Andrzej Rusko: My nie chcemy kupować wyniku (wywiad)

Andrzej Rusko od ponad 25 lat jest obecny w polskim żużlu. Zarządzany przez niego WTS Wrocław organizował pierwszy w historii turniej Grand Prix, a Betard Sparta jest w czołówce PGE Ekstraligi. - My nie chcemy kupować wyniku - zapewnia prezes WTS-u.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Tommy Knudsen (po prawej) z małżonką i działaczami WTS-u Wrocław Materiały prasowe / Tomasz Bubella / Tommy Knudsen (po prawej) z małżonką i działaczami WTS-u Wrocław

Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty: Gdy rozpoczynała się przygoda z Wrocławskim Towarzystwem Sportowym, zakładał pan, że potrwa ona co najmniej 25 lat?

Andrzej Rusko, prezes WTS Sparty Wrocław: Gdy zaczynałem, to właściwie zostałem nieco zmuszony przez Ryszarda Nieścieriuka, i Waldemara Niedźwieckiego do tego, żebym tak mocno się zaangażował. Oni widzieli jak kocham żużel, bo byłem wieloletnim fanem tego sportu i to w czasach, gdy stadion świecił pustkami i byliśmy czerwoną latarnią w II lidze. Wtedy na stadion na mecze II-ligowej Sparty przychodziło 150-200 osób. Wszyscy się znaliśmy i w tym gronie byłem ja. Pod koniec 1992 roku, gdy nad wrocławskim żużlem zawisło widmo zagłady i nie było widać światełka w tunelu, to Ryszard Nieścieruk nie chciał doprowadzić do sytuacji, w której zmarnowałaby się jego ciężka, dwuletnia praca we Wrocławiu. To on długo mnie przekonywał, że warto byśmy w to poszli. Nie sądziłem, że ta przygoda potrwa tak długo. Raczej zakładałem, że podam rękę w trudnym momencie, ustawię klub pod względem organizacyjnym i biznesowym. Uniknę błędów poprzedników, a potem po prostu, komuś przekażę pałeczkę.

WTS to jednak wspólne dziecko. Moje, Krystyny (Kloc - dop. aut.) i wielu innych osób. Dziecko, które się urodziło, rosło i dostarczyło nam mnóstwo radości. Mało było chwil, gdy było smutno. Dzisiaj zastanawiamy się czy nie czas na przekazanie pałeczki, ale jak zostawić "dziecko".

Czy w trakcie tej 25-letniej przygody z WTS-em, zwłaszcza na jej początku, był taki moment, że pomyślał pan "za co ja się wziąłem"?

Początki są najtrudniejsze, owszem, ale byłem dobrze poukładany biznesowo. Byliśmy prekursorami w żużlu, jeśli chodzi zastosowane rozwiązania. Dopiero później przejmowały je inne kluby. To była kwestia na przykład sponsora tytularnego. Byliśmy pierwszą drużyną, która miała wsparcie z prawdziwego zdarzenia. Klub od początku, przez 25 lat, ma w nazwie sponsora z prawdziwego zdarzenia. Proszę też spojrzeć jak stabilni to byli i są partnerzy. Czternaście lat Atlasu, wcześniej początki z Polsatem. Od 2010 roku jesteśmy z Betardem i wszystko wskazuje, że to będzie mariaż na długie, długie lata.

Pana wejście w WTS było idealne. Trzy tytuły DMP zdobyte z rzędu. W najnowszej historii Ekstraligi nie mamy takich przypadków. Czy żużel zmienił się na tyle, że takie zdominowanie rywalizacji jest niemożliwe?

Rynek jest bardzo wyrównany. Nie decydują już tylko sprawy organizacyjne czy techniczne. Decyduje czasem łut szczęścia. Nam go zabrakło w 2016 roku, gdy jeździliśmy w Poznaniu i już na początku sezonu straciliśmy Maksyma Drabika, który do końca rozgrywek nie wrócił do składu. To są takie momenty, gdzie mimo włożonej pracy, mimo wszystkich przygotowań i zbudowania ogromnego budżetu, bo on dziś sięga 10 mln zł, wydarzy się coś, na co nie mamy wpływu.

Na gali z okazji 25-lecia WTS Sparty Wrocław zobaczyliśmy Tommy'ego Knudsena. Legendę wrocławskiego żużla. Czy to najlepszy obcokrajowiec w historii tego klubu?

Było tutaj wielu wspaniałych ludzi. Na pewno na początku był to Tommy Knudsen, później Greg Hancock i Jason Crump. Dziś Tai Woffinden, który już siedem lat jest z nami. Myślę, że od czasów Leigh Adamsa nie ma tak wiernego obcokrajowca. Mimo różnych podchodów ze strony naszej konkurencji, która proponuje mu bajońskie kontrakty Tai trwa z nami i nie zamierza zmieniać barw klubowych. W międzyczasie było jednak w WTS-ie wielu znakomitych żużlowców. I to nie tylko zagranicznych. Wszyscy byli ważni. Jedni zostawali dłużej, inni krócej. Jedni żegnali się z nami, z innymi żegnaliśmy się my. Takie jest życie.

Mówi pan też o wspaniałych zawodnikach z Polski. Tomasz Gollob będzie pana niespełnionym marzeniem, jeśli chodzi o WTS?

