Pięć punktów i jeden bonus w sześciu wyścigach to dorobek Adriana Gomólskiego w przegranym dla Klubu Motorowego meczu z "Jaskółkami" 38:55.
- Nie mogę być zadowolony z występu w Tarnowie. Miałem ogromne problemy z dopasowaniem motocykli do toru. Kiedy oglądaliśmy nawierzchnię przed zawodami, wydawało się, że jest ona przyczepna. Kiedy jednak wyjechałem na tor, okazało się, że jest bardzo twardo. Na dodatek ta nawierzchnia jest specyficzna. Był tam jakiś pył i tak naprawdę przez połowę zawodów nie mogłem "przykleić się" do tego toru. Dwa wyścigi były może przyzwoite, kiedy to jeszcze próbowałem walczyć na dystansie. Było to jednak bardzo trudne, bo o wszystkim praktycznie decydował strat i rozegranie pierwszego łuku. Mijanek na dystansie było bardzo mało. W wyścigu, który wygraliśmy z Karolem też start nie był najlepszy w moim wykonaniu, ale przyciąłem do krawężnika i chyba trochę takim cwaniactwem udało mi się wyprzedzić rywali – oceniał pojedynek w Tarnowie, żużlowiec Klubu Motorowego Ostrów.
Wielu przed meczem ostrowian skazywało w Tarnowie na znacznie wyższą klęskę. Przez większą część meczu przewaga gospodarzy oscylowała w granicach 6-10 punktów, a dopiero trzy ostatnie biegi dobiły zespół Jana Grabowskiego.
- Jako drużyna osiągnęliśmy chyba nie najgorszy wynik. Unia jest przecież zdecydowanym pretendentem do ekstraligi. Ostrowskim kibicom mogę obiecać, że u siebie będziemy na pewno mocniejsi i powalczymy – może nie o punkt bonusowy, ale na pewno o zwycięstwo nad Unią Tarnów – zapowiada Gomólski, który sam przyznaje, że patrząc w pierwszoligową tabelę nie dowierza, że jego drużyna jest dopiero szósta z mizernym dorobkiem 2 punktów w pięciu meczach.
- Sam jestem bardzo podłamany taką sytuacją. Każdy z nas wie, że ostrowski zespół stać na dużo więcej. Mamy prawdziwego lidera w osobie Daniela Nermarka. Wszyscy musimy się wziąć w garść i walczyć dalej. W moim przypadku jest już i tak dużo lepiej niż na początku sezonu. Wiadomo, że chciałbym zdobywać jak najwięcej punktów dla ostrowskiego klubu. Czasami ja trochę zawodzę, czasami sprzęt. Wierzę, że się zmobilizujemy i od najbliższej kolejki rozpoczniemy wreszcie zwycięską passę – mówi Gomólski.
W sobotę w Stralsundzie Adrian Gomólski wywalczył pewny awans do półfinału Indywidualnych Mistrzostw Europy. Rywale może nie byli z najwyższej półki, ale 13 punktów i druga lokata ucieszyła 22-letniego zawodnika.
- W przeciwieństwie do niedzielnego meczu w Tarnowie, w Niemczech miałem atomowe starty. Naprawdę było bardzo dobrze i mogę się tylko cieszyć z tego występu. Jako jedyny wygrałem z Renatem Gafurovem, który zwyciężył w całych zawodach. Tak naprawdę jechałem tam nie po to, by zarabiać pieniądze, ale by reprezentować nasz kraj i przede wszystkim szukać jak najwięcej jazdy. Potrzebuję startów, by odbudować swoją formę – zaznacza.
Przypomnijmy, że pierwotnie Adrian Gomólski awizowany był w obsadzie na Rundę Kwalifikacyjną we Lwowie. W ostatniej chwili jednak wskoczył do turnieju w Niemczach, bo przeciwnym wypadku z uwagi na brak paszportu musiałby zrezygnować z eskapady na Ukrainę 17 maja.
- Cały wyjazd organizowany był na ostatnią chwilę. Tydzień wcześniej miałem pierwszą informację o możliwości startu w Stralsundzie. W miniony piątek, dzień przed zawodami przysłano mi licencję i pojechałem do Niemiec. Cieszę się, że awansowałem do półfinału. Mam nadzieję, że przy odrobinie szczęścia znajdę się w finale – kończy Adrian Gomólski.