Jeśli ktoś pomyślał, że na takie zawody jak pierwsza runda IMP, z której do półfinałów przechodzi aż ośmiu zawodników, tak uznanej klasy żużlowiec i reprezentant Polski jak Kołodziej wyciąga z garażu ósmy czy dziewiąty silnik, musimy takie osoby srogo rozczarować. Wielu żużlowców oczywiście pozwala sobie na tego typu praktyki. Ale nie zawodnik . Kołodziej zbyt poważnie podchodzi do swoich obowiązków żeby stosować podobne zagrywki.
- Jechałem na sprawdzonym sprzęcie. Wychodzę z założenia, że w takich zawodach nie testuje się motocykli. Uważam, że od tego są treningi i sparingi i turnieje towarzyskie. Teraz stawka jest tak wyrównana, że trzeba po prostu wyciągać wszystko co najlepsze i sprawdzone w boju - mówi 34-letni wychowanek Unii Tarnów.
Jeśli porównać zachowanie Janusza do lat poprzednich ewidentnie widać zmiany na plus. Wcześniej niechętnie korzystał z zaproszeń do udziału w różnych turniejach, szerokim łukiem omijał też ligi zagraniczne. Do minimum ograniczał ilość startów, a jego kalendarz był wychudzony jak modelka na wybiegu. W całości oddawał się swoim polskim pracodawcom i prężnie działającej szkółce. Teraz znów wrócił błysk w oku i chęć zrobienia czegoś dla siebie. Tym czymś może być awans do Grand Prix 2019, a więc powrót do cyklu po ośmiu latach przerwy. Pierwszy krok został zrobiony. Janusz pojedzie pod koniec lipca w finale Challenge na torze w niemieckim Landshut.
- Nie ma co generalizować i patrzeć na lata wstecz. To się wydarzyło i z tym się nie dyskutuje. Nie lubię grzebać w przeszłości. Trzeba spoglądać na to co przed nami. Przygotowania do tego sezonu były naprawdę intensywne. Obraliśmy w nich trochę inny kierunek. Nie tylko indywidualnie ale też drużynowo. Wiedzieliśmy, że w środowisku panuje zasada "bij mistrza". Sporo się nauczyłem i chyba doszedłem do wniosku, że mogę i przede wszystkim chcę jeszcze parę rzeczy osiągnąć. Zawziąłem się w sobie. Dlatego cieszę się, że ten sezon zaczął się dobrze i taki stan rzeczy trwa nadal. Takie coś daje jeszcze większego kopa do działania - wyjawia.
ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników, czyli sprawdzian wiedzy żużlowców, odc. 2
Faktycznie Kołodziej unika w tym roku wpadek. Jeździ niezwykle równo. Można na niego liczyć w każdej sytuacji wiedząc, że nie zawiedzie. Wielu uważa też, że zawodnik leszczyńskich byków to idealna opcja na numery trzynaście i pięć, czyli pomoc do juniora. Z powodzeniem przecież już występował w podobnej roli w poprzednich latach. To trochę gatunek na wymarciu. Równie co zdecydowanie zdobyta trójka, cieszy go przywiezienie podwójnego zwycięstwa z młodszym partnerem. Niektórzy śmieją się, że głowa Janusza już kilkukrotnie wyskoczyła z zawiasów od oglądania się na lewo i prawo w poszukiwaniu kolegi.
Piotr Baron dostrzega w Kołodzieju jednak inne walory. To dla niego najbardziej uniwersalny żołnierz spośród wszystkich zawodników jakich ma do dyspozycji. Dlatego najczęściej przyznaje mu numer dwa lub dziesięć, uznawany za najtrudniejszy. Trener Fogo Unii wie, że Janusz nie będzie marudził tylko z pokorą wypełni powierzone mu zadanie i bez problemu sobie z nim poradzi. To trochę jak w tej scenie z filmu "Kiler" gdy komisarz Ryba ma być jak Tommy Lee Jones w "Ściganym". Tak samo Kołodziej odpowiedziałby zapewne "będę" na komunikat ze strony szkoleniowca, że ma być jak… wściekły byk…
PozdROW.