Oczywiście, że Tomasz jest pewnym niespełnionym marzeniem. Uważałem, że tak wspaniałego polskiego zawodnika prędko mieć nie będziemy. Ogromny talent i można się dziwić, że tylko raz był mistrzem świata. Myślę, że mógł być nim wielokrotnie i zdobyć nie mniej tytułów niż Tony Rickardsson, albo nawet więcej. Jeśli zaś chodzi o jego pozyskanie, to obie strony ze sobą flirtowały, ale nigdy nie było determinacji żadnej ze stron, aby ten flirt zakończyć związkiem. Myślę, że z naszej strony pewną przeszkodą był Władysław Gollob. Myśmy chcieli Tomasza, ale tylko jego.

Od pewnego czasu Betard Sparta stawia na zawodników młodych, którzy rozwijają się we Wrocławiu. Z czego to wynika?

My nie chcemy kupować wyniku. My stawiamy na sport. Nasi zawodnicy mają długoletnie kontrakty. Nie lubię zdradzać tajemnic. Wystarczy jednak popatrzeć na nasz najnowszy nabytek. Gleb Czugunow ma pięcioletnią umowę. Wkładamy pracę, nasze know-how i współpracujemy z zawodnikami. Chcemy, by oni się realizowali jako sportowcy, aby ich wartość rosła i osiągali oni jak najlepsze wyniki. My chcemy sportu przez duże "S". Nas nie interesują zawodnicy, którzy traktują klub jak bankomat. U nas, żeby być i jeździć w Sparcie, trzeba tego chcieć. Do tego chcieć uprawiać sport, a nie tylko zarabiać pieniądze. Oczywiście, wynagrodzenie jest bardzo ważną rzeczą, bo w końcu ci młodzi ludzie narażają swoje zdrowie i budują swoje zaplecze na przyszłość. Dlatego należy im się za tę pracę godziwe wynagrodzenie. Sport profesjonalny to dzisiaj ciężka praca.

WTS Wrocław to nie tylko drużyna ligowa. To też szereg zorganizowanych zawodów Grand Prix. Jak pan wspomina ten pierwszy turniej z 1995 roku?

W 1995 roku BSI dopiero wchodziło w żużel. Chciało, żeby ta pierwsza impreza była sukcesem, żeby nie było jakichś niedoróbek organizacyjnych. Dla nich ważne było, aby te zawody się odbyły, bo przywozili ze sobą iluś tam sponsorów. Chcieli ich przekonać do współdziałania w tym przedsięwzięciu, stąd decyzja o postawieniu na Wrocław.

Dzisiaj, gdy urodził się pomysł z nową formułą Drużynowych Mistrzostw Świata, czyli Speedway of Nations, znów BSI zgłosiło się do nas. Po tych zawodach wszyscy będziemy mądrzejsi i będziemy patrzyli na to w jakiej formule powinny się one odbywać. Osobiście, mogę powiedzieć, że mi się ten nowy pomysł podoba. Na pewno wymaga korekt od strony regulaminowej, ale start par jest niesamowitą szansą dla krajów, które nie mają tak licznej rzeszy żużlowców jak Polska. Czy Speedway of Nations powinno zastąpić tradycyjny DPŚ? Myślę, że nie. Tak jak w piłce nożnej, mistrzostwa świata odbywają się co cztery lata, tak samo w żużlu Drużynowe Mistrzostwa Świata mogłyby być rozgrywane w jednym roku w formule tradycyjnej, zaś w kolejnym w formie rywalizacji par. Byłoby to ciekawe dla kibiców i z pożytkiem dla rozwoju żużla w Europie i na świecie. Bo pamiętajmy tak jak sukcesy Małysza zbudowały zainteresowanie skokami narciarskimi w Polsce, tak samo sukcesy sportowe Rosjan, Czechów czy Niemców mogą wzbudzić na nowo modę na żużel w tych krajach. Chciałbym, żeby na podium w żużlowych mistrzostwach świata par stanęli Łotysze lub Francuzi. To na pewno przyczyniłoby się do rozwoju żużla w tych krajach, a speedway tego potrzebuje. Musimy powiększać żużlową mapę o nowe państwa. Chcemy być najlepsi na świecie, a nie w Polsce czy Europie Środkowej.

Przy okazji gali z okazji 25-lecia WTS-u wspomniał pan też o możliwym powrocie Grand Prix do Wrocławia. Czy takie rozmowy odbędą się po finale SoN?

Będziemy rozmawiać z BSI. To na pewno. Mamy takie ambicje. Wszystko będzie zależeć od tego, czy będzie nas stać finansowo na to.

W latach 90. wyglądało to inaczej. Teraz mamy Grand Prix w Warszawie, Toruniu i Gorzowie. Pozyskiwanie praw wiąże się z koniecznością licytacji. Wierzy pan w solidarność środowiska i dzielenie się turniejami poprzez poszczególne kluby? Bo taki pomysł serwował swego czasu PZM.

PZM ma dużą rolę do odegrania na tym polu. Wiem, że prezes Witkowski próbował uporządkować rynek wewnętrzny. Jestem przeciwnikiem zbyt dużej liczby imprez żużlowych, tych międzynarodowych i europejskich, w naszym kraju. Mamy rozgrywki ligowe na najwyższym poziomie. Dwa, maksymalnie trzy, turnieje żużlowe z najwyższej póki zaspokoiłyby apetyty naszych kibiców. Resztę oddajmy innym promując ten sport na świecie. Musimy utrzymać Grand Prix w Warszawie, które nobilituje speedway. A reszta? Na pewno pod egidą PZM można by znaleźć jakieś rozwiązanie.

ZOBACZ WIDEO Tai Woffinden: Krystyna Kloc i Andrzej Rusko wykonują wspaniałą pracę


KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>
Czy Betard Sparta Wrocław sięgnie po tytuł DMP w sezonie 2018?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×