grand Prix. Pokazuję, że żużel jest bardzo trudną dyscypliną sportu w tych czasach. Wszystko się zmienia. Pola startowe odgrywały znaczącą rolę. Kto z początku trafił na pole C, wykorzystał to w stu procentach. W pierwszej fazie zawodów drugie pole było najgorsze, ale później mi akurat przypasowało w ostatnich wyścigach. Zmieniłem motor, przełożenia. Wszystko się działo w tych zawodach.
Po trzech startach miał pan tylko trzy punkty. Wtedy właśnie zmienił pan motocykl?
Tak. Z jednej strony zmiana motocykla, ale także trafiliśmy z przełożeniami. Jak się trafi z ustawieniami, to wszystko wygląda pięknie. Puszcza się sprzęgło i startuje dobrze nawet z najgorszego pola. Nie wiem w sumie co powiedzieć po takich zawodach. Żużel to porąbany sport. Cieszę się, bo naprawdę czułem się bardzo dobrze przed turniejem. Pozytywne wibracje czułem także w piątek na treningu. Wszyscy wokół mnie, rodzina, najbliżsi i wielu fanów wspiera mnie i dostawałem sporo słów otuchy. Czułem w kościach, że może być to moje Grand Prix. Po dwóch wyścigach szybko chłopaki ustawili mnie do pionu.
ZOBACZ WIDEO Artiom Łaguta: Mierzymy w podium Speedway of Nations
Co pozwoliło przetrwać panu ten trudny moment w zawodach?
Spokój i ciężka praca. W efekcie dałem się tylko objechać w finale na ostatnich metrach Fredrikowi Lindgrenowi. Szkoda. Popełniłem błąd.
Na czym polegał ten błąd?
Pojechałem za wąsko. Czułem zawodników, którzy mnie atakowali do środka toru na pierwszym łuku. Postanowiłem ten ostatni wiraż pojechać też do środka toru, ale okazało się to złą ścieżką. Fredrik Lindgren pojechał gdzieś tam po płocie i był szybszy. Ja z kolei nie byłem na tyle szybki na wyjściu z wirażu, żeby mu zamknąć drogę do bandy.
On wcześniej z kolei zamknął na pierwszym okrążeniu drogę Taiowi Woffindenowi. Nie miał pan prawa tego widzieć, bo działo się to za pana plecami...
Rzeczywiście, nie widziałem tego. Zauważyłem tylko, że Tai Woffinden zjechał z toru, ale jeśli to nie było spowodowane defektem motocykla, to Lindgren musi uważać na siebie, bo Tai może pamiętać o tej akcji.
Rok temu był pan czwarty w finale. Teraz drugi. Nie jest taka zła ta Praga?
Mimo narzekania, dużych perturbacji z motocyklem przed rokiem, udało się dojechać do finału. Teraz było podobnie. Na Markecie jest duże ryzyko. Trzeba podejmować decyzje w trakcie zawodów. Albo wyjdzie albo nie. W połowie zawodów z czymś trafiliśmy i poszło.
Czyli ten domowy tor w czeskiej lidze w Grand Prix wcale nie pomaga?
Miesiąc temu, jeżdżąc tutaj w lidze czeskiej, było zupełnie inaczej. Na Grand Prix to się zupełnie nie przekłada.
Dziesięć punktów zdobyte w Warszawie, czternaście dorzucone w Pradze. Chyba niezły ten początek?
Jestem zadowolony. Pierwsze dwa, trzy turnieje są takie, że może odskoczyć trochę od rywali. Nie ma co gdybać. Trzeba być w ósemce dopiero po dziesiątej rundzie